Z drugiej strony. Zapłacz tak jeszcze raz

W krainie dzisiejszej piłki i mediów z nią związanych, tak przebodźcowanym, nawet finał Ligi Mistrzów, nawet z udziałem Polaka, mamy już prawo oglądać dość beznamiętnie i z poczuciem, że tak naprawdę niewiele kanapowego widza może zaskoczyć.


Ożywienie i mocniejsze bicie serca paradoksalnie mogło nadejść dopiero wtedy, gdy w Lizbonie rozbrzmiał ostatni gwizdek sędziego. Łzy Roberta Lewandowskiego, wielkie wzruszenie podczas telewizyjnego wywiadu – z tej strony dotąd nie znaliśmy kapitana reprezentacji i snajpera Bayernu, który wczorajszego wieczoru pokonał symboliczny ostatni schodek w drodze po miano najlepszego polskiego piłkarza w dziejach.

Reakcja „Lewego” w tym coraz bardziej plastikowym i odrealnionym futbolowym światku właśnie dlatego tak chwytała za serce, bo też prosto z serca płynęła. Pięknie mówił o bliskich. O rodzinie. O nieżyjącym tacie. Gdy dziękował kibicom za wsparcie, to było się przekonanym, że mówi tak całkowicie szczerze, a nie dlatego, że po prostu wypada. Wspominał o napędzającej go chęci pokazania, że Polak może odnosić sukcesy na arenie narodowej i znajdować się na świeczniku. Tak jakby chciał pokazać: „Patrzcie, ja, zwykły gość, dzięki ciężkiej pracy spełniam swoje marzenia. Możecie i wy!”. To było coś tak naturalnego, autentycznego – a nie mechaniczne odklepanie kilku formułek. Bo maszyną jest na boisku, poza nim to normalny człowiek i dowiódł tego kolejny raz w niedzielny wieczór. „Lewy” świętujący z biało-czerwoną flagą na plecach – te pomeczowe obrazki z Lizbony powinny zapaść w pamięci polskiego kibica na zawsze, na tej samej półce, co niezapomniany stambulski Dudek-Dance.

Tych kilkanaście lat temu, w czasach Dudka, mogliśmy rajcować się debiutem polskiego napastnika w Palermo albo golami strzelanymi od święta w holenderskiej Eredivisie. Nie ma dwóch zdań – zatęsknimy za Lewandowskim, dlatego szanujmy tę jego niechybnie chylącą się ku końcowi epokę, ale jeszcze o kilka kolejnych ku tej tęsknocie powodów powinien zadbać. Życzmy sobie, by podobnymi łzami, co przedwczoraj w Lizbonie, zapłakał kiedyś po meczu kadry.


Fot. PressFocus