Z drugiej strony. Nieomylni i Wszechwiedzący

Jacek Błasiak

Może liczba interwencji VAR-u nie była tego wieczoru na krajową skalę rekordowa, ale ich waga była potężna, zwłaszcza że jak to w pucharach jeden mecz musiał wyłonić zwycięzcę.

Spektakl pozostanie trudny do zapomnienia jeszcze z innego powodu. Otóż ludzie zajmujący się w telewizji komentowaniem chcieli to widowisko zepsuć! Otóż kiedy po starciu napastnika Legii z gliwickim bramkarzem sędzia podyktował karnego, a potem po naturalnej w takiej sytuacji konsultacji z trzema innymi sędziami oraz z powtórkami z tej, tamtej i jeszcze innej strony, w tym w zwolnionym tempie, główny „jedenastkę” odwołał, Pan Sprawozdawca I Nieomylny stwierdził ni mniej, ni więcej: „A moim zdaniem karny był” i potem wielokrotnie to powtórzył. Widział lepiej niż cztery pary oczu kwalifikowanych sędziów i wszystkie kamery skierowane na murawę!

A kiedy inny napastnik Legii z wolnego trafił w poprzeczkę i piłka po odbiciu się od ziemi wyszła w pole, czterech kwalifikowanych sędziów stwierdziło, że gola nie było, Pan Sprawozdawca II Wszystkowiedzący stwierdził ni mniej, ni więcej: „To jest bramka!”, a za moment dodał: „Bo piłka nie dotknęła linii bramkowej”.

I to jest dopiero kompromitacja! Futbolówka to nie piłka tenisowa, która po uderzeniu np. Sereny Williams przy zetknięciu z podłożem staje się niemal płaska. Wątpię nawet, czy po mocnym kopnięciu z trzech metrów w betonowy mur piłka nożna pozostawiłaby ślad równy całemu swojemu obwodowi, tym bardziej odbita od poprzeczki, gdzie straciła wiele ze swego impetu. Jednak najważniejsze jest to, że piłka w nie musi dotykać linii bramkowej (sic!).

W transmisjach z Bundesligi czy innych lig wyższych taką sytuację pokazuje się na grafice, gdzie obraz widziany jest jakby z kamery zainstalowanej w poprzeczce i „patrzącej” pionowo w dół. Jeżeli wówczas piłka choć ułamkiem swojego obwodu przysłania linię bramkową, gola nie ma, bo przepis mówi wyraźnie, że „że bramka jest uznana, gdy piłka całym obwodem przekroczy linię bramkową”, czyli w rzucie pionowym nie przysłania jej w żadnej części (oczywiście sama będąc za linią od strony siatki – żeby była jasność). Twierdzenie czego innego jest robieniem telewidzom wody z mózgu.

A tak a propos bezpośredniego oglądania wydarzeń sportowych, to gdy my, kibice, mamy przyjemność zasiąść na trybunach – słyszymy głos spikera, gwizdek, odgłosy kopanej piłki czy uderzanego krążka i reakcję trybun. O komentarz może się pokusić brat-kibic, ale zwykle krótki i dosadny. O opowiadaniu nam tego, co przecież widzimy, nie ma – nomen omen – mowy i bardzo dobrze, bo sami wiemy, co o tym sądzić!

Przypomina się rysunek Andrzeja Mleczki, na którym hipopotam próbuje posiąść… żyrafę. Motyw przewodni tego arcydzieła zamyka się w zdaniu: „Obywatelu, nie pieprz bez sensu!”, co dedykuję sprawozdawcom wszystkich telewizji emitujących kanały z rodzimą piłką w erze open, czyli odkąd zaczął obowiązywać VAR. Bo to jest VAR, a nie TVAR!