Z lamusa. Niedziela cudów w 1993

Po meczu Wisła – Legia, który warszawska drużyna wygrała pod Wawelem 6:0, kibice „Białej gwiazdy” zagrozili właścicielowi i sponsorowi krakowskiego klubu Piotrowi Voigtowi, że podłożą bomby pod jego dom i firmę…


Przed nami ostatnia kolejka ekstraklasy, która zostanie rozegrana o jednej porze w najbliższą niedzielę. Poznamy zespół, który oprócz Legii, Rakowa i Pogoni zagra w europejskich pucharach, a także spadkowicza. Tak po prawdzie, to wszystko jest już praktycznie wyjaśnione.

Zakulisowa gra o tytuł

W 1993 roku tak nie było. Do ostatniej 34. kolejki ekstraklasy trwała zacięta rywalizacja o tytuł mistrzowski. Kibice emocjonowali się rywalizacją Legii, ŁKS-u i urzędującego jeszcze mistrza Lecha, a za kulisami toczyła się inna gra… To była inna futbolowa epoka, w której doszło do jednego z największych, jeżeli nie największego skandalu w stuletniej historii piłkarskich rozgrywek o tytuł mistrza Polski.

Fot. legia.com/Eugeniusz Warmiński

Przed tamtą ostatnią kolejką, rozegraną wtedy w niedzielę 20 czerwca, sytuacja w tabeli była następująca: ówczesny mistrz Lech miał na koncie 46 punktów i tracił „oczko” do prowadzącej w tabeli Legii oraz ŁKS-u. „Wojskowi” mieli najlepszą różnicę bramek, bo plus 24 (50:26), łodzianie trochę odstawali, bo ich bilans wynosił plus 21 (53:32). Przy wygranej prowadzącego duetu „Kolejorz” się nie liczył. Z kolei ŁKS, żeby zdobyć tytuł, musiał zwyciężyć nie mniej niż trzema bramkami więcej niż legioniści, oczywiście przy ich ewentualnym zwycięstwie. Liderującym ekipom bardzo zależało na mistrzostwie. Legia czekała na nie od 1970 roku, ŁKS jeszcze dłużej, bo od 1958.

Nic więc dziwnego, że zaczęła się bardzo niezdrowa rywalizacja. W ostatniej, rozstrzygającej o wszystkim kolejce, „ełkaesiacy” grali u siebie z Olimpią Poznań, która już była spadkowiczem. Legia miała trudniej, bo rywalem była Wisła. „Biała gwiazda” była w środku tabeli obok GKS-u Katowice i Górnika Zabrze. Mecze w Łodzi i w Krakowie zaczęły się o tej samej porze.

Kiedy spiker przy Reymonta w 24. minucie poinformował, że łodzianie prowadzą już 2:0, to w kilkanaście sekund później Wojciech Kowalczyk podwyższył prowadzenie Legii też na 2:0. W relacji na YouTube ze skrótu tego meczu można usłyszeć w komentarzu: – Ponieważ spiker jest kibicem Wisły, to nie chcąc prowokować kolejnych strat gospodarzy,w drugiej połowie nie informował już o kolejnych bramkach w Łodzi.

„Dziękujemy, nie przyjdziemy”

Gole na wyścigi strzelano jednak i na jednym i na drugim stadionie… Sięgnijmy do relacji ze „Sportu” zamieszczonych po tej „niedzieli cudów”, jak ją potem nazwano.

„Kolejny ciąg żałosnej farsy miał miejsce w drugiej połowie spotkania, kiedy to przy zupełnie biernej postawie zawodników Wisły, bramki sypały się niczym z rogu obfitości. W 56. minucie po rzucie rożnym Czykier wykorzystał niezdecydowanie wiślackiej defensywy i wepchnął piłkę do bramki. W 62. minucie za faul Gałuszki na Kruszankinie sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Śliwowski.

Ten sam zawodnik uzyskał klasyczny hat trick zdobywając w ciągu 6 minut kolejne dwie bramki. (…) Sprawdziły się więc przepowiednie tych, którzy twierdzili, że Legia wygra tyle, ile potrzeba. Po utracie czwartej bramki Piotr Voigt złożył rezygnację z pełnionej funkcji na ręce prezesa Wisły – Ludwika Mięty-Mikołajewicza. Publiczność zaczęła gremialnie opuszczać stadion obrzucając swoich „ulubieńców” epitetami, z których wybrednymi były tylko „dziękuję, nie przyjdziemy”.

Zawodnicy Wisły wykazali kompletny brak zaangażowania w grę i całkowicie zlekceważyli widzów płacących za bilety, kończąc sezon w kompromitującym stylu” – pisał z relacji z tamtego spotkania red. Wojciech Gorczyca .

W Łodzi po niewiele ponad godzinie gospodarze prowadzili już z Olimpią 5:0, ale na niewiele się to zdało. W korespondencji z tamtego meczu pod tytułem „Wiara nie czyni cudów”, nieoceniony [Wojciech Filipiak] relacjonował. „Przy prowadzeniu 5:0 „przecieki” na boisko odebrały gospodarzom chęci do gry. Goście przeprowadzili w tym czasie kilka kontr, aż Suchomski zdobył honorową bramkę dla swojego zespołu. Doping publiczności sprawił jednak, że w samej końcówce ŁKS zdobył jeszcze dwie bardzo ładne bramki. Z niesmakiem komentowano w Łodzi wynik meczu w Krakowie. Kibice cieszyli się jednak z sukcesu swojej drużyny, bo przecież przed sezonem mało kto liczył na tak wysoką pozycję”.

300 milionów nie wystarczyło

To nie był jednak, jak się okazało, koniec sezonu. Opinia publiczna była oburzona tym, co stało się na boiskach ekstraklasy. „Cała Polska widziała” – komentowano wtedy. Czołówka „Sportu” z wtorku 22 czerwca 1993 roku? „Koniec ośmiesza dzieło”. W tekście „Skompromitowany” nasza gazeta cytowała Piotra Voigta z Wisły. – Co ja mogę powiedzieć? Najlepszy komentarz był mimo wszystko na boisku – mówił bezradny właściciel krakowskiego klubu. W tracie meczu kibice lżyli jego osobę, mało tego, zagrozili, że podłożą bomby pod jego dom i firmę!

– Jest mi naprawdę przykro, że kibice nie wykazali pełnego zrozumienia, mnie obciążając odpowiedzialnością za tę farsę. Za zwycięstwo piłkarze mieli otrzymać 300 mln zł do podziału. Na więcej niestety nie było mnie stać. To było jednak 20 mln na głowę i nie wiem, czy w całym sezonie gdzie indziej ktoś otrzymał więcej. W tym meczu nawet to nie wystarczyło – komentował Voigt w „Sporcie”.

Legia bez tytułu

Potem do pracy wzięli się działacze. Sprawą meczów w Łodzi i Krakowie zainteresowała się nawet UEFA, która zażądała w tej sprawie wyjaśnień od PZPN. W Europie głośno było wtedy o Olympique Marsylia. Ówczesny prezes klubu, słynny Bernard Tapie, dopuścił się korupcji wobec piłkarzy Valenciennes, by zapewnić swoim graczom punkty i zwycięstwo w Ligue 1.Utytułowany klub z Marsylii został za to zdegradowany do drugiej ligi. U nas piłkarskie władze początkowo utrzymały wyniki z boiska, co dawało Legii tytuł, ŁKS-owi wicemistrzostwo, a Lechowi 3 miejsce (ostatni mecz poznaniacy zremisowali u siebie 3:3 z Widzewem).

Pod wpływem oburzenia nie tylko kibiców, ta decyzja została jednak zmieniona. 9 lipca 1993 r. zarząd PZPN zdecydował o anulowaniu wyników meczów ŁKS i Legii z ostatniej kolejki. Te decyzje poprali delegaci na Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze PZPN, a potem wszystko zatwierdził Wydział Gier. „Sport” pisał w lipcu tamtego roku: „Zjazd – slalom – kombinacja. Legia bez tytułu”. Mistrzem, drugi raz z rzędu, został Lech. Legię przesunięto na drugie miejsce, a ŁKS na trzecie. Obu klubów UEFA nie dopuściła jednak w kolejnym sezonie do europejskich pucharów. Kolejne rozgrywki zaczęły z minus trzema punktami na koncie.

Choć ówczesny prezes Legii Jerzy Borowiak mówił, że warszawski klub podporządkuje się decyzji zjazdu PZPN, to potem przez lata walczył, żeby ten tytuł „odzyskać”. Legioniści nic jednak nie wskórali, bo „cała Polska wtedy widziała”…


34. kolejka ekstraklasy, niedziela, 20 czerwca 1993 rok

Wisła Kraków – Legia Warszawa 0:6 (0:2)

0:1 – Kowalczyk, 8 min, 0:2 – Kowalczyk, 24 min, 0:3 – Czykier, 55 min, 0:4 – Śliwowski, 63 min (karny), 0:5 – Śliwowski, 66 min, 0:6 – Śliwowski, 69 min (głową)

WISŁA: Bobrowicz – Lewandowski, Włodarz, Gałuszka, Giszka – Kozak (83. Moskal), Lament, Marzec – Kaliciak, Gręda (46. Gościniak), Szeliga. Trener Karol PECZE.

LEGIA: Robakiewicz – Jóźwiak, J. Zieliński, Kruszankin, Ratajczyk – Grzesiak (51. Wędzyński), Pisz , Michalski, Czykier – Śliwowski, Kowalczyk. Trener Janusz WÓCIK.

Sędziował Marian Dusza (Katowice). Widzów: 8000. Żółta kartka: Ratajczyk.


ŁKS Łódź – Olimpia Poznań 7:1 (3:0)

1:0 – Ambrożej, 21 min (wolny), 2:0 – Wieszczycki, 23 min (głową), 3:0 – Szymkowiak, 45 min (samobójcza), 4:0 – Wieszczycki, 48 min, 5:0 – Cebula, 61 min (głową), 5:1 – Suchomski, 83 min, 6:1 – Cebula, 84 min, 7:1 – Ambrożej, 90 min

ŁKS: Woźniak – Pawlak (64. Krysiak), Bendkowski, Chojnacki – Lenart, Kaczówka, Leszczyński, Wieszczycki, Ambrożej – Cebula, Płuciennik (56. Galaj). Trener Ryszard POLAK.

OLIMPIA: Kłak – Sadzawicki, Gierejkiewicz, Bocian, Szymkowiak – Ciliński, Borówko, Matusiak, Majewski (59. Dłużyk) – Suchomski, Wojciechowski (27. Marzec ). Trener Janusz BIAŁEK.

Sędziował Michał Listkiewicz (Warszawa). Widzów: 9854. Żółte kartki: Ambrożej, Cebula – Szymkowiak, Ciliński.


Fot. legia.com/Eugeniusz Warmiński