Z drugiej strony. Każda pliszka…

Nie jestem przekonany, że Zbigniew Boniek dokonał dobrego wyboru, powierzając opiekę nad reprezentacją Polski Paulo Sousie.


Nie jestem nadgorliwym patriotą, który odrzuca wszystko, co nie jest polskie, ale uważam, że Portugalczyk nie zasłużył na to, by poprowadzić biało-czerwonych w mistrzostwach Europy i eliminacjach do mistrzostw świata.

Paulo Sousa był nietuzinkowym piłkarzem, który zdobył wiele znaczących trofeów, ale jego dokonania na niwie trenerskiej nie rzucają na kolana. Tylko pięć miesięcy pracował w sztabie reprezentacjo Portugalii seniorów, sprawując funkcję asystenta Carlosa Queiroza. I nie wciskajmy ludziom kitu, że prowadził znamienite kluby europejskie.

Gwoli odświeżenia pamięci – prowadził Queens Park Rangers, Swansea, Leicester City, węgierski Videoton, Maccabi Tel Awiw, FC Basel. Fiorentinę, chiński TJ Tiajnin, Girondins Bordeaux. Co ważniejsze, spektakularnych sukcesów nie odniósł, bo Puchar Ligi węgierskiej, mistrzostwo Izraela i Szwajcarii, to z całym szacunkiem, zasługują co najwyżej na mrugnięcie powieką.

Nie wątpię, że Portugalczyk ma dużą wiedzę, ale czy to wystarczy, by być dobrym, a przede wszystkim skutecznym selekcjonerem?

Zgadzam się z opiniami tych fachowców, którzy uważali(ją), że optymalnym wyborem byłby trener, który ma za sobą doświadczenie w pracy z reprezentacją i osiągnął z nią sukces. Niekoniecznie w postaci medalu mistrzostw Europy, czy świata, ale żeby na tej drużynie było widać jego rękę. Paulo Sousa na pewno nie spełnia tych kryteriów, ale jak przystało na kibica reprezentacji Polski, życzę mu wszystkiego najlepszego. Czyli chciałbym się mylić…

Śmieszą mnie wypowiedzi rodaków Sousy, że przed przyjęciem posady selekcjonera reprezentacji Polski otrzymał on kilkadziesiąt innych ofert, lecz z żadnej nie skorzystał. Przy tej okazji padł argument, że odrzucił „bardzo intratny kontrakt w Katarze”. No, nie róbmy sobie żartów z pogrzebu, bo w tym przypadku na pierwszym miejscu była kasa, a wynik sportowy na dalszym planie. Reprezentacja Kataru, czy jakakolwiek drużyna z tego kraju, nie ma prawa nawet stanąć obok renomowanych drużyn narodowych, ani zespołów klubowych.

Rozumiem jednak zachwyty Portugalczyków nad Paulo Sousą, w myśl porzekadła „każda pliszka swój ogonek chwali”.

Widzę jeden słaby punkt w sztabie Paulo Sousy. Nie ma w nim ani jednego polskiego trenera! Takiego, który zna realia i zasoby ludzkie w polskiej ekstraklasie. Poza tym byłaby to inwestycja na przyszłość, bo docelowo polską drużynę narodową powinien prowadzić polski szkoleniowiec. Powinien się jednak do tego przygotować. Adam Nawałka nie wziął się z księżyca, przez 14 miesięcy pobierał nauki u Leo Beenhakkera, podpatrywał, wyciągał wnioski.

Niemcy robili to metodycznie od lat, jeszcze za czasów Niemieckiej Republiki Federalnej (NRF), czy Republiki Federalnej Niemiec (RFN). Było wiadomo, że po Seppie Herbergerze „Die Mannschaft” poprowadzi Helmut Schoen, po nim Jupp Derwall, a następnie Franz Beckenbauer, Berti Vogts itd. Obecny selekcjoner Joachim Loew w latach 2004-2006 był asystentem Juergena Klinsmanna.

U nas się nie da? Obyśmy się nie sparzyli na Paulo Sousie, jak Legia Warszawa na Ricardo Sa Pinto.


Fot. laczynaspilka.pl