Z drugiej strony. Polski ligowiec po szkodzie…

 

Może nie jestem nadmiernie strachliwy, a według parametrów mógłbym „chodzić” w wadze ciężkiej, to jednak z moim charakterem pacyfisty i wroga jakiejkolwiek przemocy (nawet… obronnej) nie nadawałem się i ciągle nie nadaję się na superbohatera, dlatego nie będę ściemniał, iż koronawirus nic dla mnie nie znaczy.

Stosuję się więc do zaleceń, a że z powodów zawodowych nie mogę iść na dobrowolną kwarantannę, więc staram się o zagrożeniu po prostu nie myśleć. Gdy pracuję, to jest łatwe, natomiast potem muszę szukać w myślach tematów zastępczych.

I tak na przykład przypomniałem sobie jeden z kultowych tekstów z kultowych „Psów” Władysława Pasikowskiego. Otóż jeden ze starszych ubeków w perspektywie weryfikacji pyta płaczliwie: „Co ja będę robił? Tylko przesłuchiwać umiem”. „Pójdziesz Dziadek do Polskich Nagrań, na łowcę talentów” – odpowiada niezawodnie błyskotliwy Franciszek Maurer.

Albo kolejna myśl, nawet a propos Polskich Nagrań. Starsi, lecz ciągle jeszcze na topie piosenkarze obu płci narzekają na 700-złotowe emerytury, ale z tej samej grupy artystycznej idzie kontra: „Jak zarabialiście duże pieniądze, to na ubezpieczenie społeczne płaciliście minimalne stawki albo nic, to teraz nie narzekajcie!”.

Zawsze zastanawiało mnie jak to jest, że tacy piłkarze jak Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo, którzy już mają prawie wszystkie pieniądze świata, biegają po boisku od pierwszej do ostatniej minuty i strasznie cierpią, gdy im nie wychodzi, a po porażkach stoją długo na pustoszejącej murawie i boleśnie usiłują zrozumieć dlaczego tym razem rywale byli lepsi. Ci ludzi są życiowo ustawieni na wiele pokoleń, a jeszcze im się chce, a na przykład nasi ligowcy po czterech-pięciu kolejkach sezonu już czekają (często wraz ze swoimi trenerami!) na przerwę reprezentacyjną, żeby złapać oddech.

A teraz do adremu (równie kultowy tekst, z „Misia” Stanisława Barei). Dopadły mnie szacunkowe dane mówiące, iż z powodu pandemii pracę straci od miliona do nawet dwóch (milionów) Polaków!

Sam się zastanawiam, czy uratuje mnie przedemerytalny okres ochronny, ale dziwnie reaguję na narzekania naszych wspomnianych wcześniej ligowców dotyczące utraconych już albo w perspektywie zarobków.

Faktem jest, że niektóre zespoły kolektywnie zgłosiły swoim klubom dobrowolną chęć oddania (raczej niepobrania) części uposażeń, ale nie jest przecież tajemnicą, że połowa miesięcznej wypłaty rodzimego futbolisty to więcej niż cała wypłata w wielu innych miejscach pracy.

Oczywiste jest, że nikogo nie cieszy fakt, że nie może zarabiać, nawet jeśli wpływa na to sytuacja ogólna, niezawiniona przecież przez poszkodowanych. Niezawiniona, ale przecież jakby zlekceważona jeszcze przed jej pojawieniem się! Zaginął wśród ludzi instynkt samozachowawczy!

Skoro jestem młody, utalentowany, sprawny i podziwiany, to tak będzie zawsze. Przecież jestem dzieckiem szczęścia, więc co mi się może stać?! A pieniądze są po to, żeby je wydawać!

A tu masz, dramat. Nie chcę być pseudomentorem z hasłem: a nie mówiłem?!, bo przecież nie mówiłem! Sam nie jestem specjalnie przygotowany na utratę pracy, a byłbym narcystycznym samolubem gdybym uznał, że nie znajdę się w tej milionowej grupie w kolejce do „pośredniaka” (kolejne kultowe hasło, z „Kiepskich”), jednak myśląc o nieciekawej niestety przyszłości, jaka wielu nas, Polaków, czeka, na pewno będę wszystkim współczuł, ale chyba nie będę umiał bardziej pochylić się nad dolą bezrobotnych piłkarzy niż nad dolą innych tonących w kłopotach rodaków…