Z marszu na mistrza Polski

Gracze z Katowic na spokojny, przedświąteczny okres nie mają co liczyć. W grudniu rozegrali już dwa spotkania, przegrali w Warszawie z ONICO 1:3, a w poniedziałek wygrali w Sosnowcu po tie-breaku z MKS-em. Mecz trwał blisko 3 godziny, a decydujący set zakończył się wynikiem 26:24! Tymczasem czasu na regenerację nie ma. Już dzisiaj GieKSa podejmuje mistrza Polski z Bełchatowa.

Krótka regeneracja

Goście przyjadą do Katowic bez Patryka Czarnowskiego oraz Karola Kłosa. Obaj są kontuzjowani. Czarnowski już od dłuższego czasu, a Kłos w ostatnim starciu z Cerradem Czarnymi Radom skręcił staw skokowy. „Było więcej krzyku, niż poważnej kontuzji! Tfu tfu, nogę przyklejoną do podłogi uratował stabilizator. Brawo chłopaki za 3 punkty. Niedługo wrócę – tydzień/dwa” – napisał na Twitterze.

Mimo ich absencji, to bełchatowianie będą faworytami dzisiejszego meczu. – Przyjeżdża do nas mistrz Polski i wiemy, jak trudne zadanie nas czeka. Potrafimy grać z mocnymi przeciwnikami, co niejednokrotnie już udowadnialiśmy. Mam nadzieję, że tak samo będzie i tym razem – powiedział Piotr Gruszka, szkoleniowiec katowiczan. – Czasu na regenerację mamy rzeczywiście bardzo mało. Jednak w Sosnowcu udało się wygrać i to poniesie chłopaków w spotkaniu ze Skrą. Zresztą na mecz z mistrzem Polski nikogo mobilizować nie trzeba – dodał trener GKS-u.

Pozytywem dla Piotra Gruszki jest z pewnością fakt, że do gry wraca Gonzalo Quiroga, który pojawił się w wyjściowej szóstce przeciwko MKS-owi. Nieco gorzej wygląda sytuacja z Emanuelem Kohutem. Słowacki środkowy był jednym z najlepszych siatkarzy na parkiecie w Sosnowcu, ale narzeka na ból kolana.

Historia spotkań przemawia zdecydowanie na korzyść Skry, która wygrała wszystkie cztery dotychczasowe potyczki. Kibice z Katowic mają jednak w pamięci mecz z sezonu 2016/17, gdy oba zespoły stworzyły w Szopienicach doskonałe widowisko, zakończone zwycięstwem zespołu z Bełchatowa 3:2.

Gra o Puchar Polski

W ostatniej kolejce zakończyła się zwycięska – cztery spotkania – seria zawiercian. Przegrali jednak z nie byle kim, bo z niepokonaną ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i to na jej terenie, psując faworytom mnóstwo krwi. Byli blisko urwania choćby punktu – czwartą partię przegrali na przewagi. Teraz podejmują Trefl Gdańsk i liczą na kolejny triumf. A spotkanie jest dla nich bardzo ważne. Ewentualna wygrana mocno przybliży ich bowiem do udziału w ćwierćfinale Pucharu Polski, w którym wystąpi sześć najlepszych drużyn po pierwszej rundzie fazy zasadniczej. Na razie zajmują szóstą pozycję, a Trefl – obrońca Pucharu Polski – jest ósmy. Traci trzy punkty.

Gdańszczanie prezentują zmienną formę. W ostatnich spotkaniach kolejno przegrali z Asseco Resovią (1:3), wygrali w Lubinie z Cuprum (3:0), w zaległym meczu pokonali w Szczecinie Stocznię (3:0), a następnie przegrali z ONICO Warszawa 1:3. Na Aluron Virtu Wartę mają jednak patent. W poprzednim sezonie dwukrotnie ją ograli.

Starzy znajomi

Jastrzębski Węgiel gra w Lubinie z Cuprum. To mecz z podtekstami. W obu klubach jest sporo siatkarzy, którzy występowali zarówno w Jastrzębiu, jak i Lubinie. Jeszcze w zeszłym sezonie miedziowych barw bronili środkowi jastrzębian Piotr Hain oraz Dawid Gunia, natomiast wcześniej przez trzy lata w Cuprum występował libero Paweł Rusek. Z kolei w drużynie z Dolnego Śląska przeszłość w Jastrzębiu mają Damian Boruch, Filip Biegun, Bartosz Makoś oraz Bartłomiej Zawalski.

Boruch przyznał, że w środę „serce zabije mu mocniej”. – W końcu spędziłem w Jastrzębskim Węglu trzy sezony. To była fajna przygoda i na pewno miło będzie zagrać przeciwko byłej drużynie. Wprawdzie większość składu w Jastrzębiu się zmieniła, ale jednak kilku kolegów jeszcze w drużynie zostało – powiedział.

Cuprum do spotkania przystąpi podbudowany ostatnią wygraną z Indykpolem AZS Olsztyn. – Możemy coś ciekawego zaprezentować i zaskoczyć Jastrzębski Węgiel – dodał Boruch.

Jak lider z wiceliderem

ZAKSA jako jedyna jeszcze w tym sezonie nie przegrała. Czy utrzyma miano niepokonanej po starciu z drugim w tabeli Cerradem Carnymi Radom?

Kędzierzynianie już w ostatniej kolejce mogli stracić punkty. Obronili się w ostatniej chwili. – Poczuliśmy w tym meczu, czym jest trudna gra, w czwartym secie utrzymaliśmy koncentrację, wróciliśmy do gry i trzy punkty zostały u nas. To bardzo ważne doświadczenie dla nas, ponieważ porównując to spotkanie z innymi, jakie rozgrywaliśmy ostatnio, być może tamte zwycięstwa przychodziły nam zbyt łatwo – chwalił rywali Sam Deroo, belgijski przyjmujący ZAKSY.

Czarni mają czym postraszyć. W życiowej formie znajduje się Wojciech Żaliński, świetnie w drużynę wkomponował się Maksym Żygałow, a Michał Ruciak po przekwalifikowaniu na pozycję libero przeżywa drugą młodość.

 

Michał Micor, mib

Na zdjęciu: Tomas Rousseaux i jego koledzy w Sosnowcu przemogli niemoc. Czy entuzjazmu wystarczy na Skrę?