Z Jagi ma dobre wspomnienia

29-letni pomocnik jest wychowankiem MOSiR Jastrzębie, ale piłkarskiego abecadła uczył się w Wodzisławskiej Szkole Piłkarskiej prowadzonej przez Janusza Pontusa. Zanim łyknął ligowego futbolu w Polsce, to z grupą kolegów z WSP wyjechał do Hiszpanii. Tam najpierw grał w czwartoligowym klubie UD Horadada, a potem w trzeciej drużynie Realu Madryt.

Z Realu do Białegostoku

Po 1,5 rocznym pobycie w zespole „Królewskich”, razem z dwójką kolegów: Kamilem Glikiem i Krzysztofem Królem zdecydował się wrócić do Polski. Glik trafił wtedy do Piasta, a Matuszek z Królem do Jagiellonii. – To wszystko było wtedy poza nami. Janusz Pontus wykorzystał wtedy swoje kontakty z Cezarym Kuleszą i Michałem Probierzem. Dowiedzieliśmy się, że mamy trafić do Jagiellonii i tam poszliśmy grać – mówi dzisiaj Matuszek.

Na debiut w nowym zespole i w ekstraklasie nie musiał długo czekać. – Najpierw pojechałem z drużyną na mecz z Arką do Gdyni. To jeszcze było na starym stadionie. Akurat tam nie wystąpiłem, ale już, jako młodych chłopak miałam okazję do zapoznania się z całą tą ligową otoczką. Na pewno to wszystko tylko zachęcało i motywowało do jeszcze większej pracy – podkreśla obecny kapitan jedenastki z Zabrza.

Przegrany debiut

Jego debiut miał miejsce w 2 kolejce ekstraklasy sezonu 2008/2009. Jagiellonia podejmowała wtedy u siebie Lecha. W drużynie z Białegostoku grali jeszcze wtedy tacy zawodnicy, jak Piotr Lech, Everton, Hermes czy Pavol Stano. W „Kolejorzu” byli za to Manuel Arboleda, Piotr Reiss czy Robert Lewandowski. Właśnie kiedy ten ostatni schodził z boiska pod koniec spotkania, to pojawił się na nim Matuszek. Jaga przegrywała już wtedy 0:3, a młody zawodnik zastąpił na murawie Jacka Falkowskiego. – Faktycznie wszedłem za „Falę”. Debiut nie był specjalnie udany, bo przegraliśmy, ale na pewno, jak dla każdego kto zaczyna w ekstraklasie było to spore przeżycie – wspomina.

W klubie z Podlasia spędził w sumie pół roku i zagrał w 15 ligowych spotkaniach. Potem przeniósł się do Piasta Gliwice, gdzie później zetknął się z trenerem Marcinem Broszem. Jak wspomina swój pobyt w Białymstoku?

– Akurat jak tam byłem, to zmieniali bazę treningową i z centrum przenosili się do Pogorzałek. Dla młodych zawodników bez samochodów, takich jak ja, podstawiano autobus czy busa, żeby tam dojechać. Nie narzekałem. Miasto nie było za duże, ale ładne, wszyscy się tam znali. Minusem na pewno było to, że wszędzie było stamtąd daleko – opowiada.

Nie składają deklaracji

Dziś Górnik, z Matuszkiem w składzie, rozpoczyna rywalizację w fazie play-off. Jak będzie w starciu z walczącą o mistrzostwo Polski Jagą? – Nogi na pewno nie odstawimy. Będziemy walczyć, jak na Ślązaków przystało. Celów przed sobą nie stawiamy i nie składamy żadnych deklaracji. Podchodzimy do wszystko z nastawieniem z meczu na mecz. Wiadomo walczymy, a jak będzie, to pokaże boisko. Zaczynamy od zera. Faworytem w Białymstoku nie jesteśmy i może lepiej, że tak jest, bo wcześniej, myślę tutaj o późnej jesieni, kiedy występowaliśmy w takiej roli, to nie najlepiej nam to wychodziło – podkreśla kapitan Górnika.