Z drugiej strony. Zaczynamy ekscytujący tydzień

Trzy miesiące temu ten dzień wyobrażaliśmy sobie inaczej. Perspektywa starcia z Rosjanami na moskiewskich Łużnikach z jednej strony wywoływała złość, będąc efektem przekombinowanej końcówki eliminacji mundialu i utraty statusu gospodarza półfinału play-offu, a z drugiej strony ekscytowała.


Wiadomym rywalem, no i stawką, swoją „zero-jedynkowością”, jakiej kibice z niejednego pokolenia (również mojego) jeszcze w życiu z udziałem reprezentacji nie doświadczyli. To miała być odpowiedź na pytanie, czy Paulo Sousa ze swoim charakterystycznym „we need to…” okaże się złotoustym fachowcem przez duże F, czy „Siwym Bajerantem”, jakim pozostał po (nie)spodziewanej dezercji do słonecznej Brazylii. Pamiętacie, co mówiono po rozstaniu z portugalskim selekcjonerem? Że to zdarzenie scementuje kadrę, scali grupę?

Dziś trudno już o tym pamiętać, bo trzy miesiące to w futbolu nieraz cała wieczność. Tyle się wydarzyło… Fanatycy piłkarscy są szczęściarzami, wyjętymi nieco poza nawias monotonii codziennego życia. Przecież zawsze coś się dzieje, zawsze jest jakiś mecz, zawsze ktoś traci posadę, zawsze jest o czym dyskutować, jest na co czekać. Ma się odskocznię od innych kwestii, nieraz tak bolesnych, których teraz jesteśmy świadkami.

Zamiast barażu z Rosją, jest mecz ze Szkocją, dlatego Czesław Michniewicz będzie ósmym selekcjonerem po 2000 roku, który zadebiutuje w potyczce towarzyskiej. Wyjątkami byli Jerzy Brzęczek i Paulo Sousa. To akurat statystycznie dobra wiadomość, bo… ostatnim trenerem, który wygrał pierwsze spotkanie w roli trenera reprezentacji Polski, był w 1997 roku Janusz Wójcik (1:0 z Węgrami). Przystępując na Stadionie Śląskim do walki o mundial ze Szwecją lub Czechami, Michniewicz te „śliwki-robaczywki” może już mieć za sobą. Dzisiejszego meczu w Glasgow oczywiście jesteśmy bardzo ciekawi, ale chyba nawet bardziej niż korzystnego wyniku życzymy sobie tego, by w zdrowiu skończyli je liderzy reprezentacji – niezależnie od tego, na wystawienie ilu z nich zdecyduje się nowy selekcjoner.

Samemu Michniewiczowi dobry rezultat z pewnością dobrze by zrobił. Przystawiając ucho tu i tam słychać, że choć poczucie humoru go nie opuszczało (puentując przedstawienie sztabu na poniedziałkowym treningu rzekł: „W takim składzie będziemy pracować co najmniej do wtorku”) , to w pierwszych dniach zgrupowania był nieco przytłoczony, trochę zgasł ten „showman”, którego przecież w sobie nosi. Ale uśmiechy, dowcipy i anegdoty – niech towarzyszą nam za 6 dni. Dziś wieczorem włączamy odbiorniki. Na jednym Glasgow, na drugim – Solna. Zaczynamy ekscytujący tydzień. Oby zakończony fetą na Śląskim.


Fot. Paweł Andrachiewicz / PressFocus