Z drugiej strony. Ognista kula

Zwycięzców podobno się nie sądzi, ale po środowym meczu biało-czerwonych z – powiedzmy to sobie szczerze – rezerwami Walii – postanowiłem złamać tę zasadę.


Korzystny wynik w potyczce z Wyspiarzami nie powinien bowiem tuszować niedoskonałości i mankamentów w grze drużyny Czesława Michniewicza.

Selekcjoner Walijczyków Robert Page najlepszych zawodników swojej drużyny oszczędzał na niedzielny finał baraży o awans do mistrzostw świata w Katarze, w którym jego podopieczni zmierzą się z Ukrainą. Mimo to na tle rywali biało-czerwoni nie błyszczeli, tak naprawdę przyzwoicie grali co najwyżej pół godziny. Polacy przede wszystkim mieli problemy w środku pola, długimi fragmentami nie potrafili Walijczykom odebrać piłki. Jak już ją odzyskali, grali bardzo niechlujnie i niedokładnie, piłka często odskakiwała od nogi naszym reprezentantom, jakby była ognistą kulą, która parzyła kończyny naszym zawodnikiem. A to przecież tylko skóra i syntetyk.

Bezradność kolegów w wielu momentach wywoływała irytację Roberta Lewandowskiego. Gwiazdor naszej drużyny narodowej często brał sprawy w swoje ręce, głęboko cofał się po piłkę i popisywał solówkami, przy których jego koledzy z drużyny pełnili rolę biernych obserwatorów. Pozbywał się futbolówki w ostateczności, ale w następnych meczach z Belgami i Holendrami takie „numery” nie przejdą.

Gra obronna zespołu w środę pozostawiała wiele do życzenia, a okoliczności straty gola de facto dyskwalifikują naszych obrońców. Polacy stali jak słupy soli, a stojący przed naszym polem karnym Jonny Williams miał przysłowiową godzinę na przyjecie piłki i oddanie strzału. Inna rzecz, że w tej konkretnej sytuacji nie popisał się bramkarz Kamil Grabara, który był źle ustawiony i nie sięgnął futbolówki.

Nie zamierzam jednak nikogo przekonywać, że w tym meczu nasi reprezentanci wszystko robili źle, bo tak po prostu nie było. Było kilka ciekawych akcji, zwłaszcza tych, po których padły dla nas bramki. Nie da się również ukryć, że Czesław Michniewicz „miał nosa”, bo idealnie trafił ze zmianami. To pospolite ruszenie w końcówce przyniosło efekty, a pocieszające jest to, że na listę strzelców bramek wpisali się właśnie rezerwowi, Jakub Kamiński i Karol Świderski. Pierwszy z wymienionych po wejściu na boisko naprawdę zrobił różnicę, kilka jego zagrań znamionowało dużą klasę i drzemiące w nim możliwości. To jednak jeden z niewielu pozytywów środowego pojedynku, mając również na względzie fakt, że mierzyliśmy się z Walią B.

Dla kontrastu polecam kibicom piłki nożnej obejrzenie powtórki meczu Argentyny z Włochami, który został rozegrany na Wembley. Nie tylko dlatego, że albicelestes za kilka miesięcy będą naszym przeciwnikiem na mistrzostwach świata. To był futbol z innej planety, co tam, to była inna dyscyplina sportu. Podobne skojarzenia mam po obejrzeniu meczu w Polskiej Lidze Hokeja i NHL.

Oczywiście mam świadomość, że nawet Messi i spółka nie są w stanie zagrać wszystkich meczów na takim poziomie, jaki zademonstrowali w Finalissima 2022, czyli w starciu mistrzów Ameryki Południowej i Europy. Marna to jednak pociecha, jeżeli biało-czerwoni wciąż będą dreptali w miejscu i liczyli tylko na geniusz Roberta Lewandowskiego.


Fot. Tomasz Folta/PressFocus