Z Lamusa. „Florek”, prekursor wślizgu

 

Ta smutna wiadomość dotarła do Zabrza w niedzielne popołudnie. Zmarł jeden z najlepszych obrońców w historii 14-krotnego mistrza Polski, z grą którego związane są najlepsze chwile górniczej jedenastki . Zresztą nie tylko niej, bo Florenski zagrał choćby w legendarnym meczu na Stadionie Śląskim z ZSRR w październiku 1957 roku. Dożył sędziwego wieku, 86 lat.

Górnik zamiast Piasta

„Florek”, bo tak na niego wołano, był wychowankiem gliwickiej Sośnicy. Tam się urodził w 1933 roku, po niemieckiej stronie granicy, jako Ginter. Po wojnie imię zmieniono na Stefan.

W połowie lat 50., a konkretnie pod koniec 1956 roku trafił do tworzącego się wielkiego klubu z Zabrza. Początkowo wielki Górnik miał powstać w Radlinie, ale ostatecznie górnicze władze zdecydowały się na budowę reprezentacyjnego klubu swojej branży w Zabrzu.

Florenckiego, wtedy już prawie 23-letniego, a więc ukształtowanego zawodnika, wypatrzył trener Augustyn Dziwisz. Było w meczu grającej wtedy w A-klasie Sośnicy z zabrzańskim Górnikiem, który wygrał wtedy aż 8:0. Stefan Florenski wpadł jednak w oko świetnemu trenerowi, który jednak oddawał wtedy stery prowadzenia drużyny w ręce Węgra Zoltana Opaty.

Zresztą wcale nie było pewne, że Florenski Sośnicę zamieni na tworzącego się wielkiego Górnika, z którym w 1957 roku zdobędzie swoje pierwsze mistrzostwo Polski.

„Prezes Władysław Lubański, ojciec Włodka, zawołał mnie do gabinetu na rozmowę. Powiedział: gdzie tam pójdziesz, jeszcze byś wpadł w złe towarzystwo. To już lepiej idź do Piasta! Potem przyszedł do mnie, do domu, działacz Górnika pan Michał Schulz. Stwierdził, że przydałbym się w Zabrzu, gdzie mam miejsce w podstawowym składzie.

Wtedy się zgodziłem. Dziś uważam zresztą, że kilku moich kolegów z Sośnicy nie zrobiło wielkich karier właśnie dlatego, że nie przenieśli się w porę do silniejszych klubów” opowiadał lata temu Florenski dwójce reporterów Andrzejowi Gowarzewskiemu i Joachimowi Waloszkowi na potrzeby książki o Górniku wydawnictwa GiA.

– To był dobry piłkarz i bardzo dobry człowiek. Wszyscy mogli się od niego uczyć. Kiedy ja przychodziłem do Górnika w 1959 roku, to on już był w drużynie. Grał w zespole trenera Opaty, z którym w 1957 roku wywalczyli mistrzostwo.

Od niego wszyscy mogli się uczyć. Był zawsze bardzo pomocny i koleżeński, a do tego bardzo spokojny. Ja nie pamiętam, żeby kiedyś na boisku czy poza nim się denerwował czy na kogoś krzyczał. Wzór – podkreśla Jan Kowalski, inna z wielkich legend górniczej jedenastki.

Forenski grał w Górniku aż 15 lat. Jego gra przypada na pasmo niekończących się sukcesów zabrzańskiej jedenastki, która seryjnie zdobywał wtedy mistrzostwo i Puchar Polski, a także liczył się w Europie.

Wiosną 1968 roku z zabrzanami zagrał przecież w zażartych meczach o półfinał Pucharu Europy Mistrzów Krajowych ze wspaniałym wtedy Manchesterem United, prowadzonym przez legendarnego Matta Busby. Dwa lata później, już jako 36-latek zagrał w finale Pucharu Europy Zdobywców Pucharów we Wiedniu przeciwko Manchesterowi City.

Wiedział, jak to robić

Do Górnika przychodził jako klasyczny stoper. Potem, po tym jak pod koniec lat 50. w Zabrzu pojawił się Stanisław Oślizło z Górnika Radlin, to przesunięty został na prawą obronę.

– Kiedy przychodziłem do Zabrza, to znajomi przestrzegali mnie: gdzie tam idziesz? Tam jest przecież reprezentant Polski, Florenski. Nie będzie grał, a siedział na ławce. Potem trener Dziwisz zdecydował, że to ja będę grał na stoperze, a „Florek” na boku obrony.

Mimo, że był o cztery lata ode mnie starszy, bardziej doświadczony, to ani na sekundę nie dało się wyczuć słowa zawiści czy zazdrości z tego powodu, a zostaliśmy przyjaciółmi, i to takimi z tej wyższej półki – wspomina dzisiaj Stanisław Oślizło, jeden z najlepszych defensorów w historii polskiej piłki i kolega Florenskiego nie tylko z piłkarskiego boiska.

Popularny i lubiany przez wszystkich „Florek” wszedł do annałów polskiego futbolu nie tylko przez swoje niesamowite sukcesy w barwach górniczej jedenastki, ale przez taki element gry, jak wślizg. Uznaje się go za piłkarza, który jako pierwszy stosował ten element gry na ligowych boiskach.

– To nie każdy potrafi. On jak wchodził wślizgiem, to robił to prawidłowo, tak jak to powinno wyglądać, stopa w momencie wślizgu była 20 centymetrów od piłki. To nie co jest teraz, bo na to momentami nie da się patrzeć, zagrania wślizgami są naprawdę niebezpieczne, stwarzają zagrożenie dla zdrowia przeciwnika. On tak nigdy nie robił – opowiada dziś Jan Kowalski, wielki piłkarz, a potem pięciokrotny trener Górnika i twórca sukcesów Gwarka Zabrze.

– Faktycznie jego wślizgi były czyste. Skąd się to wzięło? On to miał wrodzone. To nie było coś, co zostało wypracowane na treningach, bo nie ćwiczyliśmy tego elementu. On to po prostu miał w sobie, wiedział jak to zrobić, jak wybić piłkę rywalowi spod nóg – dodaje Stanisław Oślizło.

Upomniał się o sprzęt

Ten wybitny obrońca na swoim koncie ma jednak ledwie 11 reprezentacyjnych występów, w tym ten w październiku 1957 roku na Stadionie Śląskim przeciwko ZSRR w eliminacjach mistrzostw świata, kiedy to z przodu powstrzymywał wielkie gwiazdy światowej piłki, jakie grały wtedy w ataku „Sbornej”, Eduarda Strelcowa, Nikitę Simonjana czy Walentina Iwanowa.

Biało-czerwoni, po dwóch bramkach Gerarda Cieślika, wygrali wtedy 2:1, a kibice po meczu znieśli naszych reprezentantów do szatni na rękach.

Tych meczów w kadrze byłoby z pewnością więcej, gdyby nie wydarzenia po jednym ze spotkań reprezentacji, kiedy to upomniał się u ówczesnego kapitana związkowego, selekcjonera jak rzeklibyśmy dziś, Czesława Kruga o przysługujący mu, jako piłkarzowi narodowej jedenastki, komplet sprzętu Adidasa.

Ten, jak się potem okazało, trafił do rezerwowego gracza, a Florenski na kolejny mecz w kadrze musiał czekać… długich 9 lat. Występy w biało-czerwonych barwach nie były mu widać zresztą pisane, bo miał zagrać w kadrze wcześniej, na igrzyskach w Rzymie w 1960 roku, ale już na miejscu złamał nogę.

Dwuletnia dyskwalifikacja

W jego karierze nie brakowało i innych dramatycznych sytuacji. Takim był choćby słynny ligowy mecz z GKS Katowice na Stadionie Śląskim, przy 60 tys. widowni, w maju 1969 roku, u progu ligowego finiszu. Górnik prowadził 2:1, ale w końcówce doszło do gorszących scen.

– Prowadzący to spotkanie pan Hirsch przerwał mecz. Został jakoby zaatakowany przez naszych zawodników. Tam u nas z przodu grali wtedy tacy piłkarze, jak Lubański, Wilczek i Szołtysik i to oni znaleźli się blisko arbitra.

„Florek” chcąc bronić młodszych kolegów wszystko wziął na siebie, za co spotkała go potem surowa kara długiej dyskwalifikacji, a był Bogu ducha winien. Mogą zaświadczyć, że tak było, bo byłem tego świadkiem – opowiada o nieszczęsnym meczu z GieKSą Oślizło.

Bogdan Hirsch przerwał mecz, za który katowiczanie otrzymali potem walkowera, zaś nasz bohater został ukarany, „za uderzenie sędziego w pierś” dwuletnią dyskwalifikacją, którą na szczęście potem skrócono. – To tylko obrazuje jakim był człowiekiem i piłkarzem. Pomagał innym jak mógł – podkreśla wieloletni kapitan górniczej jedenastki. Górnikowi tych dwóch punktów zabrakło potem do kolejnego mistrzostwa…

Umiał czytać grę

Jakim Stefan Florenski był zawodnikiem? – Nie był może takim liderem w defensywie, bo tam przecież grał Stanisław Oślizło, ale był liderem dla siebie. To co miał na boisku zrobić, to zawsze zrobił z pożytkiem dla drużyny. Mogę o nim mówić tylko w samych superlatywach. Dzięki jego grze w tyłach z przodu grało się łatwej – podkreśla Jan Kowalski.

A Stanisław Oślizło dodaje. – Zaawansowany technicznie, ale też gracz takiego formatu, który nie tyle biegał, co myślał, bo na boisku nogi to nie wszystko, głowa przede wszystkim musi pracować. On to miał, umiał przewidzieć pewne wydarzenia, do tego jak zagrywało się do przodu, to zawsze ktoś tam był i wiedział już co z tą piłką zrobić, bo byli tam tacy zawodnicy, jak wcześniej Pohl, a potem Wilczek, Lubański czy Szołtysik – opowiada kolega Florenskiego z defensywy.

 

STEFAN FLORENSKI

Data urodzenia: 17 grudnia 1933 r. w Sośnicy
Data śmierci: 23 luty 2020 r. w Hamm
Pozycja na boisku: stoper, boczna obrona
Boiskowy pseudonim: „Florek”
Kariera: Sośnica Gliwice, Górnik Zabrze, Górnik Wesoła, GKS Tychy
Sukcesy: 9-krotne mistrzostwo Polski, 5-krotny Puchar Polski, występ w finale Pucharu Zdobywców Pucharów
Reprezentacja: 11 meczów

 

 

Jadą na pogrzeb

Pogrzeb Stefana Florenskiego odbędzie się w niemieckim Hamm w piątek o godzinie 11. Z Zabrza na pożegnanie tego świetnego piłkarza wyrusza w czwartek silna delegacja górniczego klubu.

Jadą tam przede wszystkim byli klubowi koledzy z boiska, pan Stanisław Oślizło z małżonką, Jan Kowalski czy Jan Banaś. – Nie zabraknie też Zygi Szołtysika, który mieszkał z nim praktycznie po sąsiedzku – mówi Stanisław Oślizło.

 

Na zdjęciu: Stefan Florenski (z lewej) jako jeden z pierwszych na ligowych boiskach zaczął grać wślizgiem.