Z drugiej strony. Czasu próby być nie mogło

Media sportowe i kibice w Polsce powinni być wdzięczni Zbigniewowi Bońkowi za słynną już wypowiedź na łamach Super Expressu.


„Powiem tak jak Brunner do Klossa: ja zdania nie zmieniłem, ale zmieniły się okoliczności. Pamiętajmy, że jesienią mamy sporo meczów z silnymi rywalami. A co, gdybyśmy przegrywali wysoko? Mecz po meczu? Tak więc spokojnie z tym tematem, czy z długością przedłużenia”.

Prezes PZPN w ten sposób zasiał ziarno niepewności w temacie kontraktu selekcjonera Jerzego Brzęczka, mającego wygasnąć 31 lipca, czego istotę podważyło odwołanie mistrzostw Europy. Dzięki tym słowom mieliśmy o czym pisać, o czym rozmawiać i dyskutować, a – co pandemia pokazała dobitnie – piłka nie skończy się wraz z brakiem meczów. Skończy się wtedy, gdy ustaną dyskusje. Skoro jednak świat porządkuje się na nowo, skoro ruszyła Bundesliga, skoro od dziś na palcach możemy już odliczać dni do wznowienia ekstraklasy, to i nasz związek uprzątnął mały reprezentacyjny rozgardiasz. Umowa Brzęczka do końca przyszłego roku – z możliwością jej rozwiązania w sierpniu 2021 (już po Euro i po wyborach w PZPN), ale i przedłużenia w razie awansu na mundial w Katarze – to rozwiązanie za wszech miar rozsądne.

Rację mieli ci, którzy łapali się za głowy słysząc domniemania, że kontrakt zostanie podpisany do końca 2020 roku i selekcjonerowi może przyjść walczyć o posadę w jesiennych meczach Ligi Narodów (ha, czy w ogóle będą?). To oznaczałoby, że mimo trwającej już ponad 1,5 roku kadencji i wywalczenia przepustki na Euro, prezes Boniek nadal nie jest przekonany do warsztatu Brzęczka. Przed nami wyjątkowy czas. Karierę reprezentacyjną już dawno zakończył Łukasz Piszczek, zachodzi słońce Jakuba Błaszczykowskiego, w pełni piłkarskiej jesieni jest Łukasz Fabiański, a liście nieuchronnie opadać będą też w bajkowym krajobrazie kreślonym przez Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika, Grzegorza Krychowiaka. I tak dalej… Na najbliższych dwóch mistrzowskich imprezach czołowe postaci kadry będą już dobrze po trzydziestce. To jest zmierzch tego pokolenia, wspaniałego na nasze warunki (nie umiem odżałować Euro 2016!), które nie ma jakiejkolwiek gwarancji, że doczeka się godnych następców. Dlatego – nawiązując do przyszłości Brzęczka – to nie był czas na eksperymenty. To nie mógł być żaden czas próby. Drogi były dwie: albo w razie wątpliwości rozdajemy karty na nowo, albo jesteśmy pewni swego i gramy tą samą talią. Rozwiązanie pośrednie trąciłoby absurdem. Obecny sztab ma we względnym spokoju układać drużynę na eliminacje mistrzostw świata i finały Euro, a o to byłoby trudno, siedząc na chwiejnym stołku.

Nie wiemy, kiedy wróci normalna reprezentacyjna piłka. Nie wiemy czy zagramy Ligę Narodów, nie mówiąc już o meczach z kibicami, ale wiemy, że od sztabu i od tej kadry mamy prawo oczekiwać, zanim gwiazdy nam się nie zestarzeją. Parafrazując klasyka: zmieniły się okoliczności, ale ja zdania nie zmieniłem.

Fot. Adam Starszynski / PressFocus