Z drugiej strony. Żal i przestroga Nawałki

Ma tylko (łatwo wyczuwalny) żal, że nie został poinformowany, że dokument będzie przedmiotem ogólnonarodowej dyskusji. Pisał go bowiem ze świadomością, że przeznaczony jest wyłącznie na wewnętrzny użytek związku. Gdyby dostał informację, iż będzie miał charakter publiczny, zakres sprawozdania i wniosków byłby szerszy i pojawiłoby się znacznie więcej personalnych konkretów. Przygotowanie raportu zajęłoby jednak w takich okolicznościach znacznie więcej czasu…

Na dokumencie nie pozostawiono generalnie suchej nitki, i po prawdzie trudno się dziwić, jest bowiem ogólnikowy. Widać, iż był pisany szybko, i nie został nawet poddany starannej korekcie. Nawałka słusznie czuje się jednak rozgoryczony, że – mimo iż winę za niepowodzenie wziął wyłącznie na siebie – teraz przez tę publikację został rzucony na pożarcie. Nie szukał przecież nikogo do spółki, co było do przyjęcia na klatę – przyjął. Za niewłaściwe przygotowanie mentalne i fizyczne kadrowiczów, nieodpowiedni ostatni mikrocykl, nietrafiony dobór wykonawców na mecz z Senegalem. A pośrednio – także za zły wybór bazy w Soczi, skoro przyznał, iż było tam za ciepło i zbyt wilgotno, aby trenować z dużym natężeniem dwa dni przed pierwszym spotkaniem mundialu. Odszedł też z zajmowanej posady, na ile to tylko było możliwe zważywszy na okoliczności, w sposób godny. No i szybko zadzwonił do Brzęczka, z gratulacjami po nominacji, a nie każdego – i to nie tylko pod naszą szerokością geograficzną – byłoby na to stać.

Czemu zatem służyła publikacja raportu za jego plecami, i w terminie pokrywającym się z inauguracją pierwszego zgrupowania nowego selekcjonera, nie bardzo wiadomo. Czy tylko temu, aby zaspokoić oczekiwania ludu – zwłaszcza po ogłoszeniu raportu Joachima Loewa w Niemczech – czy także z tego powodu, żeby z Nawałki opadł już zupełnie nimb perfekcyjnie zorganizowanego zawodowca? Tego pewnie nie dowiemy się nigdy, najbardziej istotne są zresztą wskazane przez Nawałkę podziały, które istniały i pozostały w kadrze. Nie było podobno tak, że dwie przeciwstawne grupy piłkarzy nieustannie się ścierały, ale trzeba było dmuchać na zimne, aby do tego nie dochodziło. Zwłaszcza że wyniki tym razem nie rozładowały napiętej sytuacji. I to jest najbardziej wartościowa wskazówka, czy też przestroga dla Brzęczka, który w 20/27 (dwudziestu dwudziestych siódmych) przejął personalny stan posiadania. Innym pozostała beka z raportu – ewidentnie niedopracowanego, i niedającego prostych odpowiedzi na wszystkie pytania – ale i tak najlepszego, jaki kiedykolwiek powstał pod egidą PZPN.

Aha, były selekcjoner, który ładuje akumulatory w wysokogórskim klimacie, nie żałuje, że nie przejął latem Legii, bo nie chciał firmować własnym nazwiskiem panującego przy Łazienkowskiej bałaganu. A mimo zapytań z klubów znad Zatoki Perskiej i Chin nie podjął jeszcze decyzji, w sprawie kierunku, w którym będzie kontynuował zawodową karierę.