Z drugiej strony. Dzień Świra

Gdyby Marek Koterski miał tworzyć piłkarską wersję Adasia Miauczyńskiego, to idę o gruby zakład, że miałby łysą głowę przykrytą niebieską czapką, a twarz przyozdobioną zarostem.


Marek Papszun może poczuć się jak bohater jego filmów. Po czwartkowym wieczorze w Pradze szkoleniowiec Rakowa mógł być sfrustrowany i wściekły, że kolejny rok z rzędu jego zespół na ostatniej prostej dał sobie wyrwać awans do fazy grupowej Ligi Konferencji.

W ustach trenera częstochowian cytat z „Nic śmiesznego” nabierałby dodatkowego wydźwięku: – Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi. Wicemistrz Polski, mimo trudnego układu przeciwników był w stanie przejść dwie rundy i znów wzbudzić zachwyt. Co z tego, skoro cel, jakim był awans do fazy grupowej, nie został zrealizowany. Raków powinien jednak trzymać się ludowych porzekadeł – do trzech razy sztuka, a nuż za rok częstochowianie w końcu dopną swego.

Porażka zespołu trenera Papszuna w eliminacjach boli wyjątkowo mocno. Nie chodzi nawet o sam brak awansu. Częstochowianie, nie licząc meczu w Pradze, prezentowali się jak zespół z zupełnie innego miejsca na świecie. Po drugiej stronie barykady jest Lech Poznań. Mistrz Polski, ekipa, która w poprzednim sezonie ligowym prezentowała się najlepiej. Wydawało się, że zespół z Poznania powinien co najmniej wywalczyć prawo gry w Lidze Europy.

Jak to jednak z bywa z większością zespołów ekstraklasy, zamiast wielkiej radości jest rozczarowanie, połączone z szyderczym uśmiechem. Poznaniacy od 2020 roku nie wygrali wyjazdowego meczu w Europie. Gdy dostali manto od Karabachu i spadli do eliminacji do Ligi Konferencji wydawało się, że na tle słabszych rywali będą w stanie przełamać impas. Co otrzymaliśmy w zamian? Kompromitacje! Cóż z tego, że Lech awansował, skoro dopiero po dogrywce pokonał Vikingur? Jak patrzeć na to, że mistrz Polski uratował remis z Dudelange, które mogło poznaniaków wyrzucić z pucharów?

Nóż otwiera się w kieszeni, gdy zespół piłkarsko lepszy nie będzie kontynuował rywalizacji, a w zamian jesienią na murawę wybiegnie drużyna, po której można spodziewać się jedynie samych złych wydarzeń. Parafrazując inny cytat z „Nic śmiesznego”: – I tak kurczę do zajechania.


Fot. Tomasz Kudala / PressFocus