Z drugiej strony. Na wszystko jest czas

 

Ktoś mógłby się dziwić takim krokiem, ale ja się nie dziwię. Dobrze znam Kamila, bo to swój chłop, mocno związany ze śląską ziemią. Gdy w święta wrócił do Polski powiedział: „Wodzisław to mój dom, ale w domu czuję się też w Gliwicach”. Mam poczucie, że kariera piłkarska Kamila w ostatnich latach układa się wręcz wzorowo. Kolejne kroki są skrojone na miarę, wszystko jest dobrze przemyślane i poukładane. Żaden ruch nie był wykonany na siłę.

Przygoda z piłką Wilczka jest dobrym przykładem dla młodych piłkarzy. To dowód na to, że nie można się załamywać, że trzeba wierzyć i pracować. Kamil w Zagłębiu Lubin przeżywał trudne chwile, prawie nie strzelał goli i już go skreślano.

Ponownie sięgnął po niego Piast i w Gliwicach wszystko się zmieniło. Tam mu zaufano a on odpłacił się golami i koroną króla strzelców. Od tamtej pory Piasta takiego snajpera nie miał w swoich szeregach. Po najlepszym sezonie w Polsce skończył mu się kontrakt. Czuł, że to pora spróbowania swoich sił zagranicą.

Poszedł do władz klubu, grzecznie podziękował za propozycje nowego kontraktu. Obie strony w zgodzie podały sobie rękę. Wybór padł na Włochy, na ówczesnego beniaminka Serie A Carpi. Zadanie było trudne i nie poszło po myśli piłkarza. Wielu Wilczka ponownie skreśliło, spodziewając się powrotu do ekstraklasy z podkulonym ogonem. Kamil się nie poddał, zaufał innym menedżerom, pochodzącym tak jak on z Górnego Śląska.

I znów wszystko zaczęło się układać. Broendby okazało się strzałem w dziesiątkę. Duńczycy wcale nie oferowali najlepszych pieniędzy, ale oferowali ciekawy projekt i też zaufali Polakowi. 163 mecze w cztery lata. 92 gole i 25 asyst.

Miano najlepszego strzelca Broendby w historii tego klubu, „przeskoczenie” kogoś takiego jak Ebbe Sand. Robi wrażenie, prawda? Niewielu polskich piłkarzy zdobyło taki szacunek kibiców. W pewnym momencie dla Kamila liczyły się tylko gole. Choć były oferty z Arabii Saudyjskiej, z USA czy Chin on został w Danii by dokończyć dzieła. Zrobił to jeszcze pod koniec 2019 roku.

14 stycznia Wilczek skończył 32 lata. Wraz ze swoimi agentami postanowili wdrożyć kolejny plan. Po sukcesie sportowym nadszedł czas na „kontrakt życia”. Goztepe Izmir zaoferowało trzy razy większe zarobki niż proponowali inni chętni, m.in. z Polski. Wilczek trafia do miasta, które reklamowane jest jako „najlepsze miasto do życia w Turcji”. Piękne, portowe miasto i ciekawa, mocna liga.

To kolejny etap, ale Kamil już w głowie ma kolejny krok. Być może ostatni w karierze. „Jeszcze trochę pogram zagranicą i wracam, by być bliżej domu” – powtarza. I chciałby, żeby to były Gliwice, żeby przygoda z piłką spięła się klamrą. Wtedy będzie to kariera niemal idealnie poprowadzona…