Z drugiej strony. Selekcjoner paradoksem zabarwiony

Jeśli potwierdzi się informacja podana na kanale „Prawda Futbolu”, wkrótce PZPN przedłuży wygasający w lipcu kontrakt z Jerzym Brzęczkiem do końca 2020 roku.

Dojdzie zatem do sytuacji bez precedensu – nie pamiętam, by polski selekcjoner, który wywalczył awans na dużą imprezę, nie posiadał umowy długością obejmującej tę imprezę. O wyjazd na Euro 2021 pan Jerzy będzie walczył jesienią.

Trudno oczywiście z taką decyzją polemizować. To byłoby wręcz śmieszne, bo przecież Zbigniew Boniek wie, co robi. Prezes ma świetny kontakt z reprezentacją, czuje szatnię i skoro uznał, że na rozdawanie biletów na przełożone Euro nawet członkom sztabu jest za wcześnie, to trzeba temu przytaknąć.

Można jedynie się zastanowić, czy nie lepiej rzeczywiście byłoby złożyć parafki na okres do Euro, a w razie czego – gdyby coś, odpukać!, nie powiodło się – po dżentelmeńsku się rozstać. Mówimy o osobach z klasą, które z pewnością twardo nie okopałyby się na swych stanowiskach, a w razie czego podałyby sobie rękę i zakończyły misję.

Dla Brzęczka ta sytuacja musi nosić znamiona bardzo paradoksalnej. W piłce klubowej jako trener nie osiągnął przecież wiele. Piął się on, a nie jego drużyny. Z Rakowem Częstochowa – nie awansował z drugiej ligi. Z GKS-em Katowice – nie awansował z pierwszej ligi. Z Lechią Gdańsk czy Wisłą Płock – nie awansował do grona przedstawicieli ekstraklasy w europejskich pucharach.

Pierwszy awans, ten na Euro, świętował dopiero w roli selekcjonera. Wcześniej szedł w górę mimo braku wymiernych sukcesów, a teraz po swym największym sukcesie może nie utrzymać się na dotychczasowej posadzie. No jak tu nie mówić o paradoksie?

Czytaj jeszcze: Muszą zmienić mentalność

Mimowolnie nasuwa się wniosek, że krótki, mający obowiązywać do 31 grudnia kontrakt, siłą rzeczy podkopuje jego autorytet, pewność siebie, pozycję. A prócz wniosku mamy też pytanie: czy świadomość walki o własny byt nie zabije, nie ograniczy w nim jakiegoś genu odwagi, eksperymentalisty, czym musi cechować się każdy człowiek na jego posadzie?

O takich poszukiwaniach, jak w pierwszej edycji Ligi Narodów, można już chyba zapomnieć. Wtedy kadrze zdarzyło się nawet wybiec na mecz bez nominalnych skrzydłowych.

W Lidze Narodów Brzęczek się potknął, by jednak potem wstać i wyprostowanym kroczyć przez eliminacje Euro. Kadencję zaczynał w 2018 roku. Euro planowane jest na 2021 rok. Szmat czasu, na przestrzeni którego trudno przywiązywać się do nazwisk, co swoją drogą było jednym z grzechów głównych popełnionych przez Adama Nawałkę.

Jego następca będzie musiał umieć połączyć dwie rzeczy – grę „na wynik”, o własną przyszłość, z nieustanną budową drużyny nie tylko na Euro, ale też czyhające za rogiem eliminacje mundialu. Dla strefy europejskiej, przypomnijmy, trudne, bo oznaczające tylko 13 przepustek na katarskie mistrzostwa.

Przed narodowymi reprezentacjami morderczy czas nadrabiania czasu straconego wskutek pandemii. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, tylko jesienią czeka nas osiem meczów: sześć w Lidze Narodów i dwa towarzyskie (2+1 we wrześniu, 2+1 w październiku, 2 w listopadzie).

Grupę w LN mamy niełatwą – o tym, kto poprowadzi Polaków w trzech wiosennych meczach eliminacji MŚ oraz w finałach Euro, zadecydują starcia z Holandią, Włochami i Bośnią. No i pytanie, co po nich?

Jeśli się powiedzie, to przedłużać kontrakt do Euro? A może – nawet do końca eliminacji mundialu, z nadzieją, że pan Jerzy będzie drugim po Leo Beenhakkerze selekcjonerem w XXI wieku, który nie wróci z wielkiego turnieju trzymając w dłoni wypowiedzenie?

Na PZPN-owskim internetowym kanale „Łączy Nas Piłka” pojawił się w ostatnich tygodniach 3-odcinkowy serial „Niekochani” o kadrze pod rządami Brzęczka. Kulisy z szatni, ze zgrupowań – czyli to, co kibice lubią najbardziej. Nic dziwnego, że do wczorajszego południa miał już ponad 1,3 miliona wyświetleń.

Brzęczek w zgodnej opinii ludu nie jest tam osobą, która z miejsca porywa; z której bezdyskusyjnie kipi charyzma, a trzeba wziąć pod uwagę, że urywki do filmu na pewno selekcjonowano starannie. Są też oczywiście fragmenty pozytywne, rzucające nowe światło na kilka głośnych w niedawnej przeszłości kwestii – jak „pompowanie” Arkadiusza Recy, jak wprowadzanie do zespołu Krystiana Bielika.

Jerzemu Brzęczkowi pozostaje życzyć, by zapracował na nowy kontrakt, bo to oznaczałoby, że reprezentacja jedzie po dobrych torach. Ale – jak głosił selekcjoner w jednej z pomeczowych przemów zaprezentowanych w „Niekochanych” – „sukces, k…, rodzi się w bólach, panowie!”.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus