Z drugiej strony. Inna bajka

Mówiąc kolokwialnie, w meczu przeciwko Szkocji szału nie było. Do przerwy nasi piłkarze mieli niewiele do zaproponowania, a w przekroju całego meczu Wyspiarze byli zdecydowanie lepsi od biało-czerwonych i tylko wynik jest mylący, zamazujący rzeczywistość.


Zdziwiły mnie więc słowa Krzysztofa Piątka, który odważył się powiedzieć, że mieliśmy więcej sytuacji od przeciwnika. Albo oglądaliśmy inny mecz (on w lwiej części z perspektywy boiska), albo próbował sobie i kolegom dodać otuchy przed pojedynkiem ze Szwedami na Stadionie Śląskim w Chorzowie. W mojej ocenie prawda jest taka, że wykorzystany przez „El Pistolero” rzut karny w doliczonym czasie gry był jednym z niewielu pozytywów, jakie zauważyłem w grze drużyny skonstruowanej przez Czesława Michniewicza.

Znajomy trener, z którym uciąłem sobie krótką pogawędkę na temat ustawienia i postawy reprezentacji Polski w Glasgow, stwierdził bez cienia wątpliwości, że to była próba generalna przed występem przeciwko Szwedom. Jego zdaniem „nowymi twarzami” na Stadionie Śląskim będą tylko Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski. Jeżeli rzeczywiście tak będzie wyglądała „kosmetyka”, to już teraz mam migotanie przedsionków serca.

Kiedy poprzedni selekcjoner biało-czerwonych Paulo Sousa zaproponował grę trójką stoperów i dwoma wahadłowymi, niemal wszyscy wieszali na nim psy, argumentując, że to ustawienie jest równoznaczne z samobójstwem. Czesław Michniewicz zastosował identyczny manewr i jest… cisza w eterze, chociaż w Glasgow było widać jak na dłoni, że kompletnie sobie w tym wariancie nie radzimy. Nawet Stevie Wonder by to zauważył.

I w tym momencie dochodzimy do sedna problemu – sam system na pewno nie jest zły, tylko nie mamy odpowiednich wykonawców. Fakt, że najlepszym zawodnikiem naszej drużyny w czwartkowym meczu ze Szkocją był bramkarz Łukasz Skorupski, wystarczy za wszelki komentarz.

Szkoci opanowali środek boiska, wchodzili w naszą defensywę jak w masło. W słabej dyspozycji jest Grzegorz Krychowiak, który w ciągu 4 miesięcy zagrał dwa razy, zaś potencjał Piotra Zielińskiego nie został w ogóle wykorzystany. Pomocnik Napoli był ustawiony za wysoko i został de facto odcięty od piłek. A może po prostu gra w reprezentacji Polski to nie jest jego bajka?

Gdyby to ode mnie zależało, pięciu aktorów ze spektaklu w Glasgow mecz ze Szwedami zaczęłoby na ławce rezerwowych, a Arkadiusz Reca otrzymałby nawet zakaz zbliżania się do tej ławki! Jakie „numery” musi jeszcze wyciąć obrońca Spezii Calcio, by selekcjonerzy przejrzeli wreszcie na oczy i doszli do wniosku, że drużyna narodowa to dla niego nie ten rozmiar kapelusza? Dla skrzydłowych przeciwnika wychowanek Kolejarza Chojnice nie jest żadną przeszkodą, rywale bezkarnie śmigają jego stroną boiska, a jedyny argument jaki ma w swoim arsenale, to… faule. To cud, że w meczu ze Szkotami nie wyleciał z boiska z powodu czerwonej kartki. Na taki „luksus” we wtorek nie możemy sobie pozwolić, bo szansy na odpokutowanie grzechów po prostu nie będzie.


Na zdjęciu: Arkadiusz Reca (z prawej) był najsłabszym ogniwem polskiej defensywy w meczu ze Szkocją.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus