Z drugiej strony. Czy to początek drogi do… historii?

Nawet dramatycznego, ale koniecznie zwycięskiego z silnym rywalem. Bo później obecnej kadrze ma już pójść górki. Czyli tak, jak powiodło się tej pod wodzą Leo Beenhakkera po wygranej z Portugalią w Chorzowie, a kierowanej przez Adama Nawałkę po ograniu Niemców na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Piłkarze i trener nie sprawiają przy tym, i całe szczęście, wrażenia osób zaklinających rzeczywistość. Mają bowiem racjonalne argumenty. Nie dość przecież, że nasi piłkarze w znakomitej większości regularnie grają w klubach, to jeszcze niemal w komplecie znajdują w wysokiej formie. A w każdym razie w znacznie wyższej niż jesienią, kiedy Brzęczek stawiał – jako trener – pierwsze kroki w drużynie narodowej.

Nie sposób jednak nie przyznać racji Kamilowi Grosickiemu. Gra w klubach i występy w reprezentacji to jednak nieco inne bajki. I to nie tylko dlatego, że Robert Lewandowski, Krzysztof Piątek i Arek Milik w ligowych zespołach mają lepsze towarzystwo, które dostarcza podania. Mają tam przede wszystkim czas na wypracowanie skutecznych schematów, który dla Brzęczka i jego sztabu jest towarem wysoce reglamentowanym. I dotąd było go za mało, aby selekcjoner był w stanie pomóc szczęściu na tyle, aby reprezentacja Polski zahamowała pomundialowy zjazd po równi pochyłej.

O ile jednak dotąd można było sobie pozwolić nie tylko na nieudane eksperymenty, ale też na wpadki, to żarty właśnie się skończyły. Po spadku do dywizji B Ligi Narodów nikt nie płakał, mimo że w kolejnej edycji tych rozgrywek biało-czerwonym przyjdzie grać za sporo niższe niż dotąd stawki. PZPN jest na tyle bogatą instytucją, że nawet główny księgowy przełknął stratę kilku milionów złotych. W Wiedniu rozpoczyna się jednak walka o zupełnie inne pieniądze. Konkretnie – o co najmniej 10 milionów euro, które każdemu finaliście Euro 2020 wypłaci UEFA.

Kasa jest zatem nie do pogardzenia nawet dla tak bogatej federacji jak nasza. Tyle że z punktu widzenia czołowych piłkarzy nawet tak pokaźna premia w tym momencie ma drugorzędne znaczenie. O wiele ważniejsze dla liderów obecnej generacji reprezentantów jest – i to nie tylko dla Kuby Błaszczykowskiego, ale także dla Lewandowskiego, Grosickiego, Łukasza Fabiańskiego czy Kamila Glika – że stają być może przed ostatnią szansą spełnienia marzeń o medalu poważnego turnieju. Droga do tego jest oczywiście długa, kręta i wyboista, ale swój początek ma właśnie w Wiedniu.

Oby zatem przełamanie przyszło już dziś!