Z kart piłkarskiej historii. Od Napoleona do Bundesligi

 

Pośrednich przyczyn takiego stanu rzeczy należy poszukiwać… na początku XIX wieku, a prowodyrem całego sportowego zamieszania w Prusach był Napoleon Bonaparte. Jego wojska pokonały armię pruską, przez co tamtejsze terytorium znalazło się pod francuskimi wpływami, co z czasem wyzwoliło wśród Prusaków wzrost nastrojów wolnościowych i nacjonalistycznych – do tej pory obcych (zresztą nie tylko tam).

Jak wiemy, Napoleon ostatecznie poległ, a w Prusach postanowiono przeprowadzić wojskową reformę, która wiązała się ze zwiększeniem nacisku na szkolne zajęcia wychowania fizycznego, które w większym stopniu miały zaangażować także klasę średnią. Tak zaczęły powstawać związki gimnastyczne, w nacjonalistycznym przypływie nazywane od germańskiego „Turnen”.

Zdrajcy i zboczeńcy

Mentalność konserwatywnych klubów gimnastycznych dała się we znaki piłce nożnej, która pojawiła się w Niemczech (zjednoczonych w II Rzeszę w 1871 roku) w drugiej połowie XIX wieku. Przybyła oczywiście z Anglii, która miała wówczas bliskie relacje z państwami niemieckimi. Początkowo – co było także normą na Wyspach – nie do końca rozróżniano tam to, co dzisiaj nazywamy futbolem oraz rugby, lecz z czasem wykrystalizowała się piłka nożna w takiej formie, jaką znamy obecnie.

W 1875 nijaki Robin Koch opublikował pierwszą niemieckojęzyczną wersję przepisów gry w piłkę nożną, która dopiero 10 lat później wyraźnie zaznaczyła różnicę od rugby. W tamtym okresie powstawały już pierwsze kluby, choć trudno określić, które z nich były faktycznie futbolowymi z racji pomieszania dwóch wyżej wymienionych sportów.

Rodzący się trend piłkarski cierpiał jednak na wiele bolączek. Brakowało sprzętu, boisk do grania, a spora część społeczeństwa podchodziła do piłkarzy w bardzo negatywny sposób. Związki gimnastyczne, przesiąknięte konserwatyzmem, nacjonalizmem oraz niechęcią do wszystkiego, co obce, nazywały piłkarzy… kopiącymi zdrajcami ojczyzny. „Turner” wyśmiewali futbolistów, zarzucali im wywrotowość, nazywali angielską zarazą.

Gimnastyka miała łączyć, futbol dzielił, w dodatku Brytyjczycy lubowali się w różnego rodzaju pieniężnych zakładach, co dla „Turner” było czymś nie do pomyślenia – Jeśli ktoś chce wyrazić swoją pogardę, kopie rzecz, której nienawidzi. Kopiemy wściekłego psa i to właśnie z powodu tego, że kopniak odgrywa tak istotną rolę w futbolu, nie cierpię tej gry. A także z powodu godnej pożałowania przykucniętej postawy, w jakiej zawodnicy gonią za piłką – twierdził pedagog Otto Jaeger, któremu jeszcze w 1898 roku wtórował gimnastyk i nauczyciel Karl Planck – Pozwalamy sobie uważać ten analny angielski sport nie tylko za wstrętny, ale absurdalny, brzydki i zboczony.

Fałszywy telegram

Piłka nożna przyciągała jednak coraz większe zainteresowanie, a w 1892 roku zaczęto rozgrywać różnego rodzaju mecze o mistrzostwa miast czy regionów, co narodziło się w dynamicznie rozwijającym się wówczas Berlinie.

Rozgrywki pojawiły się potem w Hamburgu, Lipsku, powstał nawet regionalny związek piłkarski w okolicach Karlsruhe, a w 1896 roku zespół z Duisburga udał się do Anglii, żeby uczyć się gry od mistrzów – zebrał oczywiście srogie lanie. 28 stycznia 1900 roku wysłannicy 86 klubów niemieckich – w tym wrocławski SV Blitz 1897 Breslau – założyli Deutscher Fussball Bund, Niemiecki Związek Piłki Nożnej.

Pierwsze mistrzostwa Niemiec odbyły się w 1903 roku, lecz wyglądały inaczej niż obecna Bundesliga. Zwycięzcę wyłaniano w finale, po fazie pucharowej, do której dostawało się sześć zespołów, które przetrwały eliminacje w regionalnych związkach.

Taka liczba nie sprzyja jednak rozgrywaniu ćwierćfinałów (w nich potrzeba osiem ekip), więc nawet dobrze się złożyło, że mierzące się ze sobą FV Karlsruhe i DFC Praga ostatecznie ze sobą nie zagrały i… z automatu zostały przesunięte do półfinałów. Powodem była niechęć obu ekip do spotkania na terenie przeciwnika. Co ciekawe, do starcia półfinałowego – mającego rozegrać się na neutralnym terenie w Lipsku – nie doszło, ponieważ drużyna Karlsruhe, czekając na pociąg, otrzymała fałszywy telegram o przełożeniu terminu meczu.

Ekipa z Pragi zwyciężyła walkowerem, a w finale – w końcu na boisku – przegrała z VfB Lipsk, który został pierwszym piłkarskim mistrzem Niemiec w historii. Podobnych perypetii, obecnie będących nie do pomyślenia, było w tamtym okresie całkiem sporo.

Pozorna szlachetność

Rozwój futbolu w Niemczech na cztery lata wstrzymał wybuch I Wojny Światowej. Gdy jednak wrócił pokój, a republika zastąpiła monarchię, ludzie potrzebowali czegoś, co pozwoliłoby im oderwać się od trudnej rzeczywistości. Tym czymś była rzecz jasna piłka nożna, która tak jak przed wojną przyciągała na mecze parę tysięcy, tak po wojnie kilka razy więcej widzów.

Futbol był w tamtym czasie typowo amatorski, co wiązało się z tym, że władze DFB cały czas były głęboko zakorzenione w tradycji „Turnen” i hołdowały szlachetnym i olimpijskim teoriom, które wykluczały możliwość zarabiania na sporcie. Tajemnicą poliszynela było jednak to, że piłkarze dostawali za grę nieco więcej niż tylko zwrot kosztów.

DFB sam nie był taki święty, ponieważ chętnie zarabiał na sprzedaży biletów. Dopóki jednak nie działo się to w sposób krzykliwy, a wszyscy byli skłonni zachowywać pozory niezarobkowości, dopóty nie było z tym żadnych kłopotów.

Z czasem jednak zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze głosy, że za dobrą pracę ma się prawo otrzymywać godne wynagrodzenie. Widać to było w prężnie rozwijającym się Zagłębiu Ruhry (odpowiednik Górnego Śląska), gdzie do pracy przybywało coraz więcej osób, także imigrantów, co przekładało się na wzrastanie w siłę tamtejszych klubów.

W 1930 roku 2/3 górników w Gelsenkirchen straciło jednak pracę, a wśród nich byli m.in. pochodzące z Polski legendy Schalke Fritz Szepan i Ernst Kuzorra, którzy w futbolu widzieli szansę na wyrwanie się z kopalni. Zachodnia Federacja stwierdziła w tamtym okresie, że czternastu piłkarzy Schalke – w tym wymieniona dwójka – otrzymało za dużo pieniędzy. Określiła ich zawodowcami i wykluczyła ze struktur, co wywołało powszechne oburzenie i wiele kłótni. Skarbnik Schalke, Wilhelm Nier, nie wytrzymał narastającej presji i popełnił samobójstwo.

Futbol w czasach nazizmu

Dyskusje trwały kilka lat i w końcu, w 1933 roku, ustalono termin walnego zebrania, w trakcie którego chciano rozwiązać problemy dotyczące statusu piłkarzy. Kilka miesięcy wcześniej kanclerzem kraju został jednak Adolf Hitler i szybko zrozumiano, że spór pozostanie nierozwiązany.

Jak dobrze wiemy, naziści dążyli do całkowitej eksterminacji Żydów. Wielu z nich było obecnych w świecie sportu, który – jeszcze zanim władze reżimowe wydały odpowiednie przepisy – zaczął pozbywać się wyznawców judaizmu ze swoich szeregów. Wiele klubów piłkarskich robiło to, by przypodobać się nazistom i nie dawać powodów do bycia nazywanymi „angielską zarazą” i by nie sugerować antyniemieckich skłonności.

Hitlerowcy z czasem wzięli się także za restrukturyzację rozgrywek i cały kraj podzielili na 16 Gaulig, których zwycięzcy trafiali do czterech grup, skąd najlepsi przechodzili do półfinałów. Kłopotliwe zaczęło to być w momencie, gdy III Rzesza dołączała do państwa kolejne tereny, więc później zastąpiono Gauligi ogólnym systemem pucharowym.

II Wojna Światowa wprowadziła wiele chaosu do rozgrywek ligowych, całe mnóstwo piłkarzy wyruszało na front, skąd wielu nie wróciło. Jedne kluby radziły sobie lepiej, inne z kolei musieli wystawiać drużyny juniorów, żeby w ogóle brać udział w meczach. Niełatwe było także podróżowanie, ponieważ benzyna była potrzebna gdzie indziej, a mnóstwo pociągów służyło do przewozu wojska czy więźniów obozów koncentracyjnych.

Po wojnie odbudować się było trudno. Kraj był w ruinie, stadiony wymagały remontów, a wszystkiego – łącznie z żywnością – brakowało. W dodatku w 1949 roku Niemcy zostały podzielone na dwa kraje. ZSRR odciął się od zachodu i stworzył swoje rozgrywki piłkarskie, które przez 50 lat trwały w silnie politycznym i kontrolowanym nacechowaniu. Pozostała część Niemiec była okupowana przez Francuzów, Brytyjczyków i Amerykanów – którzy to okazali się najbardziej wyrozumiali dla odrodzenia futbolu.

Jestem szalony!

W zachodniej części rozgrywki zaczęły powracać do formatu podobnego do przedwojennego – najpierw należało dobrze spisać się w regionalnych Oberligach, żeby potem w fazie pucharowej dojść do finału i wygrać go. Liga wciąż była jednak tylko półprofesjonalna, co było łakomym kąskiem dla klubów z innych lig europejskich.

Wielu niemieckich piłkarzy zaczęło opuszczać kraj, żeby grać np. we Włoszech, gdzie mogli liczyć na bardzo dobre zarobki, umożliwiające im godne życie i utrzymanie tylko z futbolu. Władze piłkarskie oczywiście nadal patrzyły na takich graczy bardzo nieprzychylnie, wykluczały z reprezentacji pod „zarzutem” zawodowstwa, ale coraz więcej głosów opowiadało się za tym, żeby w końcu w Niemczech powstała liga profesjonalna.

Dodatkowym problemem była reprezentacja. Zawodnicy nie zawsze mogli pozwolić sobie na udział w meczach międzypaństwowych, bo wiązały się one z przymusem wzięcia urlopu w pracy. A wraz z kolejnymi latami był to coraz większy kłopot, ponieważ piłka nożna rozwijała się, liczba spotkań wzrastała, a wraz z nią rósł poziom.

Niemiecka reprezentacja nie odnosiła zbyt dużych sukcesów, jedynie w 1934 roku zdobyła trzecie miejsce na mundialu, dlatego tym większym zaskoczeniem było… ich pierwsze mistrzostwo świata w 1954 roku! Był to ich pierwszy turniej po II Wojnie Światowej i nie spodziewano się po nich wiele. W finale mierzyli się ze słynną węgierską „Złotą jedenastką” i po 8 minutach przegrywali już 0:2.

Wydawało się, że już na początku było po wszystkim, tym bardziej że oba zespoły grały ze sobą w fazie grupowej, gdy Węgrzy roznieśli Niemców aż 8:3. Finał był jednak zupełnie inny. – Gol, gol, gol dla Niemców! Niemcy prowadzą 3:2! Jestem szalony! Jestem szczęśliwy! – krzyczał komentujący ten pojedynek Herbert Zimmermann, gdy słynny Helmut Rahn zdobywał zwycięską bramkę na wagę tytułu. Mecz ten określono mianem „Cudu w Bernie”, a jego skutkiem były… kilkudniowe zamieszki na Węgrzech.

Jedno z nielicznych zdjęć pierwszego historycznego mistrza Niemiec – VfB Lipsk w 1903 roku. Fot. Autor nieznany

Konserwatywne niemieckie władze piłkarskie zyskały także argument, że powoływanie profesjonalnej ligi wcale nie jest takie konieczne.

Ale mistrzostwo świata nie zmieniło rzeczywistości, która zaczęła Niemcom uciekać. W kolejnych turniejach reprezentacja nie osiągała już tak imponujących wyników, a także w piłce klubowej niemieckie zespoły często odstawały od swoich zagranicznych odpowiedników. – Jeśli chcemy pozostać konkurencyjni na arenie międzynarodowej, musimy podnieść nasze oczekiwania na poziomie krajowym – grzmiał jeden z największych zwolenników zawodowych rozgrywek, selekcjoner Sepp Herberger.

Oszukany Bayern

Porażka z Jugosławią w ćwierćfinałowym spotkaniu mundialu w 1962 roku przelała czarę goryczy. 28 lipca na konwencji DFB w Dortmundzie 46 klubów aplikowało o włączenie do nowych, zawodowych rozgrywek, które wystartowały od sezonu 1963/64 pod nazwą Bundesligi.

Udało się to 16 z nich: Eintracht Brunszwik, Werder Brema i HSV reprezentowały Oberligę Północną; Borussia Dortmund, Kolonia, Meidericher (obecnie Duisburg), Preussen Muenster i Schalke Oberligę Zachodnią; Kaiserslautern i Saarbruecken Oberligę Południowo-Zachodnią; Eintracht Frankfurt, Karslruher, Norymberga, TSV 1860 Monachium i Stuttgart Oberligę Południową; Hertha Berlin reprezentowała Oberligę Berlińską.

Pierwszy mecz Bundesligi rozegrały Borussia Dortmund oraz Werder, pierwszym mistrzem została Kolonia. Co jednak ciekawe, w gronie założycieli nie znalazł się… Bayern Monachium. Pod względem jakości sportowej i organizacyjnej Bawarczycy bezapelacyjnie zasługiwali na najwyższą ligę, lecz władze stwierdziły, że w nowych rozgrywkach, które miały być dobrem całych Niemiec Zachodnich, nie powinny występować dwie drużyny z tego samego miasta – los sprzyjał TSV.

Wybór był o tyle kontrowersyjny, że decyzję o zaangażowaniu 16 klubów podejmowano na podstawie rankingu 12-letniego – a przynajmniej w teorii, bo zdarzały się pewne odejścia. Bayern zajmował w nim 6. miejsce, podczas gdy TSV było… 7. Pod uwagę wzięto jednak ostatnie derby Monachium, w których Bayern przegrał, nie będąc wtedy jeszcze świadomym, jakie będą konsekwencje tej porażki. Do elity przyszły gigant dołączył w 1965 roku i gra w niej bez przerwy po dziś dzień.

Na zdjęciu: Eksponat z dortmundzkiego muzeum – piłka z podpisami wszystkich piłkarzy z historycznego sezonu 1963/64.