Z Lamusa. Odeszła legenda „polskiego” RC Lens

Jedną z największych postaci w świecie piłki, która odeszła z powodu pandemii kornawirusa jest legenda „polskiego” RC Lens Arnold Sowinski.


Koronawirus zbiera swoje śmiertelne żniwo przede wszystkim wśród starszych osób, a także w takich krajach, jak Francja, gdzie zmarło już pond 26 tysięcy osób, tyle samo co w równie mocno dotkniętej pandemią Hiszpanii. Piłkarskie władze nad Sekwaną już zdecydowały, że ligowy sezon nie będzie tam wznowiony.

Bramkarz, a potem trener

Wśród tysięcy osób, które zmarły z powodu koronawirusa jest też [Arnold Sowinski]. To jedna z pomnikowych postaci Racing Club de Lens. Przez ten górniczy klub z miejscowości położonej niedaleko granicy z Belgią, przewinęło się wielu polskich piłkarzy czy takich, którzy mieli polskie korzenie.

Przed II wojną byli to choćby Ignace Kowalczyk czy urodzony w Krapkowicach Edmond Novicki. Obaj grali nawet w reprezentacji Francji. Nie można też nie wymienić Stefana Dembickiego, który w rozgrywkach Coupe de France w sezonie 1942/1943 w jednym meczu zdobył… 16 bramek!

Po II wojnie pojawiła się kolejna generacja piłkarzy o polskich nazwiskach, z legendarnym Maryanem Wisniewskim na czele. W latach 50. był jednym z najlepszych napastników na francuskich boiskach. W reprezentacji Francji zadebiutował w połowie lat 50. w wieku 18 lat i dwóch miesięcy.

Legenda górniczego klubu odeszła z powodu pandemii kornawirusa. Fot. rclens.fr

Tego rekordu nie pobił nawet Kylian Mbappe. Wisniewski zagrał na mundialu w Szwecji w 1958 roku u boku genialnego Raymonda Kopaczewskiego i pomógł „Trójkolorowym” w wywalczeniu trzeciego miejsca. Wisniewski strzelał bramki, a Sowinski bronił dostępu do niej. Był golkiperem w latach 1952-1966.

Po zakończeniu kariery został w klubie. Kilka razy prowadził Lens jako pierwszy szkoleniowiec. Awansował z nim do Ligue 1 (1973 r.), a także doprowadził do finału Pucharu Francji (1975 r.). Łącznie aż cztery razy prowadził „Les Artesiens”.

– To był mój trener, jak przyjechałem do Francji. Mieszkaliśmy dwa kilometry od siebie. Został moim przyjacielem, choć był dużo ode mnie starszy, bo był z rocznika 1931, a ja 1944 – mówi Joachim Marx, jedna z wielkich legend Ruchu Chorzów, który potem karierę z powodzeniem kontynuował w Racing Club de Lens.

Uczyli go Faber i Grzegorczyk

Złoty medalista olimpijski z Monachium z 1972 roku, który z „Niebieskimi” dwa razy zdobywał mistrzostwo Polski kontynuuje. – Tutaj było wielu Polaków urodzonych we Francji. My potem byliśmy już inną kategorią, bo przyjeżdżaliśmy z kraju.

Mówimy Sowinski, a Francuzi wołali na niego „Sowanski”. Inaczej to się wymawia. Pokazywał mi zdjęcie, jak on grał, to na fotografii było dziesięciu Polaków, a jedenasty Francuz nazywał się na nazwisko Polonia. Tak że Francuzi myśleli, że też jest Polakiem (śmiech).

Racing Lens to klub z polskimi korzeniami. Ludzie do dzisiaj, kiedy zatrzymują mnie na ulicy, a rozmowa schodzi na temat piłki, to pytają dlaczego nie ma w Lens Polaków i dopytują czy nie umiałbym kogoś sprowadzić. Było paru.

Sam ściągnąłem Maculewicza, Ogazę. Był Tłokiński z Widzewa. Ostatnim Polakiem który grał tutaj był Jacek Bąk – przypomina Marx, 23-krotny reprezentant Polski i jeden z najlepszych napastników w historii naszej ekstraklasy, który na swoim koncie ma 102 gole.

Były świetny napastnik dodaje, wspominając swojego przyjaciela. – Sowinski pochodził z polskiej rodziny, rozmawiał po polsku. Trzeba też przypomnieć, że przede mną, zanim trafiłem do Lens w połowie lat 70., to grali tam tacy piłkarze jak choćby Eugeniusz Faber czy Ryszard Grzegorczyk.

Przy nich nauczył się polskiego lepiej, bo wiadomo, jak przez dłuższy czas się nie mówi, a tak było w jego wypadku, to się języka zapomina. Z nimi zaczął jednak rozmawiać po polski, a jak przyjechałem w 1975 roku, to dobrze już porozumiewał się naszym językiem.

Jak tam trafiłem to powiedział: „Masz szczęście, że teraz przyjechałeś, bo jak wcześniej był tu Rysiek czy Genek to jeszcze tak nie rozmawiałem” – mówił z uśmiechem.

Znacząca postać

Marx podkreśla, jak znaczącą postacią w 114 letniej historii „żółto-czerwonych” jest Sowinski. – To był jego jedyny klub w karierze. Zaczął w nim swoją przygodę z piłką jako bramkarz. Był dobry, tyle że w tych jego czasach nie było jeszcze takiego profesjonalizmu, z jakim mamy do czynienia obecnie.

Ja jak zaczynałem grać w dorosłym futbolu w Gliwicach, to i grałem i pracowałem, a występowaliśmy w III lidze. Potem, jak przeszedłem do Gwardii Warszawa, to też pracowaliśmy. Ja byłem tam w wojsku, więc pracować nie musiałem.

Co do Sowinskiego to grał jako amator. Pracował na kopalni, bo Lens to klub górniczy, jak Górnik Zabrze czy inne drużyny z Górnego Śląska. Całą karierę związał z Lens, a potem był trenerem, też tutaj na miejscu. Nawet w momencie, kiedy odsuwano go od pierwszej drużyny, to był opłacany przez klub, w którym dalej pracował.

Ja sam prowadziłem RC Lens przez trzy lata [było to w okresie 1985-1988 przyp. red.], a on był ciągle w klubie. Jak miałem wtedy swoje problemy, to doradzał mi, podpowiadał i pomagał, jak mógł. Nie mówiłem mu na pan, bo byliśmy przyjaciółmi. Jeździł z nami na mecze w lidze, w europejskich pucharach.

Potem były okresy, że wracał do pierwszego zespołu. Został w RC Lens do ostatniego dnia, jak odszedł na emeryturę. Ostatnie lata, to był już schorowany na serce. Jak mecze były u nas na miejscu, to podjeżdżałem po niego i przez ostatnie cztery lata, tak razem jeździliśmy na każdy mecz. Nie musiał samochodu wyciągać, mówiłem mu że podjadę i tak robiłem.

Potem po meczu zostawaliśmy i rozmawialiśmy, to była jedna z największych figur w Racingu Lens – zaznacza Marx.

Razem w szpitalu

Pandemia koronawirusa sprawiła, że wśród tysięcy zmarłych na tego wirusa znalazła się też legenda górniczego klubu z Lens… Sam Joachim Marx też był wśród zarażonych i jak niedawno opowiadał w „Sporcie”, bardzo ciężko przechodził tą chorobę, a temperatura skakała mu od 37 do 41 st. C.

W końcu było już tak źle, że syn zawiózł go do szpitala. Jak się okazało potem, w tym samym czasie był tam też jego przyjaciel Arnold Sowinski!

– W tym samym dniu znaleźliśmy się na pogotowiu w szpitalu. Było to 19 marca, bodajże w czwartek, nie wiedząc oczywiście, że jesteśmy obok siebie. 17 marca jeszcze do niego dzwoniłem, bo miał akurat urodziny.

Jeszcze wtedy wszystko było dobrze, potem niestety źle się to rozwinęło i jak ja wylądował w szpitalu, tyle że mnie po kilku godzinach wypuścili i wróciłem w nocy do domu – opowiada. Sowinski zmarł 2 kwietnia. Jego przyjaciel, z powodu stanu swojego zdrowia oraz obostrzeń, które we Francji wciąż trwają, nie mógł go nawet pożegnać.

Zresztą Joachim Marx mówi. – Te pogrzeby teraz to tragedia, bo nie można zobaczyć człowieka, który zmarł, najbliższą osobę. Trumnę z jego zwłokami najbliżsi zobaczyli dopiero w kościele. Rodzina dostała zgodę na półgodzinną mszę, odprawiał ją polski ksiądz, a w całej uroczystości mogło wziąć udział ledwie dziesięć osób. To tragedia – podkreśla.

Marx po chorobie doszedł już do siebie. Za kilka miesięcy, kiedy liga ponownie będzie grała, wybierze się na mecz RC Lens. – Teraz będę musiał sam na mecze chodzić, bo z Arnoldem Sowinskim już się na piłkarskie spotkanie na Stade Bollaert nie wybiorę.

Jak nowy sezon się rozpocznie, to na pewno osoba Arnolda będzie upamiętniona. Jakaś uroczystość, jakaś ceremonia upamiętnienia na pewno się odbędzie – uważa napastnik rodem z Górnego Śląska.


Arnold Sowinski

  • Data urodzenia: 17 marca 1931 r.
  • Miejsce urodzenia: Lievin
  • Data śmierci: 2 kwietnia 2020 r.
  • Miejsce śmierci: Lens
  • Pozycja na boisku: bramkarz
  • Kariera piłkarska: RC Lens (1952-1966)
  • Kariera trenerska: pierwszy trener RC Lens (1969-1978, 1979-1981, 1988, 1989)
  • Sukcesy: awans do Ligue 1 w 1973 r., finału Pucharu Francji w 1975 r.

Na zdjęciu: Bramkarz Arnold Sowinski był jednym z wielu graczy z polskimi korzeniami w RC Lens.

Fot. rclens.fr