Z drugiej strony. Patrząc na płaczącego Marcusa

Powtórzy w ten sposób sukces sprzed roku, wzbogaci też o kolejne trofeum klubową gablotę, w której przez długie lata najważniejsze było to otrzymane za triumf w PP w 1979 roku (wygrała wtedy w finale z Wisłą Kraków 2:1). Załóżmy też – już o wiele mniej hipotetycznie – że zespół z Gdyni utrzyma się w ekstraklasie, do czego niewiele mu brakuje. Cóż wtedy powiedzą kibice albo tzw. kibice? Że sezon się nie udał? Że mogło się właściwie wszystko przydarzyć (włącznie z… degradacją), ale nie dwie z rzędu porażki z Lechią Gdańsk, które stały się zaczynem sprowadzania piłkarzy do parteru, lżenia i obrażania ich?

Kibice albo tzw. kibice postawili w ten sposób nader ryzykowną tezę, że „arkowcy” odpuścili sobie wspomniane derbowe spotkania, a w każdym razie nie dość się do nich przyłożyli. Akurat takie dwa spotkania! Teza tego rodzaju sama w sobie wyklucza miejsce na słabszy dzień, obniżkę formy lub po prostu nadzwyczajny zryw rywala – sprawy w sporcie tak jasne i normalne, że bardziej oczywiste trudno sobie wyobrazić. Notabene, co mają powiedzieć i kibice Barcelony po tym, jak drużyna Messiego popłynęła w koszmarny sposób w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z AS Roma? Wyzwać ich (i siebie) od najgorszych? Powiedzieć, że się podłożyli lub nie dość starali? Ubrać w trakcie treningu w koszulki z napisami, że „trzeba za…ć”?

Przypadek Arki i stosunek jej kibiców (tzw. kibiców) do piłkarzy jest oczywiście doskonale znany z przeszłości. Nabierało to, niestety, nie tylko werbalnego wymiaru, ale i objawiało się przemocą fizyczną, z czego na ogół nic dobrego dla wyników drużyny nie wynikało. Raczej przeciwnie, wywoływało zrozumiałe poczucie lęku u zawodników (nie tylko zresztą o siebie) przed aktami wandalizmu lub wręcz rozboju.

Ktoś kiedyś sformułował tezę, że solą sportu są kibice i że sportowcy dla nich występują; często ci drudzy sami to zresztą podkreślają. Ale owa sól przez lata w jakimś sensie się wynaturzyła, zdeformowała i przybrała postać, której wyrazem jest zawołanie, że „… (tu nazwa klubu) to my, a nie wy”. My to ci piękni i wierni, a wy to tylko siła najemna. Racja w tym oczywiście jest, ale takie są uroki i natura każdego zawodu, nie tylko związanego ze sportem, że miejsce pracy z różnych przyczyn się zmienia.

Piłkarz Arki, Marcus Vinicius, skądinąd od roku Polak, rozpłakał się po strzeleniu gola, który dał jego klubowi zwycięstwo nad Koroną Kielce i awans do finału Pucharu Polski. Rozpłakał się zapewne ze wzruszenia i radości. Czy tak reaguje ktoś, kto ma wszystko w… głębokim poważaniu, również własny klub? Ciekawe, co czuli, patrząc na Marcusa, kibice (tzw. kibice)?