Z LAMUSA. Jedyny taki mecz

20 razy mierzyliśmy się z reprezentacją Anglii i tylko raz udało nam się wygrać. Było to w pamiętnym meczu na Stadionie Śląskim w czerwcu 1973 roku.


Spośród tych bezpośrednich gier z Wyspiarzami zdecydowana większość z nich, bo aż 18, była rozgrywana o punkty. Bilans biało-czerwonych nie jest imponujący, bo zdecydowaną większość spotkań przegraliśmy. W sumie dwanaście, w tym 11 o stawkę, jak choćby w finałach MŚ 1986 w Monterrey, gdzie po hat-tricku Gary’ego Linekera ulegliśmy „Synom Albionu” 0:3.

Na początku było dobrze

Co jednak ciekawe to fakt, że pierwsze potyczki z Anglikami w latach 60. i na początku 70. były dla nas całkiem udane. Jedyne dwa towarzyskie spotkania rozegraliśmy w 1966, a więc w roku, który dla angielskiego futbolu jest szczególną cezurą. To przecież czas ich największego triumfu, kiedy wywalczyli jedyny naprawdę wielki reprezentacyjny sukces w historii, zdobywając na organizowanych u siebie mistrzostwach świata czempionat globu.

Na początku stycznia 1966 zremisowaliśmy w Liverpoolu 1:1. Pół roku później, tuż przed angielskim mundialem przegraliśmy na Śląskim 0:1. Siedem lat później graliśmy już o punkty. W eliminacjach MŚ 1974 mistrza olimpijskiego z Monachium czyli reprezentację Polski, los skojarzył z dwójką zespołów z Wysp, zdecydowanym faworytem grupy 5 Anglią oraz Walią.

Na początek tamtych eliminacyjnych gier mierzyli się ze sobą Anglicy i Walijczycy. Ci drudzy u siebie z potężnym sąsiadem przegrali 0:1, ale na Wembley było 1:1. Potem zanim eliminacje się dla nas zaczęły, wydawało się, że jest już po przysłowiowej herbacie, bo w Cardiff ulegliśmy ekipie prowadzonej przez Davida Bowena 0:2. Mając w perspektywie dwa mecze z Anglikami, trudno było być optymistą.

Kłopoty Lubańskiego

Przed meczem na Stadionie Śląskim w Chorzowie, który planowany był na środę 6 czerwca 1973 r., trener Kazimierz Górski zebrał swoją kadrę w Kamieniu koło Rybnika. Dalej służy wielu klubom, ale już nie reprezentacji, jak to było za czasów pana Kazimierza. Dla selekcjonera Górskiego starcie z Anglikami, które przecież w dużej mierze utorowało drogę biało-czerwonych na światowe futbolowe salony, miało być… pożegnaniem z kadrą! Tak, tak!

Mecz z Anglią miał być dla Górskiego, który de facto prowadził biało-czerwoną kadrę za friko, jako hobbysta i społecznik, jak pisał w tamtym czasie „Sport”, ostatnim w roli selekcjonera. W tamtym czasie zarabiał jako trener ligowego ŁKS Łódź, a nie polskiej kadry… Takie to były czasy.

Ale wracając do Kamienia… To tam nasi ładowali akumulatory przed starciem z faworyzowanymi Anglikami, których wciąż przecież prowadził jeden z najlepszych w tamtym okresie trenerów czyli [Alf Ramsey] czy raczej sir Ramsey, bo po wywalczonym tytule mistrza świata królowa Elżbieta II nadała mu szlachectwo. Na kilka dni przed meczem o punkty nasza kadra zagrała kontrolne spotkanie z Górnikiem Knurów, które wygrała 6:0.

Nasz przód, z uwagi na niepewny udział w spotkaniu z Wyspiarzami Włodzimierza Lubańskiego, leczącego uraz, prowadził Jan Banaś, który w tamtej sparingowej grze zdobył dwie bramki. Tak jak zresztą dowołany w ostatniej chwili Jan Domarski, szykowany do ewentualnego zastąpienia w ataku wspaniałego napastnika Górnika Zabrze. „Domarski zamiast Lubańskiego” pisał po tamtym meczu „Sport”. Mecz w Knurowie nasz kluczowy zawodnik obserwował z boku, kurował się wtedy intensywnie u siebie w Zabrzu.

– Czy zagram? Wszystko zależy od lekarzy. No i oczywiście formy, bo przecież ostatnio nie trenowałem. Chyba we wtorek dzień przed meczem zapadnie ostateczna decyzja. Zobaczę jak będę się czuł, czy będę mógł wykonywać wszystkie ćwiczenia. Chciałbym bardzo wystąpić w Chorzowie. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po mojej myśli. W tym ważnym meczu bardzo liczymy na doping śląskiej widowni, która w decydujących próbach drużyny narodowej nie raz już dawała dowody wielkiego zaangażowania, kulturalnego dopingu – podkreślał w rozmowie ze „Sportem” Lubański.

Gadocha czy Banaś?

Ostatecznie nasz kapitan, który był wtedy tak samo ważnym zawodnikiem jak Robert Lewandowski dla kadry teraz, zagrał w środę 6 czerwca 1973 z Anglikami. W 54 minucie, po brutalnym faulu Roya McFarlanda musiał jednak opuścić murawę. Na początku mówiło się, że przerwa w grze potrwa miesiąc. Potem okazało się, że zerwał wiązadła krzyżowe i pauzował przez długie dwa lata, nie dochodząc już do takiej formy, jak było to wcześniej…

Zresztą czytając relacje i wypowiedzi zawodników po tamtym meczu, rzucają się w oczy słowa naszych reprezentantów o brutalnie grającym i nie przebierającym w środkach rywalu. – Anglicy niestety nie umieją przegrywać. Na pewno nie zostawili po sobie dobrego wrażenia. Umieją wiele, ale mistrzami są w grze… faul – mówił bez ogródek Banaś.

To właśnie wielu jemu przypisuje pierwszego gola w tej wielkiej wiktorii z Anglikami. Piłkę bił z wolnego z lewej strony Robert Gadocha (faulowany chwilę wcześniej był oczywiście Lubański), potem w gąszczu nóg nie wiadomo było od kogo futbolówka się odbiła, czy był to może Banaś, czy kapitan Anglików słynny Bobby Moore. Ostatecznie trafienie przyznano Gadosze, choć do dziś są kontrowersje wokół autora tego gola.

Wynik na początku II połowy, po koszmarnym błędzie Moore’a ustalił fenomenalnie wtedy usposobiony Lubański. Słynny Peter Shilton nie miał wiele do powiedzenia. Niestety, kilka minut później nasza gwiazda nabawiła się kontuzji i na długi okres zniknęła z boiska. Dziś można gdybać, gdzie doszlibyśmy z Lubańskim w składzie…

Zasłużyli na porażkę

Po meczu wiwatom 90 tys. widowni Śląskiego nie było końca. Dzięki wygranej 2:0 byliśmy w grze o mundial w Niemczech Zachodnich. Szczęśliwy był Kazimierz Górski. – Mecz był trochę nietypowy. Eks-mistrzów świata zadowalał jeden punkt i temu celowi podporządkowali główne założenie – opanowanie środka pola, gdzie zamierzali kontrolować i likwidować nasze ofensywne zakusy.

Tym samym zmusili nas do zmiany sposobu gry; skupienia się pod bramką i szukania okazji w szybkich kontratakach. Dzięki ofiarnej grze wszystkich piłkarzy i dobrej postawie Tomaszewskiego zachowaliśmy czyste konto. Ponieważ udało nam się zdobyć szybko bramkę zarówno w I, jak i w II połowie, mogliśmy sobie pozwolić na obronę zdobyczy – komentował trener Górski.

A co powiedział sir Ramsey? – Przez 80 minut polscy piłkarze bronili się często dziewięcioma zawodnikami. Ta taktyka okazała się skuteczna, jako że defensywa gospodarzy rozbijała nasze ataki, wybijała nas z uderzenia. Właściwie poza rzutem wolnym biało-czerwoni nie mieli w I połowie więcej okazji. Walka trwa i wszystko zależy od tego, w jakiej formie drużyny przystąpią w październiku do rewanżowego spotkania. Jeśli chodzi o nas, to na pewno w lepszej. Ta, którą zaprezentowaliśmy w Chorzowie wystarczyć mogła tylko na… porażkę – nie owijał w bawełnę selekcjoner Anglików.

Po wygranej w Chorzowie „Sport”, jak setki tysięcy kibiców w kraju życzył sobie, żeby trener Górski zmienił zdanie i dalej prowadził naszą reprezentację. „Kaziu nie odchodź…” pisała wtedy nasza gazeta.

„Wynik poszedł w świat, a problem Górskiego odżył na nowo. Jeszcze przed końcem meczu słyszeliśmy na trybunach głośne okrzyki: Kaziu nie odchodź. Później o te sprawy pytali dziennikarze. Górski nie udzielał jednoznacznych odpowiedzi. Na pewno żal mu opuszczać statek, który najpierw wyłowił olimpijskie złoto, a teraz wciąż ma szanse dopłynąć ponownie do Monachium. Czekamy więc na decyzję i powtarzamy za głosem kibiców: Kaziu nie odchodź…” apelował „Sport”.

Został na stanowisku

Jak było dalej, wiemy, pokonanie 3:0 Walii, zwycięski remis na Wembley i wspaniały turniej na MŚ w RFN w 1974 r. Kazimierz Górski na stanowisku wytrzymał do lata 1976 roku, do igrzysk olimpijskich w Montrealu, gdzie zdobyliśmy „tylko” srebro. Przez to pana Kazimierza nie puszczono potem do pracy w Kuwejcie. Trafił jednak do Grecji, gdzie pracował mając na koncie kolejne sukcesy. Teraz pozostaje czekać, jaki scenariusz napisze kadra prowadzona przez Paulo Sousę.


Eliminacje MŚ, 6 czerwca 1973 r., Chorzów

Polska – Anglia 2:0 (1:0)

1:0 – Gadocha, 7 min, 2:0 – Lubański, 47 min

POLSKA: Tomaszewski – Rześny, Bulzacki, Gorgoń, Musiał – Kraska, Ćmikiewicz, Deyna – Banaś, Lubański (54. Domarski), Gadocha. Trener Kazimierz GÓRSKI.

ANGLIA: Shilton – Madeley, Moore, McFarland, Hughes – Storey, Ball, Chivers, Bell – Clarke, Peters. Trener Alf RAMSEY.

Sędziował Paul Schiller (Austria). Widzów: 90000. Czerwona kartka: Ball (79.)


Na zdjęciu: Włodzimierz Lubański i Bobby Moore (z prawej) – główni aktorzy meczu Polska – Anglia w czerwcu 1973.

Fot. laczynaspilka.pl/PAP