Z drugiej strony. Jak tu nie eksperymentować?

Zostały dokładnie dwa miesiące – 22 listopada meczem z Meksykiem rozpoczniemy fazę grupową mundialu.


Dziś, kiedy już tylko godziny dzielą nas od konfrontacji z Holandią, a 3 dni – od wyjazdowego spotkania z Walią, można byłoby postawić pytanie: czy to jeszcze czas na eksperymenty, czy raczej wrześniowa odsłona Ligi Narodów powinna tylko służyć dopinaniu detali przed występami w Katarze? Ale tak sprawy postawić się niestety nie da.

Przyznam się, że trochę tęsknię do selekcjonerskich czasów Adama Nawałki i naszej reprezentacji tak stabilnej, że wyjściowy skład można by wyrecytować nawet obudzonym w środku nocy. Od dawna nie umiem w kontekście kadry wyzbyć się poczucia jakiejś tymczasowości i tego, że pozostaje jednym wielkim placem budowy.

Tak było za Paulo Sousy, tak jest – z różnych względów – również za Czesława Michniewicza, bo na 61 dni przed inauguracją mundialu nie damy sobie nawet obciąć palca, czy zaczniemy go systemem z dwójką, czy jednak trójką środkowych obrońców i wahadłami. Za punkt odniesienia niech posłuży mecz, którym wywalczyliśmy bilety na MŚ, czyli zwycięski baraż ze Szwecją.

Spójrzmy na skład, jaki wybiegł wtedy na Stadion Śląski: dyspozycyjność Wojciecha Szczęsnego z powodu niedawnego urazu stoi dziś pod znakiem zapytania, kontuzje leczą Matty Cash, Krystian Bielik, Jacek Góralski i Jakub Moder, po zamianie Southampton na Aston Villę problemy z regularną grą ma Jan Bednarek, dlatego za pewniaków można uznawać nadal jedynie Kamila Glika, może Bartosza Bereszyńskiego, Piotra Zielińskiego i oczywiście Roberta Lewandowskiego.

Zastanawiamy się, jakim ustawieniem zagramy z Holandią? Czy bramkarze – niezależnie, czy między słupkami stanie Szczęsny, Drągowski albo Skorupski – na pewno nie dodadzą paliwa toczącej się raz na czas dyskusji o pomijaniu Rafała Gikiewicza, robiącego furorę w Bundeslidze? Jak występy w Arabii Saudyjskiej wpłynęły na formę Grzegorza Krychowiaka i czy pewnym symbolem stagnacji narodowej drużyny nie jest fakt, że nadal ma w niej pewne miejsce, mimo coraz odleglejszych od poważnego futbolu pracodawców w CV?

Kogo selekcjoner wystawi obok Lewandowskiego, mając do wyboru odradzającego się we Włoszech Piątka, odrodzonego Milika albo strzelającego w kadrze ostatnio najwięcej z nich Karola Świderskiego, który niebawem kończy sezon w MLS i będzie dla niego wyzwaniem, by po ponad miesiącu bez grania wypracować optymalną formę na Katar?

To wszystko pytania, które bardzo nas ciekawią, ale nie mogą przysłonić póki co kwestii najważniejszej – tej, że Liga Narodów to gra o punkty i trwa walka z udziałem naszej drużyny o utrzymanie miejsca w najwyższej dywizji. Dobrze byłoby nie zwlekać z tym do niedzielnego wieczoru w Cardiff, ale jak trudne to zadanie, niech świadczy fakt, że Holendrów nie pokonaliśmy od 1979 roku. Starsi kibice pewnie pamiętają, tym młodszym data ta może kojarzyć się z czymś jeszcze.

Zawsze uśmiecham się na wspomnienie tego, w jaki sposób Józef Wojciechowski zarządzając Polonią Warszawa skomentował przed laty absencję w którymś z meczów bramkarza Sebastiana Przyrowskiego wywołaną bólem zęba. „To jest skandal! Ja naprawdę nie rozumiem, jak profesjonalny piłkarz może nie wiedzieć, co ma w tym swoim dziobie? Z trenerem Janasem zastanawialiśmy się, kiedy my mieliśmy podobne problemy. Mnie po raz ostatni bolał ząb w 1979 roku!”. Oby dziś wieczorem też można się było uśmiechnąć. Albo przynajmniej żeby nic nie bolało!


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus