Z drugiej strony. Nie lepiej odpaść swoimi?

We wtorkowy wieczór okazało się, że Legia nie jest w stanie odrobić strat, co było tym trudniejsze, że od pewnego momentu musiała grać w dziewiątkę. Z kolei wczoraj ogłoszono, że Klafurić rozstaje się ze stołecznym zespołem.

Faktem jest, że jest to jeden z tych trenerów, za którym przy Łazienkowskiej nikt nie zapłacze. No! Może Serb Miroslav Radović, może Czarnogórzec Marko Vesović, może Chorwat Domagoj Antolić, bo tracą – hmm – swojaka z Bałkanów, a kto wie, czy nie miejsce w składzie. W rewanżowym spotkaniu ten pierwszy był na boisku, na szczęście tylko przez 45 minut, dwa pozostali niestety też byli, ale chyba tylko po to, by dać pokaz… Czego?

Cisną się pod pióro różne określenia, ale poprzestańmy na nieodpowiedzialności. Dodajmy – koszmarnej.

Z niejakim żalem, ale muszę się powtórzyć ze swoim – omalże dorocznym – upierdliwym pytaniem, że skoro nasze drużyny odpadają w pierwszej bądź drugiej rundzie europejskich pucharów, to czy na pewno muszą to robić „cudzymi siłami”? I czy nie lepiej by było, gdyby puszczać do boju polskich młodziaków, dla których byłaby to przynajmniej jakaś lekcja, jakaś forma zbierania doświadczeń, jakaś zarazem szkoła psychiki, po której ewentualne wnerwienie (no bo porażka) stanowiłoby coś na kształt motywacyjnego impulsu? Być może oni by skorzystali, może drużyna, może cały klub?

W każdym razie wściekłość zwyczajnego kibica potęguje to, że ten spuszczający manto Legii dużo biedniejszy Spartak żadnej wielkiej piłki nie gra, a jego przejście do czwartej rundy wyścigu o fazę grupową Ligi Mistrzów trzeba będzie zakwalifikować do kategorii cudów.

Legia zaczęła nam ten pucharowy tydzień bardzo kiepsko. Dzisiaj jego ciąg dalszy, z efektami, które bardzo trudno przewidzieć. Z grona trzech naszych drużyn – Górnika Zabrze, Lecha Poznań i Jagiellonii Białystok – najsłabiej stoją akcje tego pierwszego, w głównej zresztą mierze na skutek znaczącej demolki kadrowej, jaka dokonała się w nim latem.

Mimo wszystko jego ewentualne odpadnięcie – choć też w konfrontacji ze słowacką drużyną – będzie łatwiejsze do przełknięcia; a to dlatego, że w nim pełno swojaków, na dodatek bardzo niewiele lat sobie liczących. I można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że nauki, jakie wyniosą z takiej konfrontacji (nie mówiąc już o tej ligowej), będą służyć i im, i Górnikowi. Może – w dalszej perspektywie – całej polskiej piłce.

To taka ewentualna wartość dodana, której trudno się dopatrzyć w osobach, postawie i grze Klafuricia, Radovicia, Vesovicia i Antolicia.