Z lamusa. Prowokowanie, szarpanie i szyderczy śmiech

Z walijskimi smokami mierzyliśmy się w meczach o stawkę nie raz i trzeba przyznać, że… to wygodny dla biało-czerwonych przeciwnik!


Oczywiste jest, że z należytym szacunkiem trzeba podejść do niedzielnego wieczornego meczu w Cardiff, początek godzina 20.45,ale przeszłość uczy, że akurat w starciach z Walią dobrze czy bardzo dobrze nam szło, choć nie zaczęło się najlepiej…

Grali ostro i brutalnie

Pierwsza konfrontacja Polski z Walią miała miejsce w futbolowej historii bardzo późno we wzajemnej konfrontacji, bo dopiero w 1973 roku. Los przydzielił obie reprezentacje do grupy 5 europejskich eliminacji mistrzostw świata, które w 1974 roku rozgrywano na zachodnioniemieckich boiskach. Wszystko wydawało się tedy jasne, Walia i Polska na przystawkę, a Anglia – mistrz świata z 1966 i ćwierćfinalista mundialu w Meksyku w 1970 z pewnym awansem. Początek tamtych eliminacji jasno wskazywał, że tak właśnie będzie. W listopadzie 1972 roku Walia przegrała u siebie z sąsiadami 0:1, żeby w rewanżu zremisować z „Synami Albionu” 1:1.

Dla Walijczyków mecz o być albo nie być miał miejsce 28 marca 1973 r. z biało-czerwonymi. Nasi przystępowali do spotkania po serii 9 gier bez porażki w międzynarodowych grach, mając już na koncie złoty medal olimpijski z Monachium. Na „Smoków” w Cardiff na stadionie „Ninian Park” w obecności 20 tys. kibiców było to jednak za mało. Niesieni żywiołowym dopingiem miejscowi, choć do przerwy było bez bramek, zaskoczyli nas zaraz na początku II połowy. Daleki wyrzut z autu w wyspiarskim stylu na krótki słupek, piłka trafiła do lewoskrzydłowego Burnley Leightona Jamesa, który strzałem z kilku metrów nie daje szans Janowi Tomaszewskiemu.

Mecz z Walią na Stadionie Śląskim we wrześniu 1973 roku przeszedł do historii polskiego futbolu.

Choć nasi starali się odrobić straty, to niewiele z tego wyszło, a w końcówce trafił jeszcze brodaty Trevor Hockey, dla którego było to jedyne trafienie w reprezentacji w 9 grach. Z czego zapamiętany został tamten mecz? Z tego, że gospodarze grali ostro, momentami brutalnie, a nasi byli bojaźliwi. To był też ostatni występ w narodowych barwach dla jednego z najlepszych lewych obrońców w historii naszego futbolu, pochodzącego z Lublińca Zygmunta Anczoka (mecz nr 48). Jego miejsce zajął potem Adam Musiał.

Załatwił go Ćmikiewicz

Trener Kazimierz Górski i jego sztab wyciągnęli wnioski po przykrej porażce z Wyspiarzami. W czerwcu 1973 roku pokonaliśmy na Stadionie Śląskim faworyzowaną Anglię 2:0, a w środę 26 września tamtego roku, o godzinie 17.30 podejmowaliśmy na Śląskim w Chorzowie Walijczyków. Na trybunach siedział komplet 90 tys. kibiców.

Cichym bohaterem meczu, który biało-czerwoni po porywającej grze wygrali 3:0 – bramki Gadocha, Lato i Domarski – był Lesław Ćmikiewicz. Pomocnik ówczesnej Legii nie raz w zespole narodowym był osobą od specjalnych poruczeń.

Walijczycy zostali wtedy dobrze rozpracowani. Wiadomo było, że jeden z ich czołowych graczy, wspomniany wcześniej Hockey, który w trakcie swojej 16 letniej zawodowej kariery zagrał m.in. w takich klubach, jak Nottingham, Newcastle, Norwich City, Aston Villa prawie 600 ligowych i pucharowych gier, łatwo się „podpala”. W tej sytuacji miał się nim zaopiekować nie kto inny, jak Ćmikiewicz. Biegał za Hockeyem, sam przy tym nie odpuszczał, a w nadarzającym się momencie odegrał swoją rolę znakomicie. Hockey już w 39 minucie spotkania został przez szwedzkiego sędziego Ove Dahlberga wyrzucony z boiska!

– Sędziowanie było wtedy inne, mecz realizowany był z dwóch kamer, więc można było się ukryć. Kto się zatem zagapił, to obrywał z łokcia, nawet z pięści. Prowokacje, szczypanie, szyderczy śmiech, to był ówczesny standard. Tyle że ja wcale nie miałem zaopiekować się Hockeyem, tak wyszło na boisku. Trevor miał pianę na ustach, gdy sędzia gwizdał faul dla nas, upierał się, że było odwrotnie. Wystarczyło więc lekko go popchnąć, żeby nie czekać na odpowiedź. Tyle że nie subtelną, bo on po prostu odwinął się i kopnął. A kiedy to zrobił na oczach sędziego, choć sam też nieźle go wówczas przed kartką zdzieliłem, wystarczyło się przewrócić.

Piłkarsko byliśmy od nich lepsi, wygraliśmy 3:0, nie ma o czym rozmawiać. Anglicy, to co innego pod względem wyszkolenia; to byli goście – opowiadał kilka lat temu katowickiemu „Sportowi” Lesław Ćmikiewicz. Co było potem? Zwycięski remis na Wembley z Anglikami 1:1, awans na MŚ do RFN i trzecie miejsce.

„Oli” i „Kryszał”

W kolejnych grach z Walijczykami o punkty zmierzyliśmy się także w pamiętnych dla nas eliminacjach do azjatyckiego mundialu. Te zespół prowadzony przez Jerzego Engela rozpoczął znakomicie, bo od dwóch wygranych z Ukrainą i Białorusią po 3:1. W październiku 2000 roku wszyscy oczekiwali kolejnego zwycięstwa u siebie, na Stadionie Wojska Polskiego z Walią, ale już tak łatwo nie było. Reprezentacja prowadzona przez byłego znakomitego napastnika Manchesteru United Marka Hughesa nie dała sobie w Warszawie wbić gola i skończyło się na podziale punktów.

W czerwcu rok później na Millenium Stadium w Cardiff było inaczej, choć zaczęło się źle, bo na początku spotkania Jerzego Dudka mocnym strzałem pokonał Nathan Blake. Przed przerwą wyrównał jednak najskuteczniejszy w tamtejszych eliminacjach w naszym zespole Emmanuel Olisadebe. W końcówce sprawę załatwił rezerwowy Paweł Kryszałowicz.

Prezydenci na trybunach

Z Walią o punkty zagraliśmy także w kolejnych eliminacjach do mistrzostwach świata w Niemczech w 2006 roku. Tym razem Wyspiarze dwukrotnie musieli uznać naszą wyższość. Nie byli w tamtym czasie tak mocni jak wcześniej i tak jak ma to miejsce obecnie. Wtedy w grupie 6, gdzie nie brakowało ekip z Wysp Brytyjskich, bo oprócz zwycięzcy Anglii były wspomniane „Smoki” i Irlandia Północna, zgromadzili ledwie 8 punktów, o pięć więcej niż ostatni w tabeli Azerbejdżan.

Walia była wtedy dostarczycielem punktów i zajęła przedostatnie, piąte miejsce w grupie. W Cardiff na Millenium Stadium w październiku 2004 roku wygraliśmy 3:2. Walijczyków prowadził jeszcze Mark Hughes, w rewanżu rozegranym w Warszawie niespełna rok później selekcjonerem był już John Toshack, który jako piłkarz pamiętał mecze z biało-czerwonymi z 1973 roku. Tamto spotkanie na starym stadionie Legii przed 12 tys. kibiców, wśród nich był ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski i jego następca Lech Kaczyński, wygraliśmy 1:0 po trafieniu Macieja Żurawskiego z karnego.

Mieliśmy świętować wtedy awans do MŚ – jako najlepiej punktujący zespół z drugich miejsc w europejskich grupach – ale wszystko zostało odłożone w czasie. Na mundial i tak w końcu pojechaliśmy bez play-offów. Teraz w Lidze Nardów piszemy kolejną historię. Oby po niedzielnym meczu w Cardiff historia gier Walii i Polski dalej była na tak duży plus dla biało-czerwonych, jak ma to miejsce teraz.


Historia wzajemnych gier

  • 28 marca 1973 r., eliminacje MŚ, Cardiff, Walia – Polska 2:0 (0:0)

1:0 – James, 46 min, 2:0 – Hockey, 85 min

  • 26 września 1973, el. MŚ, Chorzów, Polska – Walia 3:0 (2:0)

1:0 – Gadocha, 29 min, 2:0 – Lato, 34 min, 3:0 – Domarski, 53 min

  • 29 maja 1991, towarzyski, Radom, Polska – Walia 0:0

11 października 2000, el. MŚ, Warszawa, Polska – Walia 0:0

  • 2 czerwca 2001, el. MŚ, Cardiff, Walia – Polska 1:2 (1:1)

1:0 – Blake, 14 min, 1:1 – Olisadebe, 32 min, 1:2 – Kryszałowicz, 72 min

  • 13 października 2004, el. MŚ, Cardiff, Walia – Polska 2:3 (0:0)

1:0 – Earnshaw, 56 min, 1:1 – Frankowski, 72 min, 1:2 – Żurawski, 81 min, 1:3 – Krzynówek, 85 min, 2:3 – Hartson, 90 min

  • 7 września 2005, el. MŚ, Warszawa, Polska – Walia 1:0 (0:0)

1:0 – Żurawski, 54 min (karny)

  • 11 luty 2009, towarzyski, Santo Antoni, Polska – Walia 1:0 (0:0)

1:0 – Roger, 80 min

  • 1 czerwca 2022, Liga Narodów, Wrocław, Polska –Walia 2:1 (0:0)

0:1 – J.Williams, 52 min, 1:1 – Kamiński, 72 min, 2:1 – Świderski, 85 min

Bilans: 9 meczów, 6 wygranych Polski, 2 remisy, 1 porażka. Bramki: 12:6.

Na zdjęciu: Maciej Żurawski (drugi z prawej) był katem dla Walijczyków w eliminacjach do MŚ 2006. Fot. laczynaspilka.pl