Z drugiej strony. Jak 300 Spartan

Choć widziałem w swoim życiu tysiące meczów, tylko z rzadka zadawałem sobie po 10 minutach gry pytanie, czy ludzie biegający po boisku będą w stanie wytrzymać narzucone sobie tempo do 90 minuty, i czy przypadkiem nie padną jak muchy na 10 minut przed końcem. To pytanie zadałem sobie właśnie w trakcie meczu Argentyny z Islandią, ale też w powiązaniu ze stereotypowym myśleniem o futbolu: ten będzie górą, kto lepiej operuje piłką; jego rywal musi się o wiele więcej nabiegać, co oznacza, że o wiele bardziej się zmęczy.

Ten stereotyp w tym meczu się zachwiał. Przedstawiciele niewielkiego liczebnie, ale wojowniczego ludu do ostatniej minuty gry harowali na boisku niczym nakręceni i nie dali sobie odebrać upragnionego punktu. Choć rzecz nie tylko w ambicji i wojowniczości Islandczyków, rzecz także w tym, że oni po prostu umieją grać w piłkę, i to grać na poziomie, który sprawia kłopoty tuzom.

Fenomen ten nie daje mi spokoju już od dłuższego czasu, niekoniecznie od Euro 2016, choć właśnie wtedy – we Francji – przybrał rozmiary spektakularne. Islandia liczy sobie niewiele ponad 300 tysięcy mieszkańców; ostatnio zresztą populacja ta wzrosła m.in. dzięki polskiej emigracji. To mniej więcej tyle, ile liczą sobie Katowice. Nieustannie więc trzeba sobie zadawać pytanie, jak oni to na tej wyspie robią, że z tak niewielkiej populacji – odliczmy dzieci, kobiety i ludzi w „wieku poprodukcyjnym” – potrafią w sporcie i ze sportu wyciągnąć aż tyle. Nie tylko przecież w piłce nożnej, ale i na przykład ręcznej.

Po pierwsze, w istocie muszą mieć duszę wojowników, jak nie przymierzając 300 Spartan, którzy – ostrzeżeni przez wrogów, iż strzały (z łuków), którymi zostaną zasypani, przysłonią słońce – odparli, że wobec tego będą walczyć w cieniu. Po drugie jednak, jaka musi być organizacja społeczeństwa i jaka jego mentalność, by opierając się na tak skromnej liczebnie bazie, zbudować tak trwałą, efektowną i skierowaną ku przyszłości piramidę.

Uczmy się więc od Islandczyków. Ba, by było lepiej u nas – w sporcie i w ogóle – uczmy się choćby od diabła.