Z drugiej strony. Ze „stówką w tle

Rozmowę z trenerem Czesławem Michniewiczem, zamieszczoną obok, przeprowadziliśmy jeszcze przed rewanżowym meczem z Portugalią. Dużo więc w niej było o meczu w Zabrzu. Sporo o nadziejach związanych z drugim spotkaniem, ale najwięcej – o ogólnej kondycji polskiej „kopanej” i jej „narybku” – bo też takie było główne założenie, kiedy siadaliśmy do wywiadu. Ktoś mógłby powiedzieć, że tezy – poparte konkretnymi przykładami – w nim stawiane zostały zweryfikowane ostatecznym wynikiem barażowego dwumeczu. Nic z tych rzeczy. Kiedy już opadnie ogólnonarodowa euforia, związana z pierwszą w historii kwalifikacją rodzimej młodzieżówki do turnieju finałowego w tej kategorii wiekowej, warto będzie mieć z tyłu głowy to wszystko, o czym selekcjoner biało-czerwonych mówił w sytuacji, w której w tymże barażu wynik brzmiał – niczym w serialu – „do przerwy 0:1”.

W ustach Czesława Michniewicza cytowane obok tezy i przytaczane fakty nie brzmiały jak usprawiedliwienie, szukanie prostych wymówek i tanich chwytów uzasadniających porażkę. Były raczej – sprawdźcie sami – próbą znalezienia skutecznej metody zniwelowania różnic, wynikających z wieloletnich zaniedbań i braków w zakresie bazy sportowej (pamiętacie poniedziałkowy wywiad na naszych łamach z Kamilem Grabarą o potłuczonych na żwirowo-piaskowym „boisku” łokciach i zdartych do krwi kolanach, gdy 10 lat wstecz zaczynał swoją przygodę z piłką?), w szkoleniu, w przygotowywaniu mentalnym młodego człowieka do wielkiej piłki; ale i z… położenia geograficznego Polski i Portugalii.

Michniewicz i jego ekipa – na razie – przeskoczyli ów próg niemożności; przebili głową sufit. Trochę dzięki szczęściu, dzięki błyskom geniuszu pojedynczych zawodników, ale też dzięki metodycznej pracy podczas zgrupowań i poza nimi. No i dzięki różnym „zagraniom” z pogranicza psychologii – jak owe słynne 100 dolarów wręczone drużynie przez szkoleniowca po pierwszym remisie z Wyspami Owczymi: może czasami pogniecione i naderwane, ale przecież wciąż mające swą wartość. Pamiętać jednak trzeba, że owa „stówka”, na co dzień noszona w portfelu przez Mateusza Wieteskę, być może sprawdza się jako talizman tej drużyny, na pewno natomiast nie jest lekarstwem na całą niemoc polskiej piłki.

Nie zastąpi metodycznej pracy u podstaw z najmłodszymi; nie zastąpi mądrości prezesów i trenerów ligowych, którzy dziś najzdolniejszą polską młodzież – często za psie (na skalę europejską) pieniądze – wypychają w pierwszym sprzyjającym momencie za granicę, ściągając w zamian wagony przeciętnych kopaczy; nie zastąpi wreszcie zmagań o… powrót kibica na polskie stadiony ligowe. Nie można – jak przy okazji ćwierćfinału Euro 2016 – dać się omamić sukcesem i odtrąbić, że od wtorkowego wieczoru, po triumfie młodzieżówki i remisie seniorów na portugalskiej ziemi, polska piłka już jest wielka; bo przebudzenia z takich pięknych snów bywają bolesne. Trzeba natomiast – choćby w kontekście świetnego występu Przemysława Frankowskiego w pierwszej reprezentacji – pamiętać, że również i my, kibice, mamy wpływ na dobrobyt i klasę rodzimego futbolu, głosując nogami i obecnością na trybunach. Jest okazja, by już w weekend podziękować wszystkim tym „Żurkowskim, Wieteskom, Jagiełłom, Szymańskim i Pestkom” za chwile wspaniałych emocji i wzruszeń!