Z drugiej strony. Prezes wywiesza białą flagę

Po finałowym meczu Pucharu Polski między Legią Warszawa i Arką Gdynia w świat poszły jego słowa opublikowane przez Onet.pl: „Wywieszam białą flagę. Nie wiem, jak nie dopuścić do sytuacji, w której dziesięciu debili rozwala cały system”.

Warto wrócić do początków urzędowania prezesa Bońka, który wtedy nie ukrywał, że jest po stronie kibiców, a jego jedną z pierwszych decyzji była ta o abolicji czy amnestii dla wszystkich klubów ekstraklasy, których kibice miały wtedy zakazy brania udziałów w meczach wyjazdowych. A było ich sporo. Decyzję tłumaczył krótko: „Jest nowa władza, nowe rozdanie, więc chcemy unieważnić wszystkie zakazy wyjazdowe, jakie nałożono na kibiców klubów Ekstraklasy. Miejsce kibica jest na stadionie”.

Prezes PZPN wykonał więc bardzo ważny gest i dał jasno do zrozumienia – ja was, kibiców szanuję, pokażcie teraz wy, jak szanujecie mnie. I wydawało się, że była to jak najbardziej trafna decyzja, bo jak ręką odjął na stadionach przestano lżyć wulgarnym hasłem PZPN. Tym bardziej, że Boniek bardzo dyplomatycznie i elastycznie podchodził do jeszcze jednej kontrowersyjnej sprawy – tak zwanych opraw stadionowych. Nie pochwalał używania „stadionowej pirotechniki”, ale też nie był zdecydowanym przeciwnikiem. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” w 2013 roku powiedział między innymi: „Nie uważam, aby pirotechnika, czyli używanie rac, flar, petard, świec dymnych, była koniecznym elementem widowiska piłkarskiego. Ale niemal na każdym stadionie kibice ich używają. […] Jestem więc za innym wyjściem, znanym choćby z zawodów żużlowych. Tam urządza się pokazy pirotechniczne po zawodach. Myślę, że to samo można zrobić po meczu, pod warunkiem że nie zagraża to bezpieczeństwu. Nie widzę powodu, aby kluby kibica nie mogły ze sobą rywalizować i w tej dziedzinie”.

Dziś prezes PZPN po środowym racowisku jest wściekły i oczekuje zdecydowanych działań ze strony prokuratury. I ta je podjęła. Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe wdrożyła bowiem postępowanie sprawdzające dot. wnoszenia i posiadania wyrobów pirotechnicznych podczas piłkarskiego finału Pucharu Polski miedzy Legią Warszawa i Arką Gdynia. Oby tylko się nie okazało, że z powodu braku dowodów popełnienia przestępstwa trzeba będzie je umorzyć. Tym bardziej, że zaskakujące jest oświadczenie przedstawicieli PGE Stadionu Narodowego. Otóż zapewniają w nim, że służby porządkowe stanęły na wysokości zadania, ściśle ze sobą współpracując, a kibice ostatecznie zdołali wnieść na trybuny tylko 400 z 2,5 tysiąca przywiezionych rac. No po prostu brawo! Prezes Boniek się zastanawiał, w jaki sposób kibice zdołali te race wnieść, a tu proszę – zostały nawet dokładnie policzone.