Z podniesionym czołem

„Jurajscy rycerze” stoczyli z ZAKSĄ pasjonujący bój. Do trzech zwycięstw przegrali 1-2, ale swoją postawą zasłużyli na wielkie słowa uznania. Nie szczędzili im ich nawet rywale. – Zawiercianie pokazali bardzo fajną, bardzo równą i bardzo dobrą siatkówkę. Brawo dla nich – chwalił siatkarzy Aluronu Virtu Warty Rafał Szymura, przyjmujący ZAKSY. – Wszystkie mecze półfinałowe były niesamowicie wymagające, bo zespół z Zawiercia grał świetną siatkówkę i nie schodził poniżej pewnego poziomu – wtórował mu Beniamin Toniutti, rozgrywający drużyny z Opolszczyzny.

Dla graczy Marka Lebedewa to jednak była marna pociecha. Parkiet opuszczali smutni i ze spuszczonymi głowami. Byli naprawdę blisko sprawienia sensacji. Wygrali przecież pierwszy mecz, a w drugim prowadzili już 2:0 w setach. Od finału dzieliła ich tylko jedna partia. W decydującym spotkaniu też łatwo się nie poddali. Kibice zobaczyli mnóstwo długich i twardych wymian. – O wyniku niektórych akcji decydował łut szczęścia. Kędzierzynianie mieli je po swojej stronie. Oczywiście, w kilku sytuacjach mogliśmy się zachować lepiej, kilka sytuacji mogliśmy rozstrzygnąć na swoją korzyć, ale się nie udało – tłumaczył Marcin Waliński, jeden z liderów „Jurajskich rycerzy”.

Deroo: Odpowiednia reakcja

Gdy minęło pierwsze rozczarowanie porażką, zawiercianie inaczej spojrzeli na to, co do tej pory osiągnęli. I mają czym się chwalić. – Przed półfinałem z ZAKSĄ niewielu było ekspertów, którzy przewidzieliby taki jego przebieg. Myślano w kategoriach dwa szybkie mecze, oczywiście dla kędzierzynian. Mało kto na nas stawiał w tej rywalizacji i mało kto by podejrzewał, że będziemy w stanie postawić taki opór wicemistrzowie Polski. Nie mamy się czego wstydzić, bo graliśmy z ZAKSĄ jak równy z równym. Pokazaliśmy naszą najlepszą siatkówkę. Jedną nogą byliśmy nawet w finale, ale wtedy ZAKSA pokazała klasę. Na ten moment taka jest właśnie różnica między nami a nimi – szczerze przyznał Dominik Kwapisiewicz, drugi szkoleniowiec Aluronu Virtu Warty. – Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie dostaliśmy się do finału, ale zagraliśmy najlepiej, jak potrafimy. Mało było ludzi, którzy postawiłoby na nas, że dojdziemy do aż tak wysokiego etapu. A myśmy to zrobili – dodał Waliński.

Dla zawiercian to jeszcze nie koniec sezonu. Czekają ich mecze z Jastrzębskim Węglem o trzecie miejsce. Pierwszy już w sobotę. – Większość z nas nigdy nie grała o medale mistrzostw Polski i będziemy chcieli powalczyć o ten brązowy krążek, a co za tym idzie i o Ligę Mistrzów. Jeszcze ten sezon nie jest tak dobry, jak może być. Nie zwieszamy zatem głów. Mamy jeszcze co ugrać – zapowiedział Kwapisiewicz.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ