Z drugiej strony. Trener dobrej roboty

Już w dniu inauguracji pucharowej rywalizacji doczekaliśmy się pierwszej sensacji – gdy drugoligowiec z Kalisza, który 10 dni wcześniej uległ u siebie Ruchowi Chorzów, tym razem odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin.


Szerszej publiczności miał okazję przypomnieć się Ryszard Wieczorek – trener być może już nieco zapomniany w kręgach osób ograniczających śledzenie futbolu do ekstraklasy; co najwyżej wspominany szyderczo za podwójny spadek z wodzisławską Odrą i Piastem, który przed laty zaliczył.

W niższych ligach to jednak nadal fachowiec, trener dobrej roboty. Może nie wiodło mu się z drużynami, przed którymi za cel stawiano utrzymanie, jak Legionovia, Limanovia czy Puławy, ale te mierzące w swoich rozgrywkach wyżej zwykle układał na odpowiednim torze i właściwie naoliwiał. Dobrą robotą w ROW-ie 1964 Rybnik zasłużył sobie na angaż w Górniku Zabrze, nie tak dawno wyprowadził z „okręgówki” Odrę, a teraz działa z powodzeniem nieco dalej od rodzinnego domu. Z KKS-em Kalisz wywalczył promocję do drugiej ligi, a w poprzednim sezonie był bliski kolejnej, bo przecież miejsce na zapleczu ekstraklasy przegrał dopiero w finale baraży ze Skrą Częstochowa. Zespoły Wieczorka grają futbol nowoczesny, ładny dla oka, a on sam pozostaje szkoleniowcem wyrazistym i mającym coś do powiedzenia. Kto wie: może taka wygrana, jak pucharowa z Pogonią, jeszcze w jakimś stopniu przyczyni się do tego, że będzie mu dane popracować na którymś z dwóch najwyższych szczebli – a nie było go tam blisko dekadę. Ale prędzej pewnie wywalczy tam sobie miejsce sam, z kaliszanami, którzy wczoraj mogli świętować i patrzeć, jak w Pucharze Polski grają inni.

Środa zaczęła się w Zabrzu i frekwencja na meczu Górnika z Radomiakiem – niewiele ponad 3 tysiące widzów – wystawiła najlepsze świadectwo przedkładaniu telewizyjnej ramówki nad zdrowy rozsądek. Takich pustek przy Roosevelta nie notowano od czasów… budowy nowego obiektu, gdy kibice zasiadać mogli jedynie na starej trybunie, dziś praktycznie już wyłączonej z użytku. Ale co się dziwić, skoro w dzień roboczy pierwszy gwizdek rozbrzmiewa o 14.30… Wczorajsze obrazki z Zabrza uchodzą dla mnie za potwierdzenie, że w I rundzie Pucharu Polski zespoły z ekstraklasy powinny być rozstawione. Tak, by w roboczej porze – z racji braku oświetlenia – mógł je podjąć klub z niższej ligi, dla którego to wielkie wydarzenie, stadion się wypełnia, a okoliczne zakłady pracy na 2-3 godziny zwalniają obroty. To sól pierwszych rund Pucharu Polski, za którą wielu z nas tak polubiło te rozgrywki. Taki mecz, jak ekstraklasowiczów z Zabrza i Radomia (który akurat zaprezentował wczoraj poziom elicie urągający), nie ma z tą solą niczego wspólnego.