Z LAMUSA. Noel „Chama” Sikhosana, był pierwszym z Afryki

30 lat temu na boiskach ekstraklasy zagrał pierwszy piłkarz z Czarnego Lądu. Wokół tego występu narosło sporo niedomówień. A jak było faktycznie?


Wszystko działo się wiosną 1991 roku. To wtedy do Polski przyleciał z południa Afryki pierwszy gracz z Czarnego Kontynentu. Był to Noel „Chama” Sikhosana. Nie do końca wiedziano skąd faktycznie pochodził. Jedni mówili, że z RPA, bo stamtąd przyleciał. Inni, że z Zimbabwe, a jeszcze inni, że z Zambii. Żeby rozwiązać wszelkie wątpliwości wystarczy jednak sięgnąć po egzemplarz „Sportu” z tamtego czasu.

To nie był przypadkowy piłkarz

W wielkanocną sobotę 30 marca 1991 r. „Biała gwiazda” mierzyła się w ligowym starciu z Zagłębiem Sosnowiec. Wisła była wtedy w ścisłym czubie ligowej tabeli mając po 18 kolejkach 24 pkt., tyle samo co prowadzący Górnik, GKS Katowice i późniejszy mistrz Zagłębie Lubin. Sikhosana z miejsca „wskoczył” do pierwszego składu, co było sporą sensacją.

– „Noel” Chama jest zawodnikiem szybkim, dobrze wyszkolonym technicznie. W sytuacji, kiedy posiadamy tylko jednego klasycznego napastnika – Tomka Dziubińskiego, Mateusz Jelonek ciągle dochodzi do formy, a Zbigniew Świątek nie robi postępów, widziałbym go właśnie jako drugiego napastnika. Byłaby to w dużym stopniu również atrakcja dla publiczności – mówił w „Sporcie” [Adam Musiał], ówczesny trener Wisły, a wcześniej doskonały piłkarz, wielokrotny reprezentant Polski.

Krakowianie wygrali mecz z sosnowiczanami 1:0 po trafieniu Zbigniewa Grędy na początku II połowy. Jak wypadł pierwszy gracz z Afryki w ekstraklasie czy wtedy I ligi? Sięgnijmy do relacji Wojciecha Gorczycy w „Sporcie”, która ukazała się w pierwszym kwietniowym numerze naszej gazety. Tak pisał o meczu krakowskiej ekipy, która sezon 1990/91 zakończyła na wysokim 3 miejscu. „W ich zespole zadebiutował czarnoskóry „Noel” Chama Sikhosana, który jednak niezbyt swojo czuł się w nowym otoczeniu. Po prostu nie za bardzo rozumiał się ze swoimi nowymi kolegami i nie za wiele wniósł do gry” – można przeczytać w relacji. Za tamten występ otrzymał od naszego korespondenta niewysoką notę „4”, zresztą jak inny napastnik Jelonek.

Co było potem? Sikhosana zniknął, już więcej w ekstraklasie nie zagrał… Potem mówiono i pisano, że był to przypadkowy zawodnik, wzięty nie wiadomo skąd. Błędnie podawano kraj jego pochodzenia. Wszystko wyjaśnia jednak [Robert Gaszyński], były bramkarz, a potem prezes Wisły, który stał za sprowadzeniem Zambijczyka do naszego kraju. – To nie był żaden przypadkowy piłkarzy – tłumaczył mi swego czasu.

Grali ze sobą razem

Żeby odkryć całą historię przyjazdu Sikhosany do Polski trzeba się cofnąć do końca lat 80. i do historii właśnie Roberta Gaszyńskiego. Na boiskach ekstraklasy rozegrał 42 ligowe spotkania. Bramkarzem Wisły był przez 10 lat, ale tylko jeden sezon był numerem 1. Pod koniec października 1989 roku rozegrał swój ostatni ligowy mecz. – Graliśmy na wyjeździe z Motorem Lublin. Przegraliśmy 0:2, a mnie pod koniec spotkania udało się obronić karnego. To było moje profesjonalne pożegnanie z piłką – opowiada.

W tym czasie pakował już walizki i sposobił się do niecodziennego wyjazdu do Republiki Południowej Afryki. – Jak to się stało, że tam trafiłem? W Krakowie skończyłem Akademię Górniczo-Hutniczą. Jestem magistrem inżynierem o specjalności organizator przemysłu. Do RPA leciałem do pracy. Jedna z dużych firm szukała akurat inżynierów organizatorów przemysłu o takim profilu, jakie mam wykształcenie. Była rozmowa rekrutacyjna w Polsce, przeszedłem ją i tak dostałem pracę w Południowej Afryce. Co to była za firma? Zajmowała się poszukiwaniem minerałów czy złóż węgla. Trzeba było określić skalę, jak duże jest to przedsięwzięcie. Pracowaliśmy na zlecenie firm wydobywczych. Z piłką nie miało to nic wspólnego – tłumaczy.

Rodzina państwa Gaszyńskich zamieszkała w jednej z dzielnic Johannesburga – Eden Valley. Niedługo po przylocie, jeszcze pod koniec 1989 roku, Gaszyński – dość niespodziewanie dla siebie – z powrotem trafił do ligowego zespołu. – Przedstawiciel firmy w której pracowałem pochwalił się, że mają nowego pracownika, który ma przeszłość zawodniczą w polskiej piłce. Usłyszał to trener Wits University. Zaprosił mnie na trening, a następnego dnia zapytali czy nie chciałbym dla nich grać – opowiada.

Szkoleniowcem południowoafrykańskiego klubu był Anglik John Lathan, który w latach 70. strzelał bramki dla Sunderlandu. Wits University to klub z Johannesburga, mocno powiązany z tamtejszą uczelnią wyższą. Wywodzą się stamtąd znani piłkarze, jak były golkiper reprezentacji Anglii i Manchesteru United Gary Bailey czy obrońca reprezentacji Szkocji Richard Gough. Gaszyński zagrał tam w kilkunastu spotkaniach i tym samym stał się pierwszym polskim piłkarzem, który zagrał na kontynencie afrykańskim! To właśnie tam spotkał Sikhosanę.

– Proszę nie wierzyć w te wszystkie historie, które mówiły, że był to przypadkowy piłkarz. To bzdury! Noel był świetnie wyszkolonym graczem. To był taki typowy playmaker. Pamiętam jego mecz w rezerwach na boisku AGH. Drużyna wygrała sparing 3:0, a on strzelił wszystkie trzy bramki. Po przyjeździe od razu wpadł w normalny rytm treningowy. Szkoleniowcem był wtedy Adam Musiał – wspomina Gaszyński, który szybko wrócił do Polski, a wiosną 1991 roku pełnił funkcję kierownika zespołu Wisły.

Nie był przygotowany

Sam Sikhosana tak mówił w „Sporcie o sobie. – Urodziłem się 27 października 1965 r. w Zambii. Będąc uczniem trafiłem do II-ligowego klubu – Kabwe Warriors, który wkrótce awansował do I ligi i zdobył Puchar Zambii. Graliśmy w Pucharze Zdobywców Pucharów Afryki, m.in. w Egipcie, Kamerunie i Sudanie. Ponieważ w Zambii piłka nożna ma charakter typowo amatorski skorzystałem z propozycji gry w klubie Jomo Cosmos znajdującym się w Republice Południowej Afryki – opowiadał mierzący ledwie 168 cm piłkarz. W 1989 r. przeniósł się do Wits University, gdzie zdobywał sporo bramek grając na pozycji ofensywnego pomocnika. Tam też zetknął się z Robertem Gaszyńskim

– Niby w żartach spytał mnie, czy nie zechciałbym zagrać przez pewien okres w Polsce. Zdziwiło mnie to nieco, ale odparłem, że chętnie wybrałbym się do Europy – mówił Brighton „Noel” Chama, którego rodowe nazwisko to Sikhosana. Wcześniej poza Afryką był w Korei Południowej. W 1991 r. znalazł się w Polsce. Jak się okazało, nie na długo…

To dzięki Robertowi Gaszyńskiemu do ekstraklasy trafił Noel „Chama” Sikhosana. Fot. Rafał Rusek/Pressfocus

– Noel nie był przygotowany fizycznie i psychicznie do tego, co zastał na miejscu. To był dla niego szok. Na początku lat 90. niewiele osób mówiło u nas po angielsku. Do tego dochodziła tęsknota za domem, żoną i małym dzieckiem. Starałem mu się pomóc jak umiałem, ale szybko stwierdziliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do RPA do najbliższych. Potrzebował wtedy więcej czasu, żeby pokazać na co go naprawdę stać – ocenił po latach Robert Gaszyński.

Na trwała w historii

Od tego czasu na boiskach samej naszej ekstraklasy przewinęło się już 161 piłkarzy z Czarnego Lądu. Wielu z nich, jak Kalu Uche w Wiśle Kraków na początku tego wieku, na trwałe zapisało się w historii naszego ligowego futbolu, jak zresztą Noel Sikhosana z Zambii, który już zawsze będzie tym pierwszym piłkarzem z Czarnego Lądu, który zagrał u nas w najwyższej klasie rozgrywkowej.


LICZBY

161

PIŁKARZY z Afryki grało w naszej ekstraklasie począwszy od marca 1991 roku. Spośród tej grupy najwięcej meczów na koncie ma Dickson Choto. Były obrońca Górnika, Pogoni i Legii zagrał w aż 167 spotkaniach. Ligową „setkę” przekroczyło w sumie 6 zawodników, oprócz Choto także Ricardo Nunes, Jose Kante, Nabil Aankour, Ugochukwu Ukah i Emmanuel Ekwueme. Najbardziej „afrykańskie” kluby to Legia i Wisła Kraków, w których grało po 16 graczy z Czarnego Lądu.


30 marca 1991 r., 19 kolejka ekstraklasy

Wisła Kraków – Zagłębie Sosnowiec 1:0 (0:0)

1:0 – Gręda, 54 min

WISŁA: Bobrowicz – Lewandowski, Małek, Giszka – Gałuszka, Janik, Marzec, Wójtowicz – Gręda, Sikhosana, Jelonek. Trener Adam MUSIAŁ.

ZAGŁĘBIE: Pietrek – Kowalski, Churek, Krupa, Bałaga – Czerwiec, Wencek (9. Cisowski), Mandrysz, Jadczak – Stachurski (78. Cichy), Wykurz. Trener Zbigniew MYGA.

Sędziował Mieczysław Piotrowski. Widzów: 9000. Żółta kartka: Małek.


Na zdjęciu: Filigranowy piłkarz Zambii zadebiutował w Wiśle w meczu przeciwko Zagłębiu Sosnowiec 30 marca 1991 roku.

Fot. facebook.com/ChipolopoloDieHards