Z drugiej strony. Żurek: Niski, czyli mały

Mundial. Prawdziwy mundial. Tym bardziej ekscytujący, że każda upływająca godzina nie przybliża nas jednocześnie do kolejnego występu reprezentacji Polski. Dobrze, że to się już skończyło. I że szybko nie wróci.

Wygląda jednak na to, że szybko nie opadnie też fala lodowatego hejtu, która od tygodnia co i raz podtapia Adama Nawałkę. Jest brudna, mętna i pełna wirów. Nikomu nie wypada życzyć takiej łaźni. Ale czy w tym przypadku wypada współczuć? Nie za wszelką cenę. Szef kadry sam przecież zgotował sobie taki los.

Wystarczyło zachować się jak Joachim Loew. Wyjść przed kamerę, przeprosić w imieniu swoim i drużyny, a potem zabrać się do pisania raportu. Prosto, elegancko, z klasą.

Polski selekcjoner prostotę, elegancję i klasę pojmuje jednak nieco inaczej. Na konferencji prasowej po porażce z Kolumbią zachowywał się tak, jakby wszedł do sali, w której nagrywa się audiobooki dla niewidomych i słabowidzących. Dobrze, że tego nie widzieliście, a teraz ja wam opowiem jak było – na tej zasadzie. I usłyszeliśmy, że wszystko do turnieju przygotowane jest perfekt, stąd walka i zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. Jak ktoś słusznie zauważył – bełkot szaleńca. Obłęd.

Mimo wszystko uważam, że krytyka, jaka spada dzisiaj na pana Adama – choć słuszna – jest mocno przesadzona. Ostrzał co najmniej taki, jakby ktoś na podrobionych dokumentach zatrudnił się w wieży kontroli lotów i doprowadził do zderzenia dwóch Jumbo Jetów. A to przecież nie tak. Trener przegrał mundial – tylko tyle.

Ludzie wolą jednak wiedzieć swoje – piszą, że to nie trener i że jako selekcjoner skompromitował się doszczętnie. To oczywiście nieprawda. Przynajmniej nie dosłownie. Żaden szkoleniowiec nie jest duchem świętym. Ma prawo do błędu, tak samo jak piłkarz albo arbiter. Adam Nawałka też takie prawo miał. Skompromitował się, ale jedynie w aspekcie pozasportowym – gdy swoim zachowaniem otwarcie zakpił z rodaków, którzy chcieli tylko usłyszeć, dlaczego wyprawa do Rosji zakończyła się klęską.

Nikt dziś nie zapomina, że to Nawałka odrestaurował drużynę narodową – z pokracznego babska uczynił ponętna modelkę. Ale żeby robić z tego tarczę ochronną? No nie, to byłoby zbyt banalne. Równie dobrze moglibyśmy chwalić chirurga za to, że najpierw idealnie przeprowadził liposukcję i skorygował perfekcyjnie usta, a dwa lata później wykonał taką korektę nosa, że teraz nie wiadomo – gdzie oczy, a gdzie potylica. Z piękności, na którą każdy pragnął chociaż chwilę popatrzeć, zrobiło się straszydło i pośmiewisko.

Tak naprawdę przeprosiny Nawałki nie są już dzisiaj nikomu potrzebne. Nie będą warte więcej niż bilety z Wołgogradu, które kibice oddawali za darmo. Również dlatego, że przez kilkanaście ostatnich dni polski selekcjoner był jak pressing w końcówce meczu z Japonią – czyli niski. Bardzo niski. Tak niski, że w zasadzie mały. Dobry trener, zagubiony strateg i niestety w godzinie próby mały człowiek. Aż do teraz trudno było uwierzyć, że taka persona jest w stanie wcisnąć się w tak bardzo lilipuci format…