Z impetem po (wice)mistrzostwo

W Poznaniu mogą zastanawiać się, co by było gdyby forma przyszła nieco wcześniej. W 2020 roku nie było w Polsce lepszej drużyny, która ostatecznie zajęła (tylko?) drugie miejsce.


Naprawdę niewiele straciła ekipa „Kolejorza” do nowego mistrza Polski. Wiadomo, że Legia nieco zmniejszyła swoje tempo w końcówce sezonu, ale to nie zmienia faktu, że w 2020 roku nikt nie grał tak imponująco, jak Lech. Rozpędzona lokomotywa dojechała do ostatniej stacji i wjechała na nią z wielką prędkością, godnie żegnając odchodzącego Chrystiana Gytkjaera.

Lepszy od Hamalainena

Duńczyk po trzech latach opuścił Poznań i zrobił to w świetnym stylu – sięgając po koronę króla strzelców z 24 golami na koncie. 30-latek jest dziewiątym zawodnikiem w historii Lecha, który zdobył dla zespołu 12. tytuł najskuteczniejszego strzelca najwyższej klasy rozgrywkowej w naszym kraju. To jednak jedyny tytuł, po jaki poznaniacy sięgnęli w tym sezonie. Niektórzy zaczęli zastanawiać się, co by było gdyby rozgrywki trwały jeszcze nieco dłużej…

Lech był pierwszym zespołem ligi od listopada 2018 roku, który zdobył w pierwszej połowie 4 gole – wówczas Korona Kielce wbiła tyle bramek Górnikowi Zabrze. Mający przy tym wielki udział Gytkjaer podczas swojej zmiany w 72. minucie zebrał od całego stadionu owacje na stojąco, a sam urzekł wielu fanów tym, że po jednym z trafień pocałował klubowy herb. Kibice mogli odczuwać także dodatkowy rodzaj satysfakcji, ponieważ odchodzący z klubu Duńczyk zdobył we wszystkich występach w ekstraklasie o jednego gola więcej niż ich dawny pupil Kasper Hamalainen – znienawidzony przez cały Poznań za transfer do Legii Warszawa. Łącznie Gytkjaer strzelił dla „Kolejorza” 65 bramek w 119 występach.

Dominacja totalna

Pierwsza połowa była pokazem siły, polotu i ofensywnej potęgi gospodarzy. Druga była spokojnym dowiezieniem wyniku okraszonym spokojnymi atakami na kompletnie wykolejoną drużynę Jagiellonii. „Duma Podlasia” nie mogła być dumna ze swojego ostatniego meczu, bo nie funkcjonowało tam absolutnie nic. Lechici – głównie przed przerwą – wjeżdżali w białostocką szesnastkę, jak chcieli, a Dani Ramirez z Pedro Tibą raz za razem siali zamęt w środku pola, który totalnie zdominowali. Co więcej, poznaniacy dwukrotnie stemplowali poprzeczkę. „Jaga” miała właściwie tylko jedną dobrą akcję w meczu, kontratak z pierwszej połowy zakończony trafieniem ze spalonego Jesusa Imaza. Tak meczów wygrywać się nie da.


Lech Poznań – Jagiellonia Białystok 4:0 (4:0)

1:0 – Tiba, 6 min (asysta Ramirez), 2:0 – Gytkjaer, 13 min (asysta Ramirez), 3:0 – Kamiński, 31 min (asysta Tiba), 4:0 – Gytkjaer, 39 min (dobitka)

LECH: Szymański – Gumny, Szatka, Crnomarković, Puchacz – Moder, Tiba (60. Marchwiński) – Kamiński (64. Skóraś), Ramirez, Jóźwiak – Gytkjaer (72. Szymczak). Trener Dariusz ŻURAW. Rezerwowi: Mleczko, Muhar, Żamaletdinow, Dejewski, Kostewycz, Butko.

JAGIELLONIA: Dziekoński – Kadlec, Błyszko, Szymonowicz, Bodvarsson – Pospiszil, Romańczuk – Makuszewski (46. Mystkowski), Imaz, Przikryl (70. Bida) – Puljić (46. Borysiuk). Trener Iwajło PETEW. Rezerwowi: Węglarz, Wdowik, Struski, Olszewski, Toporkiewicz.

Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 8483.
Piłkarz meczu – Dani RAMIREZ


Na zdjęciu: Chrystian Gytkjaer pożegnał Poznań w świetnym stylu.

Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus