Z klasą i godnością

Gra biało-czerwonych w finałach MŚ 2018 była daleka od oczekiwań, Nawałka uczciwie zresztą przyznał, że podczas przygotowań popełnił błędy, ale ocena całej kadencji ustępującego selekcjonera nie może być negatywna. Przeciwnie, awans z 78. Miejsca – na które biało czerwoni spadli po porażce ze Słowacją w listopadzie 2013 roku – na 5. w rankingu FIFA latem minionego roku jest najlepszym dowodem na dużą jakość włożonej w ostatnich niemal pięciu latach pracy. I efektem harówki, nietuzinkowej wizji oraz intuicji selekcjonera, który oficjalnie zakończy kadencję w PZPN 31 lipca.

Formuła już się wyczerpała

– Teraz jest mi bardzo przykro, ale patrzę z optymizmem w przyszłość polskiej piłki i mojej jako trenera. Dzieliłem się wiedzą z piłkarzami w sprawach związanych ze starannym przygotowaniem, i ustaleniem planów. Plany zrealizowaliśmy, a nasz futbol w trakcie mojej kadencji zrobił wielki postęp. Godnie żegnam się z kadrą, mogłem poprowadzić drużynę z odległych miejsc na wyżyny rankingu. To nie tylko mój sukces, ale całego sztabu – powiedział Nawałka w pożegnalnej mowie, i miał do tego pełne prawo. – Mistrzostwa świata były ukoronowaniem naszej pracy, ale pewna formuła po prostu już się wyczerpała, więc z pełną odpowiedzialnością podjąłem taką decyzję. Oczywiście, na mistrzostwach w Rosji nie spełniliśmy oczekiwań i ambicji, własnych oraz kibiców. Biorę pełną odpowiedzialność, bo to zawsze rola trenera i od tego nie uciekam. Rzeczywiście największy zarzut, jaki sobie stawiam, dotyczy personaliów. Nie trafiłem ze składem i to muszę jasno powiedzieć.

Ustępujący selekcjoner podziękował prezesowi Bońkowi za stworzone warunki, piłkarzom za wspólną pracę, a nawet dziennikarzom za… krytykę – czasem złośliwą, czasem merytoryczną – która przez minione pięć lat miała stanowić dla Nawałki potrzebną inspirację. Na koniec wyraził nadzieję, że po korekcie, która nastąpiła w Rosji, kadra będzie nadal jeździła na mistrzostwa co dwa lata.

Z podniesioną głową i sukcesem na koncie

– Jeszcze dzisiaj o godzinie 10:00 rano na moim biurku leżał aneks do umowy Nawałki. Kiedy jednak patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i spoglądaliśmy na teraźniejszość oraz przyszłość reprezentacji, wiedzieliśmy, że jako przyjaciele musielibyśmy stawić czoła wielu problemom. Reprezentacja wymaga kilku korekt, na pewno trzeba do tego podejść z nowym entuzjazmem. Miałem nadzieję, że znajdziemy go wspólnie z Adamem, ale kiedy analizowaliśmy wszystkie przyczyny niepowodzenia i zastanawialiśmy się, jak to powinno wyglądać w przyszłości, postanowiliśmy, że nasza współpraca się kończy – wyjaśnił prezes Boniek. – W 2013 roku, kiedy postawiłem na Adama, intuicja i doświadczenie mnie nie zawiodły. Nawałka z powierzonej roli wywiązał się znakomicie. Na Stadionie Narodowym odnieśliśmy historyczne zwycięstwo z Niemcami, a później awansowaliśmy na mistrzostwa Europy. Na turnieju we Francji doszliśmy do ćwierćfinału. Następnie awansowaliśmy na mistrzostwa świata. Przeżyliśmy wiele fantastycznych chwil, każdy był dumny z drużyny narodowej. Dziękuję za to Adamowi bardzo serdecznie, także jego sztabowi szkoleniowemu i drużynie, którą stworzył selekcjoner. Nawałka z pracy z reprezentacją wychodzi z podniesioną głową i sukcesem. Ostatnie gorsze chwile nie mogą wpływać na ocenę, że wszystko było źle.

Za plecami Górskiego i Piechniczka

Po prawdzie, biorąc pod uwagę cały okres pracy w PZPN, kibice dzięki Nawałce przeżyli znacznie więcej pozytywnych emocji niż negatywnych. Gdyby zresztą było inaczej, kadencja ustępującego trenera w związku nie trwałaby niemal pięć lat. W tym miejscu godzi się przypomnieć, że – nieco tylko – dłuższe okresy pracy z reprezentacją odnotowali jedynie Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek. A zatem szkoleniowcy, którzy doprowadzili biało-czerwonych do medali w finałach mistrzostw świata. Ćwierćfinał Euro we Francji i świetny bilans w 50 spotkaniach, w których poprowadził drużynę narodową (26 zwycięstw – 15 remisów – 9 porażek; bramki: 99:49) pozwala plasować ostatniego selekcjonera tuż plecami dwóch wspomnianych legend. Zwłaszcza że Nawałka pracował w zupełnie innych warunkach, znacznie trudniejszych, w których długość i liczbę zgrupowań drużyny narodowej mocno ogranicza terminarz FIFA. 61-letni fachowiec umiał jednak – jak nikt inny w Polsce w XXI wieku – zarządzać reprezentacją w mocno reglamentowanym czasie. Pracownicy związku, którzy pamiętają czasy śp. Janusza Wójcika, nie mają wątpliwości, iż nikt – łącznie z Leo Beenhakkerem – nie potrafił w sposób tak profesjonalny organizować czasu podczas nielicznych i niezbyt długich przygotowań do meczów i turniejów.

Facet, który sprofesjonalizował sztab

I właśnie profesjonalizacja sztabu oraz jego pracy to największy wkład Nawałki w rozwój drużyny narodowej. Owszem, historia nigdy mu nie zapomni, że jako pierwszy z trenerów biało-czerwonych ograł Niemców, na dodatek w momencie, kiedy byli świeżo kreowanymi mistrzami świata, ale po tej wiktorii pozostały dziś już tylko miłe wspomnienia. Natomiast świadomość, że sztab kadry musi być odpowiednio liczny, a co za tym idzie – sporo kosztować – pozostanie w kierownictwie PZPN i księgowości związku już na zawsze. Wcześniejsi selekcjonerzy opierali się na kilku współpracownikach, na większą liczbę – nawet wówczas, kiedy Joachim Loew woził już na każdą imprezę po kilka dziesiątek wysoko wykwalifikowanych specjalistów w niemieckiej ekipie – naszej federacji nie było stać. Teraz kasa związku jest bardziej zasobna, ale trzeba było też reformatora formatu Nawałki, który potrafił przekonać Bońka i zarząd, że inwestycja w ten sektor jest niezbędna. A nakłady, niemałe, zwrócą się w postaci dobrych wyników reprezentacji. Banki informacji istniały przy reprezentacji Polski od czasów Górskiego, ale dopiero za czasów Nawałki doczekaliśmy się obserwacji i szpiegostwa na naprawdę szeroką skalę. I przy użyciu najnowszych technologii. Wysłannicy selekcjonera przed Euro 2016 jeździli oglądać w ligowych spotkaniach poszczególnych zawodników z Irlandii Północnej i Ukrainy (Niemców poznali dobrze już wcześniej), a dzięki temu żaden z rywali z tych krajów nie był w stanie niczym zaskoczyć biało-czerwonych w grupie mistrzostw Europy.

Nowe standardy w czerstwym dowcipie

Nieco koloryzując, można postawić tezę, że Nawałka zastał sztab kadry w erze telewizji czarno-białej i stacjonarnych telefonów, natomiast zostawia – uzbrojony we wszystkie możliwe (i najnowocześniejsze) programy do analizy, z dostępem do każdego meczu na świecie, i w pełni skomputeryzowany. W tej dziedzinie nastąpił najbardziej dynamiczny rozwój, a dzięki nieustannym obserwacjom naszych piłkarzy – co tydzień ponad siedemdziesięciu – i wspomnianej już intuicji, ustępujący szkoleniowiec kadry potrafił podnieść poziom większości reprezentantów, zaś kilku – zbudować od podstaw. Chronologicznie rzecz ujmując – od Arkadiusza Milika po Jana Bednarka. Znając zresztą niezwykle sumienne podejście Adama, na pewno nie zostawi po sobie w PZPN nie tylko spalonej ziemi, ale też szczegółowy i czytelny dla następcy raport, na temat wszystkich monitorowanych w ostatnich latach zawodników. Czym także – bardzo oczywiście pozytywnie – wyróżni się na tle poprzedników. Wyznaczył też zupełnie nowy standard dotyczący nakładów pracy selekcjonera. Czerstwy już nieco dowcip: – Kiedy można najszybciej dodzwonić się do Bogdana Zająca, asystenta selekcjonera? – Między 3 a 5 nad ranem, bo tylko wówczas nie wypełnia zadań zleconych przez szefa, pewnie jeszcze długo będzie krążył po środowisku.

Historia, i to już najbliższa, powinna ocenić Nawałkę jeszcze lepiej niż czynimy to teraz, jeszcze w emocjach, które zrodziły się tuż po katastrofie w rosyjskim mundialu. Swoją drogą, kibice powinni ściskać kciuki, aby trwająca od listopada 2013 roku do lipca 2018 kadencja nie okazała się zieloną wyspą w najnowszych dziejach naszego futbolu. Trener, który udanie przeprowadził biało-czerwonych przez eliminacje ME ’16 i MŚ ’18, dając wszystkim wielką radość w finałach Euro we Francji, wyciągnął bowiem – jeśli nie maksimum, to niewiele mniej z naszego obecnego potencjału. Czy następca Nawałki także będzie umiał być tak skuteczny, dopiero się okaże.