Z drugiej strony. Strach i tak pozostanie

Naturalną koleją rzeczy – w sytuacji, gdy główny boss PZPN-u, Zbigniew Boniek, zamilkł w kwestii motywów zwolnienia Jerzego Brzęczka z funkcji trenera reprezentacji – dziennikarze postanowili zwrócić się o komentarz do Marka Koźmińskiego, wiceprezesa i zarazem domniemanego następcy „Zibiego”.


Dowiedzieli się niewiele. Tego mianowicie, że zna argumenty szefa, i jeszcze tego – hmm – że ani razu nie padło nazwisko Lewandowski. W domyśle – nie kapitan kadry stoi za tą rewolucją. Choć warto tu przytoczyć jego słowa skierowane do Brzęczka w pierwszych tygodniach pracy z kadrą: „Trenerze, ja nie wiedziałem na początku, czy panu ufać, czy pana bronić”. No i zestawić ze słynnym milczeniem po meczu z Włochami w listopadzie…

Tyle że prezes Boniek, udzielając wywiadów na koniec ub. roku, niejednokrotnie podkreślał, że pozycja Jerzego Brzęczka jest stabilna, co samo w sobie jest bardzo ważne, bo nie dość, że w 2021 roku odrabiane będą „zaległości” związane z mistrzostwami Europy, to jeszcze w marcu rozpoczynają się eliminacje mistrzostw świata 2022.

Zasadne zatem jest pytanie: co takiego się stało w ciągu niespełna tych kilku tygodni, że „Zibi” gwałtownie zmienił zdanie? I to w ciszy, przez co należy rozumieć zarówno to, że nie powiadomił o tym zdecydowanej większości członków kierownictwa PZPN, jak i to, że opinię publiczną postanowił pozostawić w niepewności aż do czwartku, kiedy to odbędzie się konferencja prasowa. Tak dużo czasu trzeba, by zebrać do kupy i przedstawić swoje argumenty?

Trudno zarazem wyobrazić sobie, że od jakiegoś czasu nie szykował alternatywy. Konkretnie więc – od kiedy? Od grudnia? Od nowego roku? Od początku ubiegłego tygodnia? I co to za alternatywa? Trener z Polski? Trener z zagranicy?

Każdą zmianę – a trenera zwłaszcza – łatwo uzasadnić. Skądinąd Jerzy Brzęczek miał sporo wrogów. Ci wytykali mu właściwie wszystko, począwszy od słabego kontaktu z piłkarzami, poprzez brak charyzmy i autorytetu, niedostatki i złe wybory taktyczne, niepotrzebne i nieuzasadnione mieszanie w składzie, styl od którego – fakt – czasem zęby bolały, aż po wyniki. Aczkolwiek cele, jakie stawiano przed selekcjonerem generalnie były realizowane.

Tyle tylko, że z takimi zarzutami spotykał się (i będzie spotykać) każdy trener pod każdą szerokością geograficzną. Taka już jego rola, że prędzej czy później – raczej jednak prędzej – staje się dzieckiem do bicia. Dzisiejsze medialne czasy to bicie wzmacniają…


Czytaj jeszcze: Za 5 miesięcy Słowacja!

Trzeba zatem przyjąć, że nie dogłębna analiza poczynań Brzęczka w roli selekcjonera była decydująca, a (zapewne) wydarzenia, o których nie wiemy nic, a i z domysłami nawet nie jest najlepiej. Jakaś osobista kłótnia? Spór o personalia? Rozjechanie się wizji pracy w najbliższych miesiącach, tak w wymiarze personalnym, jak i strategicznym?

Bez względu na wszystko strach o ten nasz reprezentacyjny futbol pozostanie. Brzęczek niekoniecznie był tego strachu przyczyną, a przynajmniej jedyną przyczyną; strach rodzi się i rośnie zawsze wtedy, kiedy dzieją się rzeczy dziwne, niejasne, niezrozumiałe…


Fot. Adam Starszynski / PressFocus