Z drugiej strony. Piłkarz podróżujący

 

Napastnik, który raptem półtora roku temu opuszczał Kraków, wybiera ciekawe miejsca. Nie tylko do gry w piłkę nożną, ale również do życia. Spod Wawelu udał się do Genui. Miasta wspaniałych artystów, czterech papieży, ojca współczesnych Włoch – Giuseppe Garibaldiego, a przede wszystkim Krzysztofa Kolumba.

Wystarczyło kilka miesięcy, aby Piątek z solidnego ekstraklasowego grajka, który odpadł w przedbiegach selekcji reprezentacji Polski na mundial w 2018 roku, stał się zbawcą klubu Serie A, który ledwo wiązał koniec z końcem. „Pal licho gole i walkę o utrzymanie. Liczą się miliony!” – pomyśleli włodarze Genoi i przy pierwszej nadarzającej się okazji sprzedali Polaka, za fajną sumkę, do AC Milanu.

Mediolan, ten z La Scalą i Katedrą Narodzin św. Marii, przywitał Krzysztofa Piątka z otwartymi ramionami. Napastnik szybko się odwdzięczył, strzelał, jak na zawołanie, a „internety”, nie tylko w Polsce i we Włoszech, zdobył wrzeszczący „Pio! Pio! Pio!” Tiziano Crudelli, włoski dziennikarz, zajmujący się od lat AC Milanem.

Trudno dziwić się tej euforii. My też byliśmy zachwyceni, bo przecież nie na co dzień polski piłkarz staje się idolem kibiców jednego z najbardziej utytułowanych klubów nie tylko we Włoszech, ale też w Europie, choć pozostającym w kryzysie. Z którego Polak miał go wyciągnąć. Sielanka nie trwała jednak długo.

Wraz z początkiem nowego sezonu zobaczyliśmy innego Piątka. A Mediolan tak drastycznych transformacji na niekorzyść nie wybacza. I nieważne, że nasz piłkarz nie jest winien degrengolady, jaką uprawia się na San Siro od dłuższego czasu. „Kosztował dużo, daje niewiele, więc trzeba się go pozbyć” – postanowiono w gabinetach przy Via Aldo Rossi 8. I Piątek kolejny raz zajął się pakowaniem walizek.

Miał być Londyn, trąbiono o tym od miesiąca, ale będzie Berlin. W gruncie rzeczy też fajnie. Blisko domu. Do rodzinnego Dzierżoniowa można dojechać w cztery godziny. Sportowo? Niektórzy mówią, że nasz napastnik trafia z deszczu pod rynnę. Z człapiącego Milanu do kulejącej Herthy. Ale to wciąż zespół Bundesligi, gdzie polskim napastnikom jest dobrze.

Szczególnie w… dużych niemieckich miastach. Jan Furtok rządził kiedyś w Hamburgu, a to druga największa metropolia za naszą zachodnią granicą. A co z trzecim największym miastem Niemiec, czyli Monachium? Wiadomo. Przyszedł zatem czas na największe niemieckie miasto i stolicę tego kraju. Miejmy nadzieję, że niebawem w Berlinie dużo będzie mówiło się o… „bramach” Krzysztofa Piątka. A nie tylko o tej Brandenburskiej.