Z lamusa. „Koguty” na deskach

To był debiut rodzącego się wielkiego Górnika w europejskich pucharach. W I rundzie Pucharu Europy Mistrzów Krajowych edycji 1961/62 przyszło się mierzyć z jednym z najlepszych wtedy klubów w Europie Tottenhamem Hotspur.

Zasłona dymna

W sezonie 1960/61 na londyńczyków nie było mocnych na angielskich stadionach. Triumfowali i w lidze i w Pucharze Anglii, gdzie 6 maja 1961 na stadionie Wembley, w obecności 100 tys. widzów, pokonali Leicester 2:0. Zdobyli dublet, jako pierwszy klub w XX wieku i po raz pierwszy od 1897 roku, kiedy takie samo osiągnięcie zanotowała Aston Villa. O sile zespołu prowadzonego przez doskonałego trenera, jakim był związany przez całe życie ze Spursami Bill Nicholson, stanowili tacy zawodnicy, jak kapitan drużyny, jeden z najlepszych ówczesnych pomocników na świecie, pochodzący z Irlandii Północnej Danny Blanchflower, bramkarz reprezentacji Szkocji Bill Brown, świetny środkowy napastnik Bobby Smith czy skrzydłowy Terry Dyson. W sezonie, w którym Tottenham zdobył mistrzostwo Anglii, „Koguty” w 42 ligowych spotkaniach strzelił aż 115 bramek! Sam Smith strzelił ich wtedy 33. Właśnie taka ekipa przyleciała do Katowic.

Grónik
Komentarze ze „Sportu” trafnie oddawały to, co wydarzyło się w meczu Górnika z Tottenhamem.

Mecz z Górnikiem w I rundzie PEMK zaplanowano na 13 września. Co zrozumiałe budził rekordowe zainteresowanie i został rozegrany na Stadionie Śląskim. Utytułowany rywal nie zamierzał lekceważyć przeciwnika zza żelaznej kurtyny. Na zwiady na Górny Śląsk przyleciał wcześniej sam Billy Nicholson, ale jak pisał wtedy „Sport”, jego zwiad spalił na panewce.

„Wywiad Nicholsona trafił w próżnię” pisał 7 września 1961 roku „Sport”. Dalej w relacji z meczu z Zawiszą Bydgoszcz, która stanowiła ostatnią próbę przed starciem z Tottenhamem, można było przeczytać. „Ogólnie oczekiwano, że spotkanie lidera z Zawiszą będzie generalną próbą zabrzan przed środowym pojedynkiem z Tottenhamem Hotspur w PEMK. Spodziewano się pokazówki, rekordowego zwycięstwa a tymczasem nic z tych rzeczy nie było. Górnik wygrał wprawdzie wysoko, ale grał bez polotu, na stojąco. Czy należy wobec tego zrewidować wyrażone poprzednio opinie i przyoblec się zawczasu w żałobne szaty? Nikomu tego nie radzimy. Wprost przeciwnie. Nie mamy do górników żadnych pretensji o blady mecz z Zawiszą. Po pierwsze dlatego, że… słabość przeciwnika jest zaraźliwa i gorzej gra się z gorszym partnerem niż lepszym” – pisał „Sport”. Jakim wynikiem zakończył się ekstraklasowy mecz Górnika z Zawiszą w przededniu starcia z „Kogutami”? Zabrzanie wygrali 6:1!

Bez kompleksu niższości

Przed meczem na Stadionie Śląskim było kilka znaków zapytania. W test meczu ze swoimi juniorami na kilka dni przed starciem z „Kogutami”, który rozegrano na chorzowskim obiekcie, nie było do końca jasne, kto zagra w obronie, kto będzie partnerem Jana Kowalskiego w pomocy i jak będzie wyglądała piątka w ataku. W tym ostatnim sprawdzianie zabrakło największej gwiazdy ówczesnego Górnika, wielkiego Ernesta Pohla. Dlaczego? Bo spóźnił się na autobus, którym drużyna wyjeżdżała do Chorzowa. Miał ją dogonić własnym samochodem, ale nie dojechał. Dziś rzecz nie do pomyślenia.

Piłkarze Tottenhamu przylecieli do Warszawy, tam wypili po szklance tradycyjnej herbaty i ruszyli w podróż do Katowic. – Nie boimy się oczywiście ani Górnika, ani innego nieznanego nam klubu. Jednak jegogo też nie lekceważymy. Chcemy oczywiście wygrać. W piłkarstwie jednak wszystko jest możliwe. Piłka jest okrągła. Mimo wszystko, rezultat obu spotkań, home and return (na wyjeździe i w domu) powinien raczej wypaść na naszą korzyść – cytował Danny Blanchflowera, 56-krotego reprezentanta Irlandii Północnej, uczestnika MŚ w 1958 roku, „Sport”.

Inni zawodnicy ekipy mistrza Anglii byli jednak znacznie bardziej optymistycznie nastawieni. „Wygramy 4:0!”odgrażał się obrońca Dave MacKay. Lewoskrzydłowy Terry Dyson też był pewny siebie. „Wygramy 5:1!” krzyczał.

Nasza gazeta cytowała Ernesta Pohla. – Możecie śmiało napisać, że nie mamy żadnych kompleksów niższości. Znamy wartość naszego przeciwnika, ale wiemy też, na co nas stać, gdy stajemy w obliczu trudnego zadania. Mamy ambicję wygrać i wierzymy, że cel ten uda nam się osiągnąć – mówił najlepszy snajper Górnika.

Wiśniewski robi postępy

Pokazowy mecz Górnika

Pohl wiedział, co mówi, bo po 48 minutach jedenastka z Zabrza prowadziła już 4:0! Pierwsza bramka padła ze strzału samobójczego, a jej pechowym strzelcem był Maurice Norman. Do przerwy koncert Górnika. Do siatki trafiają Musiałek i Wilczek. W 48 minucie „swojego” gola zdobywa Pohl, który popisowo wymanewrował obrońcę Rona Henry’ego i bramkarza Browna. Jak relacjonował „Sport”, koncertowa gra zabrzan utrzymywała się do 65 minuty. Potem do głosu doszli goście, także wskutek brutalnej gry. Koncertowo grający w środku pola Jan Kowalski bezpardonowo atakowany jest przez Szkota MacKay. „Po wyczynie MacKaya, podobnym zagraniem popisuje się Allen, który brutalnie atakuje z tyłu Musiałka. Na boisku jest tylko 9 piłkarzy Górnika. W szeregi gospodarzy wkrada się chaos. Na efekty nie trzeba długo czekać”. Ostatecznie kończy się na wyniku 4:2.

Swoich zawodników komplementował trener Augustyn Dziwisz. – Powinniśmy byli wygrać różnicą trzech bramek. Wszyscy moi zawodnicy zasłużyli na wielkie słowa uznania za ambitną grę i zrealizowanie założeń taktycznych. Anglicy do 60 minuty grali bardzo fair, później jednak przekroczyli wszelkie ramy przyzwoitości. Moim zdaniem MacKay zasłużył na usunięcie z boiska – mówił ówczesny trener Górnika.

„Bezpardonowa gra ratuje mistrza Anglii od pogromu”, „Faul McKaya na Kowalskim ciemną plamą wielkiego mecz”. To tytuły ze „Sportu” w dzień po spotkaniu.

Po meczu doktor Janusz Młynarski z Musiałkiem i Kowalskim pojechał na Pogotowie Ratunkowe. W przypadku tego pierwszego, który miał rozbitą kostkę, konieczny był zabieg chirurgiczny. Kowalski miał uszkodzoną torebkę stawową.

– Ja nie uważam, że te faule wynikały z jakiejś złośliwości angielskich piłkarzy. To dziennikarze trochę podkolorowali. To była walka, zresztą grało się wtedy inaczej, bardziej technicznie. Teraz jest większa presja, bo jest większy pieniądz. Na pewno jednak szkoda, że tak się stało, bo Tottenham strzelił nam gole, kiedy praktycznie nie graliśmy, a zmian wtedy nie można było robić. Teraz można dywagować, co by było, gdybyśmy tą przewagę czterech bramek utrzymali do końca. Na pewno jednak trzeba powiedzieć, że rywal to był dobry zespół – mówi dziś Jan Kowalski, jeden z bohaterów tamtego niesamowitego spotkania.

Mieli pretensje do kontuzjowanych!

Obaj w rewanżu, który tydzień później rozegrano w Londynie w obecności 70 tysięcy kibiców, nie zagrali. U siebie mistrz Anglii, już po dwóch kwadransach odrobił straty ze Stadionu Śląskiego. Ostatecznie skończyło się na wysokiej wygranej „Kogutów” 8:1. Bramkę dla Górnika zdobył Pohl. Przy okazji meczu w stolicy Wielkiej Brytanii doszło do zabawnej sytuacji. Gospodarze mieli pretensje do Górnika o to, że w składzie, który przyleciał na mecz byli… kontuzjowani Musiałek z Kowalskim.

Górnik
Komentarz ,,Sportu”

– Mecz był rozgrywany tydzień później, a wiadomo jaka była wtedy sytuacja, żeby jechać na Zachód. Potrzebne były wizy, paszporty, to nie jest tak jak teraz. Anglicy myśleli, że z Musiałkiem przylecieliśmy po to, żeby pokazać im, jak nas kontuzjowali. Musieliśmy tłumaczyć, że nie można już było zmienić składu, który miał do nich lecieć. Oni nie mieli pojęcia, jak u nas wtedy było – opowiada Jan Kowalski.

Faworytem Ajaks

Tottenham skończył wtedy rozgrywki w PEMK na 1/2, przegrywając walkę o finał a z wielką Benfiką Lizbona, która miała w składzie niesamowitego Eusebio. Jak będzie teraz? – Dla mnie faworytem jest Ajaks, który w swoim składzie ma wielu wspaniałych młodych graczy, a do tego kilku doświadczonych. Oni się bawią grą, a wyeliminowanie Realu czy Juventusu mówi samo za siebie. Wszystko jednak zweryfikuje boisku – podkreśla Jan Kowalski, jedna z legend Górnika.

Górnik Zabrze – Tottenham Hotspur 4:2 (3:0)

1:0 – Norman, 8 min (samobójcza), 2:0 – Musiałek, 20 min, 3:0 – Wilczek, 40 min, 4:0 – Pohl, 48 min, 4:1 – Jones, 70 min, 4:2– Dyson, 73 min

Sędziował Arthur Blavier (Belgia). Widzów: 80000

GÓRNIK: Kostka – Franosz, Oślizło, Olszówka – Floreński, Kowalski – Wilczek, Pohl, Musiałek, Jankowski, Lentner. Trener Augustyn DZIWISZ.

TOTTTENHAM: Brown – Baker, Norman, Henry – Blanchflower, MacKay – Jones, White, Smith, Allen, Dyson. Trener Billy NICHOLSON.

 

Na zdjęciu: Piłkarze Tottenhamu, białe stroje, byli bezradni w starciu z Górnikiem na Stadionie Śląskim.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ