Z drugiej strony. Wasik o smutnej jesieni w Zabrzu

Rafał Wolsztyński zapowiadał przed meczem ze Śląskiem Wrocław, że zabrzanie wyjdą na boisko zdeterminowani, żeby wygrać – dla siebie i dla kibiców.

Po klęsce w Warszawie ta wygrana miała być sygnałem, że z Górnikiem wcale nie jest tak źle. Skończyło się remisem, który satysfakcji nie przyniósł, bo jeden punkt nie pozwolił oderwać się od strefy spadkowej. Ba, może – przy zwycięstwie Zagłębia Sosnowiec i tylko remisie Miedzi Legnica – oznaczać zakończenie rundy jesiennej na ostatnim miejscu. Smutna zatem ta jesień przy Roosevelta, jakże inna od tej sprzed roku.

We wczorajszym meczu Górnik zagrał przyzwoite spotkanie i pokazał charakter, bo po stracie gola potrafił wyjść na prowadzenie. Szkoda, że nie udało się go utrzymać do końcowego gwizdka. Po raz kolejny okazało się jednak, że zabrzańska defensywa monolitem na pewno nie jest. Cieszą strzelone dwie bramki, bo tych zabrzanie zdobywają bardzo mało; w statystykach ofensywa Górnika ciągle jest przedostatnia wśród zespołów Lotto Ekstraklasy.

A skoro przy zdobywaniu goli jesteśmy, to trzeba odnotować, że wczoraj oba zdobyli Hiszpanie – Dani Suarez i Jesus Jimenez. Dlaczego zwracam na to uwagę? Bo z ogólnego bramkowego dorobku Górnika w rundzie jesiennej, zamykającego się skromną liczbą 15 aż 13 zdobyli właśnie Hiszpanie. To najlepiej oddaje problem Marcina Brosza z układaniem składu meczowego. Wprowadzani przez niego do drużyny zawodnicy młodzi, zdolni i z pewnością bardzo perspektywiczni tej jesieni po prostu „nie odpalili”.

Żeby w Zabrzu nie popadli jednak w depresję z powodu fatalnej skuteczności polskich zawodników, to dodajmy od razu, że nie tylko przy Roosevelta mają z tym problem. Wystarczy rzut oka na klasyfikację snajperów w Lotto Ekstraklasie, żeby stwierdzić, iż patent na zdobywanie w niej bramek, poza osamotnionym Marcinem Robakiem (10 goli) ze Śląska Wrocław, mają tylko cudzoziemcy. To Portugalczyk Flavio Paixao (9), Hiszpanie Ricardinho (8) i Angulo i Carlitos oraz Fin Forsell, Czech Ondraszek i Francuz Sanogo (wszyscy po 7).

Możemy się pocieszać, że za to polscy napastnicy błyszczą za granicą. Choć bardziej trafne będzie określenie – błyszczeli. Krzysztof Piątek w Genoi przestał bowiem seryjnie zdobywać bramki i już nie wzbudza takiego zachwytu, jak jeszcze kilka tygodni temu. Podobnie jak Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński w Napoli czy Dawid Kownacki w Sampdorii. Ciszej zrobiło się też o Kamilu Wilczku w duńskim Broendby… Dobrze, że Robert Lewandowski wreszcie zaczął trafiać do bramki, bo daje to nadzieję Jerzemu Brzęczkowi, czekającemu na pierwsze zwycięstwo w roli selekcjonera, że i w reprezentacji się odblokuje. A tę czekają wkrótce dwa trudne mecze – towarzyski z Czechami (15.11.) i ostatni w Lidze Narodów z Portugalią (20.11.).