Z drugiej strony. Jakuba Świerczoka historia domniemana

 

W przypadku niemalże każdego młodego polskiego piłkarza wyjeżdżającego za granicę podnosi się u nas larum, że to kolejny błąd. Że za wcześnie, że do za mocnej albo za słabej ligi, że za daleko od reprezentacji – niechby tylko młodzieżowej – czyli, że marność nad marnościami i że talentu szkoda. A na poparcie takich tez bardzo często przywołuje się Jakuba Świerczoka. Czy słusznie?

O nastoletnim Jakubie Świerczoku trochę wiem, bo chodził z moim synem do tej samej sportowej klasy szkoły średniej. I właśnie w tej szkole powiedział Pani Nauczycielce, że wszystko stawia na piłkę, więc nawet nauka z futbolem musi przegrać. Ponieważ była to klasa właśnie piłkarska, to Pani Nauczycielka mogła być zaskoczona jedynie szczerością i zdecydowaniem młodego człowieka, a nie jego stosunkiem do nauki, bo przy innym podejściu wybrałby inną szkołę!

Może paść więc pytanie, czy tak zdecydowany Jakub Świerczok może być dziś usatysfakcjonowany grając „tylko” w Bułgarii, konkretnie w Łudogorcu Razgrad? Ale przecież nie od Bułgarii zaczynał, tylko od mekki, czyli Niemiec.

I mając wówczas 19 lat może właśnie w Kaiserslautern zrozumiał, że drugim Cristiano Ronaldo nie będzie, a że role niepierwszoplanowe go nie interesowały, zmodyfikował trochę swoje plany? A może po ciężkiej kontuzji, której doznał będąc z Niemiec wypożyczony do Piasta, ale w meczu reprezentacji młodzieżowej, którą to kontuzję przypłacił półroczną przerwą, jeszcze bardziej upewnił się, że życie futbolisty to nie jest bajka, a pechowe kolano zgina się jakoś inaczej? Ale potem przecież grał i strzelał w Bydgoszczy, Łęcznej, Tychach i w Lubinie, skąd za kwotę odstępnego wykupił go Łudogorec. Że za kwotę odstępnego może być bardzo ważne, bo przecież bohater tego tekstu zapewne nie marzył o Morzu Czarnym, ale np. o Śródziemnym, a odstępne nie pyta, tylko każe się pakować. Ale wtedy trzykrotny już reprezentant Polski seniorów nie był tym samym Jakubem Świerczokiem. Pewna znana rodzima piłkarka ręczna zakończyła dla niego karierę sportową i do Bułgarii pojechali razem.

Pewnie już wiedział, że Barcelona czy Real o niego nie zapytają, a nie będzie źle w dosyć ciepłym kraju cały czas robić to, co się uwielbia, a jeszcze za to zapłacą. Pewnie też już wiedział, że Roberta Lewandowskiego nikt nie wygryzie, więc i szanse na etat w kadrze odpłynęły. Trzeba więc cieszyć się z tego, co jest, a do kariery pokierować następne pokolenie, które jeśli odziedziczy sportowe geny po rodzicach, będzie miało już podwójną szanse na sukces.

Żeby być w zgodzie z własnym sumieniem oraz z dobrami osobistymi Pani Aliny i Pana Jakuba muszę podkreślić, że to, co powyżej, to tylko fabuła, oparta co najwyżej na kanwie przypadków Jakuba Ś., jednakże w ten sposób chciałem podkreślić, żeby nie szafować jego nazwiskiem w kontekście jakichś niepowetowanych strat.

A moje intencje podkreśla samo życie. Ostatnio razgradzki kolega Świerczoka, Jacek Góralski, podpisał ponoć bajeczny kontrakt w lidze może nie bardziej nośnej niż bułgarska, ale płacącej jeszcze lepiej, a sam Jakub Świerczok przypomniał się naszym klubom, strzelając w Turcji gola Wiśle Płock. Niedawno skończywszy dopiero 27 lat ten niewątpliwie utalentowany napastnik może jeszcze zaskoczyć spektakularnym kontraktem, a jeśli nie, to i tak osiągnął już więcej niż setki jego rówieśników. Nie szufladkujmy go więc bez głębszego zastanowienia!