Z drugiej strony. Klasa sama w sobie

Nie dość, że to zazwyczaj pracowita grupa sportowców, to w dodatku to sympatyczni, otwarci i bezproblemowi ludzie. Takie odczucia mam po wielu latach współpracy i poznawania piłkarzy zza naszej południowej granicy. Przyjęło się, że to Czesi są bardziej otwartą nacją, ale u Słowaków dodatkowo znika bariera językowa, co sprawia, że można z nimi natychmiastowo nawiązać dobry kontakt.

Ze słowackimi piłkarzami nigdy nie było problemów. Przypomina mi się pewna historia sprzed ok. 10 lat, gdy przed derbami Ruchu z Polonią Bytom w ekstraklasie (teraz brzmi to jak fantastyka, prawda?) spotkałem się ze wszystkimi Słowakami z obu śląskich drużyn. Przyszło ich siedmiu i gdy spotkaliśmy się w centrum handlowym w Katowicach, wyglądało to, jakbym oprowadzał zagraniczną wycieczkę.

W końcu zapytałem: „Panowie, gdzie usiądziemy, żeby porozmawiać i się czegoś napić?”. Momentalnie odpowiedział Pavol Balaż, wtedy pomocnik Niebieskich: „Chodźmy do tej restauracji tutaj mamy zniżkę”. Jak widać Słowacy szybko zjednali sobie kelnerów i kierownictwo tamtejszej knajpki.

Dla dziennikarzy słowacki piłkarz to idealny materiał na teksty i do współpracy. Zazwyczaj są chętni do rozmów, a gdy już usiądą przed dyktafonem, to nie „strzelają” banałami. Mówią prosto, szczerze i ciekawie. Libor Hrdliczka z pasją opowiadał o zdobywaniu górskich szczytów, podobnie, jak Martin Bukata, który w czasie urlopu, gdy inni jego koledzy z Piasta wybierali egzotyczne kierunki i smażenie się na plaży, zaszywał się z dziewczyną w słowackich Tatrach.

Gdy niedawno skontaktowałem się z dawnymi graczami Ruchu, wspomnianym Pavolem Balażem i Gaborem Straką czułem, jakbym z nimi ostatni rozmawiał kilka dni temu, a nie kilka lat. Pokazali, że cieszyli się, iż ktoś o nich pamięta i chcę ich o coś zapytać.

Podobnie jest z nowym nabytkiem Górnika, Martinem Chudym. Choć udało się go złapać tylko na kilkanaście minut tuż po tym, jak podpisał umowę z zabrzanami, chętnie odpowiadał na wszystkie pytania. On także ma swoją pasję, godną pochwały. Specjalizuje się w zdrowym odżywianiu.

Pisze książki, prowadzi stronę internetową, spotyka się z ludźmi, aby porozmawiać o życiu w stylu fit. Dlatego nie mam żadnych obaw, jeżeli chodzi o charakter, a także o podejście do pracy w nowym klubie. Nawet jeśli od początku nie będzie numerem jeden, to na pewno wywrze presję na Tomku Losce.

Słowaccy bramkarze nie przynoszą wstydu, są solidni, a czasem wręcz się wybijają. Mówi się o polskiej szkole bramkarskiej, ale ta u sąsiadów nie jest o wiele gorsza, a znając piłkarskie realia, pewnie jest i tańsza, co nie jest bez znaczenia dla klubowych prezesów.

Nie dziwi więc, że wiele klubów wciąż przeczesuje ten rynek, a z uwagi na fakt, że w Lotto Ekstraklasie mamy do czynienia z coraz większymi pieniędzmi, do Polski mogą trafić coraz lepsi Słowacy. I ten napływ akurat mi nie przeszkadza, bo wśród sąsiadów tzw. „szrotu” praktycznie już nie ma.

 

Na zdjęciu: LIbor Hrdliczka strzegł bramki Ruchu Chorzów.