Z lamusa. Sensacja to nie była, ale…

Prawie dokładnie 40 lat temu swoje jedyne i dość niespodziewane mistrzostwo świętowały Szombierki Bytom.


Jak dziś rozmawia się z Hubertem Kostką, architektem sukcesu górniczej jedenastki z Bytomia z 1980 roku, to o jakiejś sensacji nie można mówić, ale jednak było to jedno z największych zaskoczeń w historii rywalizacji o tytuł najlepszej jedenastki w kraju.

Ciężkie brzemię odpowiedzialności

– Rok wcześniej rozgrywki skończyliśmy na czwartej pozycji. Potem, jak rozmawialiśmy w zespole, mówiliśmy, że w kolejnym sezonie powalczymy o mistrzostwo. To były jednak takie nasze wewnętrzne rozmowy.

Dostały się jednak do prasy i zrobiło się głośno, a jak pojechaliśmy na pierwszy mecz mistrzowskiego dla nas sezonu i przegraliśmy w Krakowie z Wisłą 0:4, to byli tacy, którzy się z nas śmiali. Zresztą w każdym klubie są takie osoby, które są mało życzliwe.

Wtedy z Wisłą nie musieliśmy przegrać. Zaczęło się jednak od wysokiej porażki, ale po kilku kolejkach byliśmy już na pierwszym miejscu – wspomina dzisiaj Hubert Kostka, który za niewiele ponad tydzień skończy 80 lat.

Drużyna Szombierek prowadzona przez legendarnego bramkarza Górnika, który okazał się równie wybitnym szkoleniowcem, szła jak burza w ligowych rozgrywkach. Bytomianie wywalczyli mistrzostwo jesieni, ale rywale deptali po piętach. Były mocne Śląsk i Legia, był Widzew ze Zbigniewem Bońkiem.

– Szybko objęliśmy prowadzenie w tabeli i, jak dobrze pamiętam, oddaliśmy je tylko na krótko Śląskowi. Naszą siłą był wyrównany kolektyw. Do tego graliśmy ofensywnie, stawialiśmy na atak. Z przodu mieliśmy takich zawodników, jak Eugeniusz Nagiel, Stefan Herisz, Stanisław Kwaśniowski czy lider tej formacji, Roman Ogaza – przypomina trener Kostka.

Mistrzowski zespół. Fot. Szombierki Bytom

Ogaza w tamtych rozgrywkach zdobył 12 bramek, Nagiel dziesięć. Byli w czołówce strzelców sezonu 1979/80.

Czym bliżej końca rozgrywek, tym jednak, jak w przypadku gliwiczan w zeszłym roku, było coraz bardziej nerwowo. „Coraz trudniej było liderowi udźwignąć brzemię odpowiedzialności.

To nie jest łatwe nawet dla najbardziej doświadczonych drużyn, co dopiero dla Szombierek, które pod względem fizycznym prezentują się nadal bez zarzutu, natomiast pod względem odporności psychicznej zdecydowanie gorzej. Wysoka stawka, o jaką górniczy klub nigdy dotąd nie walczył, wyraźnie usztywniła piłkarzy, krępując ruchy, ograniczając swobodę” – pisał „Sport” w maju 1980.

Kuriozalna bramka Nagla

Jednym z meczów, który zdecydował o mistrzowskim tytule, był ten z Arką u siebie 24 maja. Trener Kostka miał prawdziwy ból głowy, bo kontuzjowana była trójka podstawowych zawodników, niezastąpiony w ataku Ogaza, podpora defensywy Andrzej Mierzwiak oraz słynący z bojowości Henryk Sośnica.


Czytaj jeszcze: Diamenty z kopalni futbolu


Dwóch pierwszych, jak pisał w relacji z tamtego meczu dziennikarz „Sportu” Janusz Jeleń, udało się postawić na nogi. Z gdynianami nie było jednak łatwo. W zespole prowadzonym przez Czesława Boguszewicza grał Janusz Kupcewicz, a także „zawsze dobrze czujący się na Śląsku bramkarz Żemojtel”.

Bramkę na wagę zwycięstwa i praktycznie mistrzostwa Polski, bo po tym zwycięstwie Szombierki miały już bezpieczną kilkupunktową przewagę nad resztą stawki, zdobył Nagiel. „W pozornie niedającej żadnych podstaw do niepokoju sytuacji Dybicz wymieniał podanie z bramkarzem, obaj nie zauważyli leżącego na ziemi po nieudanej akcji Nagla, który zanim zdołał wstać dosięgnął piłki głową i skierował ją do siatki.

Bramka-curiosum, co ciekawsze to ona może rozstrzygnąć ostatecznie długą i szarpiącą nerwy walkę górniczego zespołu o upragniony tytuł” – pisał Janusz Jeleń w „Sporcie”.

Kluczowa była wygraną z Arką po bramce Eugeniusza Nagla.

I tak faktycznie było, bo po 27 kolejkach i po wygranej z gdynianami „Zieloni” mieli 38 pkt i o bezpieczne siedem „oczek” wyprzedzali drugi w tabeli Śląsk. Legia miała 30 pkt, ale jeden mecz zaległy. Trzy ostatnie kolejki niewiele już zmieniły, Szombierki wygrały ligę i zostały mistrzem Polski numer 14.

– Meczu z Arką nie pamiętam, musiałbym sięgnąć do notatek. Natomiast co zostało w pamięci, to przegrane spotkanie ze Śląskiem u nas [29. kolejka – przyp. red.]. Miała być wielka feta, a przeszła wtedy olbrzymia ulewa i burza z piorunami – wspomina Hubert Kostka.