Z drugiej strony. Nie ma jak w domu

Do kogo? Do prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, do członków zarządu związku, do nowego sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski. By podczas jednego z październikowych meczów biało-czerwonych z Portugalią lub Włochami na Stadionie Śląskim dać szansę ostatniego występu Łukaszowi Piszczkowi. By wypełniony po brzegi „kocioł czarownic” mógł uhonorować piłkarza owacją na stojąco i by ostatnim meczem w narodowych barwach obrońcy Borussii Dortmund nie było lanie na mistrzostwach świata, jakie sprawiła nam Kolumbia.

W listopadzie 2017 roku w podobny sposób pożegnano Artura Boruca. Także ważnego piłkarza reprezentacji ostatnich lat. Bramkarz zagrał w towarzyskim meczu z Urugwajem i został zmieniony w 44 minucie. Wtedy to cały stadion podziękował Borucowi za wcześniejsze lata i występy. Zgadzam się, że jesienne mecze Ligi Narodów nie będą zwykłymi spotkaniami towarzyskimi, ale nawet wprowadzenie Łukasza Piszczka na ostatni kwadrans czy dziesięć minut byłoby czymś wyjątkowym.

„Piszczu” zasługuje na to, jak mało kto. Każdy, kto uważnie śledził karierę tego zawodnika, ale też jego sposób bycia, zachowanie i słowa wypowiadane w wywiadach, wie, że Łukasz to profesjonalista pełną gębą, a przy tym normalny gość, któremu nigdy nie zależało na popularności w mediach społecznościowych czy w plotkarskich magazynach. Idealnym tego przykładem był okres urlopowy kadrowiczów po kompletnej wpadce na mundialu w Rosji. Gdy Grzegorz Krychowiak wraz z ukochaną zabawiali się na dzikich plażach, a inni reprezentanci chwalili się wojażami po różnych zakątkach świata, o „Piszczu” nie było nic wiadomo. W niedawnym wywiadzie dla portalu WP SportoweFakty piłkarz tak odpowiedział na pytanie, czy wyjechał gdzieś na wakacje. „Wyjechałem. Tylko mi było po tych mistrzostwach po prostu wstyd. Przepraszam, ale siedziało we mnie coś takiego, że nie miałem ochoty pokazywać ludziom, gdzie jestem”. Tylko tyle i aż tyle. Taki właśnie jest to człowiek, który urodził się w Czechowicach-Dziedzicach i przez Goczałkowice i Zabrze wyruszył w świat, a konkretnie do Niemiec. Tam – nie bez problemów – mozolnie pracował na szacunek i uznanie. „Tak się zdobywa uznanie na Śląsku” – brzmiało hasło reklamowe jednego z browarów. Łukasz je zdobył i teraz zasługuje na to, by zostać docenionym. Dlatego też idealnym miejscem pożegnania jest Stadion Śląski. „Piszczu” jest związany z regionem, grał tutaj, pomagał i nadal pomaga LKS-owi Goczałkowice-Zdrój. Znajomi z jego rodzinnych stron z pewnością wypełniliby cały sektor na chorzowskim obiekcie. Śląska publiczność doceniłaby wkład Piszczka jak żadna inna. Jak żegnać się z kadrą to tyko w domu, a prawdziwym domem reprezentacji Polski jest Stadion Śląski!