Z drugiej strony. Które miejsce w kolejce?

Kibice – gdzieś w Polsce – nie szykują się specjalnie na początek kwalifikacji Ligi Mistrzów. Gdziekolwiek przystawić ucho, tam można usłyszeć, że nasz rodzimy zespół – w tym roku Piast Gliwice – tradycyjnie szybko pożegna się z rozgrywkami i tyle będzie zabawy i emocji, zanim w ogóle zacznie się poważna gra. A stanie się to (dopiero) za kilka tygodni.

Cóż, nie tylko statystyki, lecz przede wszystkim długie lata doświadczeń, nakazują przyznać, że polski futbol klubowy leży i kwiczy – w kontekście międzynarodowym. Oczywiście zdarzają się wyjątki w postaci nielicznych awansów do fazy grupowej, ale koniecznie trzeba przypomnieć, że spośród 27 dotychczasowych prób udało się to w zaledwie trzech przypadkach.

Awans ostatni był dziełem Legii w 2016 roku; notabene towarzyszyły temu okoliczności co najmniej niecodzienne, a na pewno skłaniające do głębokiego poczucia wstydu: rozróby w trakcie meczu z Borussią Dortmund, czego konsekwencją była konieczność rozegrania meczu z Realem Madryt przy pustych trybunach. Z Realem Madryt! Z którym Polakowi uda się może zagrać raz w życiu lub nigdy! Taka oto miara polskiej głupoty i obciachu.

Dziś Piast Gliwice startuje w próbie nr 28 i już na dzień dobry zmierzy się z BATE Borysow, białoruskim klubem z niezłym „życiorysem” w europejskich pucharach, na dodatek będącym w środku sezonu ligowego. Taki to paradoks: białoruska piłka w wymiarze reprezentacyjnym nie liczy się w Europie, ale BATE i owszem; polska piłka (również w wymiarze reprezentacyjnym) liczy się o wiele bardziej, ale w wymiarze klubowym w ogóle.

Co bardziej boli? Zapewne Białorusinów niedole narodowego zespołu, niż nas niedole klubowe, co jednak nie zmienia faktu, że na dłuższą metę sprawdza się powiedzenie, iż siła reprezentacji budowana jest w oparciu o dobrą pracę klubów. Potęgą – ze zwieńczeniem w postaci medali mistrzostw świata – na skalę międzynarodową byliśmy wtedy, kiedy mieliśmy bardzo silne kluby: Górnik Zabrze, Legia Warszawa, Widzew Łódź…

W Gliwicach zwarci i gotowi

Czasy się zmieniły, dzisiaj polski klub z założenia jest – w najlepszym przypadku – zapleczem dla bogatszych klubów zagranicznych, które jeśli nie „wyjmą” 16- czy 17-letniego dzieciaka, to „wyjmą” 20- czy 21-letniego chłopaka, na przykład Szymona Żurkowskiego z Górnika Zabrze, na przykład Sebastiana Szymańskiego z Legii Warszawa – by pozostać przy najświeższych przykładach. Przy tej tendencji, skądinąd nasilającej się, nie ma szans na to, by zbudować cokolwiek w Europie znaczącego; jest już dobrze, jeśli start w europejskich pucharach nie staje się dla polskiego klubu – ograbionego po sukcesie w lidze z najlepszych graczy – „pocałunkiem śmierci” (prawa autorskie: Michał Probierz).

W tym sensie ten cały sceptycyzm wobec udziału polskich drużyn w europejskich pucharach znajduje uzasadnienie. Dotyczyć więc musi i Piasta. Klub ten wyjątkowo udanie bronił się przed rozbiorem – choć w tym momencie trudno jeszcze przesądzić, czy w perspektywie kilku tygodni do niego jednak nie dojdzie – utrzymał większość składu i w takich właśnie okolicznościach stanie do konfrontacji z BATE. I już niedługo będzie wiedział, w którym miejscu kolejki do suto zastawionego europejskiego stołu się znajduje; i czy pozostanie ze świadomością, że nie ma szans na najmniejsze z niego okruchy – świadomością, w której funkcjonuje większość polskich klubów.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ