Z drugiej strony. Historia pisana od nowa

Zanosiło się na to już od pewnego czasu, a zwłaszcza od momentu, w którym poinformowano, że… spotkań towarzyskich z Czechami i Irlandią – zaplanowanych na jesień – nie zagramy w Chorzowie. W ten oto przewrotny sposób uprawnione stało się domniemanie, że o punkty w Lidze Narodów będziemy grać w „Kotle czarownic”. Udany pod względem sportowym i organizacyjnym mecz z Koreą Płd. to domniemanie tylko wzmocnił. A wczoraj stało się faktem…

Przez długie lata dla Śląskiego lokalizacyjnej alternatywy nie było, w pewnym więc sensie miejscowy i okoliczny kibic czuł się dopieszczony, a nawet rozpieszczony. To, że reprezentacja na tym obiekcie gra często, ze szczególnym uwzględnieniem najważniejszych meczów eliminacji mistrzostw świata i Europy, było oczywistością. Zresztą, sami piłkarze, gdy pytano ich w tej kwestii o zdanie, bez cienia wahania wskazywali na Chorzów jako najlepsze miejsce do rozgrywania najważniejszych meczów. Bo obiekt wielki, bo zawsze wypełniony, bo szczególny na nim panował klimat, bo najczęściej – acz oczywiście nie zawsze – przynosił szczęśliwe rozstrzygnięcia.

Nie pora w tym miejscu wracać do przyczyn, dla których stopniowo popadał w zapomnienie. Dość powiedzieć, że sporo w tym było polityki (patrz decyzje odnośnie miast-organizatorów Euro 2012), sporo niestety lokalnej nieudolności, a na dodatek technologicznych wpadek.

Większości piłkarzy dzisiejszej reprezentacji kojarzył się więc z zamierzchłą dla nich historią, kartami pięknymi, acz mocno archiwalnymi, przykurzonymi stronami gazet i książek, wspomnieniami dużo starszych kolegów. Takim czysto ludzkim dowodem na to, że Śląski stanowił bardzo ważny dla polskiej piłki obiekt, były (i są) osoby prezesów PZPN – najpierw Grzegorza Laty, potem Zbigniewa Bońka, dla których obiekt ten stanowił niezmiernie ważną część piłkarskiego życia. No ale dla tych dzisiejszych reprezentantów domem stał się Stadion Narodowy w Warszawie.
Czy domem alternatywnym, równie ważnym stanie się Stadion Śląski? Ba! Narodowemu trudno już będzie odebrać palmę pierwszeństwa – z bardzo wielu względów; tak wielu, że nawet nie sposób ich wymienić. Dość powiedzieć – patrząc na inne kraje – że to właśnie stadiony zlokalizowane w stolicach mają status obiektów „pierwszego wyboru”.
Śląski – mówiąc otwartym tekstem – tego statusu nie będzie w stanie odzyskać. Ale powinien się starać być drugim najważniejszym.

To oczywiście sprawa nie tylko gospodarzy obiektu. To w równym stopniu sprawa kibiców i ich skuteczności w staraniach o nawiązanie do legendy przerażającego rywali „Kotła czarownic”. I to też sprawa piłkarzy; im więcej odniosą zwycięstw, tym większe będzie w nich pragnienie, by wracać do Chorzowa możliwie najczęściej.
Historia jest więc piękna, ale by była żywa, pisać ją trzeba stale. Mecze z Włochami i Portugalią dają szanse na nowy początek…