Z drugiej strony. Niech te punkty będą ładne

Z tej też perspektywy trzeba popatrzeć na dzisiejszy mecz Polaków ze Słowenią w ramach eliminacji Euro 2020. Ktoś zdążył już wyliczyć, że przy odpowiednim – fakt, że mało realnym – zbiegu okoliczności (czytaj: wynikach wszystkich meczów w polskiej grupie eliminacyjnej) możemy się znaleźć w finałach mistrzostw Europy już w poniedziałek, czym pobilibyśmy nie tylko rekord Starego Kontynentu, ale i świata, w tempie awansu. Nie Niemcy, nie Holendrzy, nie Brazylijczycy czy Argentyńczycy, lecz my – Polacy – dzierżylibyśmy tego rodzaju palmę pierwszeństwa. Nie mówiąc o tym, że miło byłoby mieć z głowy stresy związane z walką o finały, oczywiście ze świadomością, że już tam na pewno zagramy.

Dużo za wcześnie byłoby się teraz zastanawiać, z jakim skutkiem, skoro jeszcze długa droga przed nami w eliminacjach i nie zmienia tego fakt, że nasza drużyna jest jedyną, która w rozegranych dotąd meczach nie straciła żadnej bramki; komplet punktów – tak jak i my – mają na koncie jeszcze tylko Hiszpania, Włochy, Irlandia Płn., Belgia…

Nad tą perspektywą trzeba się pochylić chociażby dlatego, że ta już przebyta droga – choć prezentuje się efektownie – wcale nie była usłana różami. Konkretnie: przeżywaliśmy różnego typu męczarnie i stresy. Zwracaliśmy na to uwagę my, zwracają uwagę i inni, jak chociażby dyrektor sportowy reprezentacji Austrii – Peter Schoettel, który powiedział coś w rodzaju (cytuję za wp.pl): – Polska nie gra jakoś wybitnie. Wprawdzie do tej pory wygrała wszystkie mecze, ale za każdym razem były one wyrównane.

https://sportdziennik.com/przed-meczem-ze-slowenia-szansa-na-wyrownanie-rekordu/

Możemy się na Austriaka obrazić, z komentarzem, żeby tę troskę o sportową jakość zachował dla swoich rodaków, z którymi notabene zagramy w najbliższy poniedziałek. Ale może i warto poświęcić jej chwilę? Nie sposób przy tej okazji uciec od skojarzenia z eliminacjami mundialu 2018. Również z nich awansowaliśmy do finałów relatywnie szybko i pewnie, z 5-punktową przewagą nad Danią. Tyle że również z towarzyszeniem wielu krytycznych uwag dotyczących gry naszej drużyny. Przypomnijcie sobie np. spotkania z Kazachstanem (2:2), Armenią (2:1), Danią (0:4). Było w nich ciężkawo, nieruchawo, topornie; acz krytyczne głosy zostały stłumione realizacją celu nadrzędnego, czyli właśnie zapewnieniem sobie prawa występu w Rosji. No ale tam znów było jak było – ciężkawo, nieruchawo, topornie, no i bez happy endu (realizacji celu) w postaci wyjścia z grupy.

Tamte eliminacje MŚ z tymi ME mają więc tę cechę wspólną, że wynikowo jest dobrze, ale ze stylem znacznie gorzej. Jasne, każdy woli brzydkie zwycięstwa niż ładne porażki, ale – jak się raz po raz okazuje – budowanie marzeń o czymś więcej niż tylko sam udział w finałach trzeba oprzeć również na stylu. I z tej perspektywy, nie tylko punktów, trzeba oglądać najbliższe mecze ekipy Jerzego Brzęczka. Dzisiaj ze Słowenią, w poniedziałek z Austrią.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ