Z LAMUSA. Od Iławy po Brzeszcze

35 lat temu, jedyny raz w historii, reprezentacja Polski zagrała w Opolu. W swoich dziejach odwiedzała jednak miasta zdecydowanie bardziej… nietypowe.

Równo 35 lat temu, 17 kwietnia 1985 roku, jedyny raz w historii reprezentacja Polski rozegrała oficjalne spotkanie międzypaństwowe w Opolu. Zespół Antoniego Piechniczka szykował się wówczas do decydującej fazy eliminacji meksykańskiego mundialu. Wcześniej pokonał 3:1 Grecję i zremisował z Albanią 2:2.

W grupie naszym najgroźniejszym rywalem byli Belgowie, z którymi pierwszy mecz – na wyjeździe – mieliśmy rozegrać 1 maja 1985 roku. Dwa tygodnie wcześniej, na stadionie Odry, zmierzyliśmy się towarzysko z Finami.

Wizyta ta była szczególna dla Antoniego Piechniczka, ówczesnego selekcjonera naszej reprezentacji. Przypomnijmy, że trener, który doprowadził biało-czerwonych do 3. miejsca na mundialu w 1982 roku, w latach 1975-79 szkolił opolski zespół, notując z nim znakomite wyniki.

Najpierw awansował do ekstraklasy, następnie zdobył Puchar Ligi i dostąpił zaszczytu gry w Pucharze UEFA, a w ostatnim sezonie pracy – 1978/79 – Odra została mistrzem jesieni.

Gospodarze bez ekstraklasy

Kiedy Piechniczek przyjechał do Opola z reprezentacją, drużyna Odry przeżywała trudniejszy okres, bo właśnie walczyła o powrót do II ligi. Ale kibice nie zawiedli i na stadionie pojawili się w sile 15 000, wypełniając obiekt po brzegi.

Spotkanie nie należało jednak do najlepszych w wykonaniu naszego zespołu. Widać było, że powoli następował zmierzch wielkiej drużyny, który dopełnił się rok później w Meksyku.

Warty zapamiętania jest fakt, że drugą i jednocześnie ostatnią bramkę dla naszego zespołu zdobył Władysław Żmuda, jeden z najwybitniejszych obrońców w historii polskiego futbolu. Wygraliśmy 2:1, a drugiego gola strzelił dla biało-czerwonych Andrzej Pałasz.

Rocznica meczu w Opolu to przyczynek do tego, by przeanalizować szlak biało-czerwonych, którzy w naszym kraju odwiedzili 30 miast, licząc Lwów, znajdujący się przed II wojną światową w granicach Rzeczpospolitej. W ostatnich latach kibice przyzwyczaili się do tego, że nasza reprezentacja gra w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku czy w Chorzowie.

Nieco wcześniej odwiedzała – w miarę regularnie – Kraków czy Łódź. Bywała także częściej w Katowicach, Bydgoszczy, Lubinie, Mielcu i Zabrzu, ale na rozkładzie znajdują się miasta albo mało piłkarskie, albo też – po prostu – niewielkie.

W sierpniu 1979 roku wizyta reprezentacji Polski uświetniła otwarcie wyremontowanego stadionu w Słupsku. Rywalem naszego zespołu była Libia, Paweł Janas strzelił gola już w 60 sekundzie, a biało-czerwoni wygrali 5:0. Stadion 650-lecia Polacy odwiedzili raz jeszcze. W 1984 roku pokonali 2:0 Turcję, więc bilans występów naszej drużyny w Słupsku jest imponujący.

Mecze za każdym razem oglądało ponad 20 000 widzów, a Słupsk przeszedł do historii jako jedno z trzech miast, gdzie nasza reprezentacja grała, a z którego klub nigdy nie dostąpił zaszczytu występu w ekstraklasie.

Zgrupowanie nad Jeziorakiem

Dwa pozostałe takie przypadki miały miejsce na początku lat 90. i zdarzyły się… bardzo blisko siebie. W listopadzie 1992 roku drużyna prowadzona przez Andrzeja Strejlaua, miesiąc po bardzo dobrym występie przeciwko Holandii w Rotterdamie i remisie 2:2 w eliminacjach MŚ, zawitała… nad najdłuższe jezioro w Polsce, czyli do Iławy.

Tamtejszy Jeziorak grał wówczas w III lidze, zbliżając się do najlepszego czasu w swojej historii, bo kilka lat później wziął, nieudany wprawdzie, zamach na ekstraklasę. 10 000 kibiców obejrzało zwycięstwo 1:0 reprezentacji Polski z Łotwą.

Lokalizację meczu wybrano nieprzypadkowo. Rywal, który po rozpadzie ZSRR, dopiero co się reaktywował, miał do Iławy blisko. Co ciekawe, nie była to pierwsza wizyta pierwszej reprezentacji Polski w tym mieście. Wcześniej, w 1988 roku, do Iławy na zgrupowanie przed wyjazdem na tournée do Ameryki Północnej, przyjechał zespół Wojciecha Łazarka, ale rozegrał tylko sparing z Jeziorakiem (4:0).

W meczu oficjalnym, cztery lata później, było na kogo patrzeć, bo trener Strejlau desygnował do gry m.in. sześciu świeżo upieczonych wicemistrzów olimpijskich z Barcelony. Jeden z nich, Grzegorz Mielcarski, strzelił gola w tym meczu.

Inny ze srebrnych medalistów IO, Piotr Świerczewski, swoją debiutancką i jedyną zresztą w seniorskiej kadrze bramkę strzelił na stadionie w… Brzeszczach. To niewielkie miasto, leżące dziś na styku województw śląskiego i małopolskiego, gościło reprezentację Polski 31 marca 1993 roku.

To był historyczny mecz, bo pierwszy raz w dziejach zmierzyliśmy się z również świeżo reaktywowaną reprezentacją Litwy. Przed II wojną światową nie graliśmy z nią meczów ze względu na napięte relacje polityczne.

Warto podkreślić, że z Litwinami już rok wcześniej zmierzyliśmy się w… Rydułtowach. Ale mecz ten uznawany jest za oficjalny jedynie przez tamtejszą federację. Ten w Brzeszczach skończył się remisem 1:1.

Nabrał mocy historycznej


Kibice w Jastrzębiu-Zdroju z występów swojej drużyny w ekstraklasie cieszyli się pod koniec lat 80. Wtedy kończono budowę stadionu przy Harcerskiej, której tak naprawdę… nie dokończono nigdy. Ale w maju 1992 roku do Jastrzębia zawitała reprezentacja Polski i zmierzyła się z Czechosłowacją.

W biało-czerwonych barwach zagrały największe na obecne czasy gwiazdy polskiej piłki, czyli Roman Kosecki i Krzysztof Warzycha, który zresztą strzelił jedynego gola. To był mecz, którego… historyczność spotęgowała się po latach.

Otóż nieco ponad dwa lata później arbiter tamtego starcia, Węgier Sandor Puhl, poprowadził… finał mistrzostw świata w USA! Ten sam arbiter rok wcześniej sędziował w finale Pucharu UEFA, w 1997 roku, gwizdał w finale Ligi Mistrzów, w którym Borussia Dortmund pokonała Juventus Turyn 3:1.

W reprezentacji Czechosłowacji, dla której był to jeden z ostatnich meczów przed podziałem państwa, wystąpili m.in.: Petr Kouba, Jan Suchoparek, Radoslav Latal, Vaclav Nemeczek i Pavel Kuka.

Cała czwórka, cztery lata później, wywalczyła w Anglii – już z reprezentacją Czech – wicemistrzostwo Europy. Około 9 000 kibiców podziwiało zatem kilka ważnych postaci europejskiego futbolu lat 90. ubiegłego stulecia.

W tych latach właśnie nasza drużyna narodowa najczęściej gościła w miejscach nietypowych. Oprócz meczów w Iławie, Brzeszczach czy Jastrzębiu-Zdroju zaczęła odwiedzać Ostrowiec Świętokrzyski czy Bełchatów, do których wracała już w XXI wieku. Na stadionie KSZO grała aż cztery razy. Po raz pierwszy w marcu 1995 roku, pokonując 4:1 Litwę.

Wronki, czyli najmniejsze


Osiem lat później Ostrowiec Świętokrzyski stał się – po Mielcu – drugim najmniejszym miastem (i jest nim do dziś) w dziejach reprezentacji Polski, w którym nasz zespół narodowy zagrał mecz o punkty. W eliminacjach ME pokonaliśmy San Marino 5:0, a aż trzy z pięciu bramek biało-czerwoni zdobyli… głowami.

Jeżeli chodzi o najmniejsze polskie miasto, w jakim kiedykolwiek zagrała nasza reprezentacja nie tylko o punkty, ale w ogóle, to niezwykle trudno jest je jednoznacznie wskazać. Otóż zarówno w Brzeszczach, o których mowa wyżej, jak i we Wronkach, po dziś dzień, żyje około 11 000 mieszkańców; według jednych danych nieco więcej w Brzeszczach, a według innych we Wronkach.

Brakuje ponadto precyzyjnych danych z lat, kiedy mecze były rozgrywane, choć z tych, które są do dyspozycji, wynika, że w 1993 roku w Brzeszczach żyło więcej ludzi niż w 2006 roku we Wronkach. Dlatego „palmę pierwszeństwa” oddajmy wielkopolskiemu miasteczku, w którym reprezentacja Polski zagrała aż dwa razy, czyli o jeden raz więcej, aniżeli w nieco większym Grodzisku Wielkopolskim.

Mecz z maja 2006 roku, wygrany 4:0 z Wyspami Owczymi, był ważny, bo rozpoczynał zgrupowanie przed niemieckim mundialem. Ostatni raz w kadrze zagrał wówczas Tomasz Rząsa, którego Paweł Janas na MŚ nie zabrał. Niespełna dwa lata później, w lutym 2008 roku, pewna awansu na Euro reprezentacja wróciła do Wronek, a prowadził ją Leo Beenhakker.

Wygrany 2:0 mecz ligowców z Estonią nie miał specjalnej historii, ale przed nim wydarzyło się coś niezwykłego. Otóż jedyny raz w dziejach naszej drużyny narodowej wstęp na spotkanie był… darmowy! A od 81 minuty graliśmy w dziesiątkę. Nie jednak z powodu czerwonej kartki, ale z powodu kontuzji Radosława Matusiaka. Selekcjoner na ławce miał już tylko rezerwowego bramkarza…




Na zdjęciu: Reprezentacja Polski przed pierwszym i jedynym w dziejach meczu w Opolu. Pierwszy z lewej Władysław Żmuda.

Fot. Biało-Czerwoni, Wydawnictwo GiA, 2018.