Rostkowski: Z Przesmyckim dalej nie VARto!

Nasza „Rozmowa Nieoczywista”, która jest dostępna na YouTube na kanale dziennika „Sport” odbiła się sporym echem w środowisku piłkarskim. Choć krytyczna, to nawet członek zarządu PZPN i prezes Małopolskiego Związku, Ryszard Niemiec na Twitterze kliknął, że lubi poruszone w niej treści. Jest pan zaskoczony?
Rafał ROSTKOWSKI: – Nie poznałem osobiście pana Niemca, ale od innych członków władz PZPN wiem, że w niektórych sprawach mają zdanie podobne do mojego. Dlatego taki czy inny dowód poparcia mnie nie dziwi. Szef MZPN w zarządzie PZPN jest nestorem, ma taką pozycję, że niewiele ryzykuje, jest też dziennikarzem, więc być może dlatego tylko on z zarządu zdecydował się na taki gest publicznie. Ale wbrew temu, co publicznie mówi prezes Zbigniew Boniek, w polskim futbolu większość osób zgadza się, że sytuacja w środowisku sędziowskim jest zła i wymaga naprawy.

A jak pan ocenia pozycję Zbigniewa Przesmyckiego, szefa Kolegium Sędziów?
Rafał ROSTKOWSKI: – Przesmyckiego popierają chyba tylko ci, dla których jest wygodny. To dosyć znamienne, że w procesach sądowych, których Przesmycki wytoczył już chyba więcej niż jakikolwiek krytykowany publicznie trener czy piłkarz, powołuje na świadków swoich podwładnych, czyli sędziów Lotto Ekstraklasy. Przecież to są osoby całkowicie od niego uzależnione zawodowo, a tym samym w dużym stopniu także – życiowo. Arbitrzy doskonale wiedzą, ile stracili ci, którzy wypowiadali się w sposób dla Przesmyckiego niekorzystny.

Procesy mogą jednak okazać się bardzo ciekawe, a być może nawet przełomowe. Uważam, że wszyscy świadkowie powinni zostać w sądzie zaprzysiężeni.  Jeśli bowiem zeznają prawdę, to prezes Boniek nie będzie mógł dłużej chronić Przesmyckiego. Wyznaczając arbitrów na świadków, Przesmycki zrobił chyba najgorszą obsadę w swoim życiu. Jeśli bowiem będą składać zeznania niezgodne z prawdą, to ryzykują konsekwencjami z art. 233 Kodeksu Karnego. I automatycznym wydaleniem z grona sędziów piłkarskich. Przypuszczam, że przewodniczący KS niezbyt długo się nad tym zastanawiał, chcąc chyba wystraszyć ewentualnych kolejnych krytyków.

Zarząd PZPN nie dostrzega wspomnianego problemu?
Rafał ROSTKOWSKI: – Temat już wiele razy był przedmiotem rozmów członków władz związku, pojawiły się propozycje odwołania Przesmyckiego, ale za każdym razem prezes PZPN upierał się, że przewodniczący KS musi zostać do końca kadencji. Jakby od losu Przesmyckiego zależało bezpieczeństwo lub honor Bońka, choć nie wiem, którego – Zbigniewa, czyli szefa związku, czy może Marcina – sędziego asystenta? Od byłego członka władz Ekstraklasy wiem, że również władze klubów przekazywały negatywne opinie na temat działalności pana Przesmyckiego. A nie tylko sędziowie i byli sędziowie.

Rostkowski
Rafał Rostkowski ponad 15 lat pracował dla FIFA, i z tej perspektywy krytycznie spogląda na szefa Polskiego Kolegium Sędziów.
FOT. MICHAL CHWIEDUK / 400mm.pl

Dlaczego zatem prezes Boniek jest tak odporny na krytykę pana Przesmyckiego?
Rafał ROSTKOWSKI: – To jedna z największych zagadek polskiego futbolu. Kiedy w maju 2017 roku spotkałem się z prezesem Bońkiem w kawiarni Green Caffe Nero Astoria na roku ulic Przeskok i Zgoda, powiedziałem wprost, że słyszałem, iż ojciec Przesmyckiego był księgowym w Widzewie Łódź w czasach, kiedy ten klub sprzedawał Bońka do Juventusu. Zapytałem Bońka wprost, czy dlatego chroni szefa KS. Prezes PZPN zaprzeczył.

Zdaje się, że po raz pierwszy naraził się pan w Kolegium Sędziów i w całym PZPN prowadząc medialną kampanię w celu wprowadzenia systemu VAR w Polsce. Warto było?
Rafał ROSTKOWSKI: – Z punktu widzenia interesów polskiego futbolu, z pewnością warto było starać się o VAR. Widzimy, że ten system zdecydowanie częściej pomaga niż szkodzi. Ma swoje wady, momentami jego obsługa bywa toporna, a nawet nieskuteczna, ale generalnie jest bardzo pożyteczny.

Batalia o wprowadzenie u nas powtórek wideo była długa i niełatwa. Z jakiego powodu został pan jednym z prekursorów walki o wprowadzenie tej technologii?
Rafał ROSTKOWSKI: – W czasie mistrzostw świata w RPA w 2010 roku zdałem sobie sprawę, że powtórki wideo w futbolu są niezbędne, i nie ma innej drogi. Przez ponad dwa lata brałem udział w przygotowaniach do tamtego mundialu (polska trójka ostatecznie nie poleciała na mundial do Afryki z powodu zawieszenia sędziego głównego, Grzegorza Gilewskiego) i  miałem wiele okazji, aby przekonać się, że FIFA przygotowała wtedy arbitrów do pracy jak nigdy wcześniej. Arbitrzy byli gotowi pod względem motorycznym, teoretycznym, praktycznym, psychologicznym, zdrowotnym i każdym innym, bo FIFA zadbała o każdy szczegół. Błędów sędziowskich było dzięki temu znacznie mniej niż w czasie poprzednich mundiali, ale szczególnie dwa były głośne i przekonały mnie do powtórek wideo. W meczu Niemcy – Anglia po strzale Franka Lamparda, piłka po odbiciu od poprzeczki spadła wyraźnie za linią bramkową. Wyraźnie dla telewidzów, ale nie dla sędziów, którzy z poziomu nieco wypukłego boiska i z kilkudziesięciu metrów nie mogli tego dostrzec. Dlatego gol dla Anglii nie został uznany i wynik meczu został wypaczony.

Natomiast w spotkaniu Argentyna – Meksyk gol dla Argentyńczyków został zdobyty po bardzo wyraźnym spalonym. Protesty trwały kilka minut, w tym czasie sędzia główny Roberto Rosetti widział na telebimie powtórkę sytuacji, ale nie mógł zmienić decyzji, bo wtedy było to niedozwolone. Los tak się potoczył, że potem Rosetti został jednym z liderów projektu VAR, a obecnie jest szefem Komisji Sędziowskiej UEFA. Wtedy jednak był bez szans, podobnie jak sędzia Jorge Larrionda i jego asystent z Urugwaju w meczu Niemcy – Anglia. Urugwajczyków FIFA odesłała do domu, Rosetti sam zdecydował się zakończyć karierę. Wiedziałem, że większość sędziów postawiona na miejscu tych czołowych wtedy arbitrów świata, tym bardziej nie uniknęłaby błędnych decyzji. Dlatego postanowiłem zacząć mówić, że powtórki wideo są niezbędne. W końcu się udało, choć oczywiście sukcesu jest wielu. Mam jednak osobistą satysfakcję, że jestem w tym gronie.

Mówi pan o bardzo głośnych i ewidentnych przykładach. Dlaczego zatem polska droga do VAR ciągnęła się aż przez siedem lat?
Rafał ROSTKOWSKI: – Ponieważ u nas nie odbywa się żadna poważna i merytoryczna dyskusja o rozwoju sędziowania. Arbitrzy niższych lig są przez PZPN zaniedbywani pod wieloma względami. Wielokrotnie rozmawiałem z przewodniczącym Przesmyckim i prezesem Bońkiem, ale pierwszy głównie kpił, wątpił lub żartował, a po rozmowach z drugim nic się nie zmieniało. Tak samo było z VAR-em. Dopiero kiedy temat stał się medialny, gdy publicznie zacząłem pokazywać argumenty, Boniek zaczął zmieniać zdanie, a szef Kolegium Sędziów musiał się dostosować. Szkoda tylko, że straciliśmy tak dużo czasu, bo dokładnie tego samego dnia, gdy IFAB (Międzynarodowa Rada Piłkarska – przyp. red.) podjęła decyzję zezwalającą na podjęcie eksperymentów z powtórkami wideo, zadzwoniłem do pana Przesmyckiego i powiedziałem, że Polska ma szansę wprowadzić wideo jako pierwsza na świecie.

Byłem po rozmowach z członkami FIFA i IFAB i wiedziałem, że spełniamy wszystkie kryteria – mamy odpowiednie stadiony, technologię, telewizję – aby zrobić to dobrze i szybciej niż inni już w 2016 roku. Zachęcałem Przesmyckiego, że możemy zrobić coś ważnego i wielkiego, ale projekt VAR mu się nie podobał. Jak zwykle miał własne pomysły, sprzeczne z wytycznymi władz światowego futbou. Po jakimś czasie, gdy rozmawiałem o tym z Marcinem Bońkiem, synem brata prezesa, powiedział mi, że prezes PZPN został poinformowany, iż IFAB wybrał do eksperymentu inne kraje. Wniosek z tego taki, że ktoś oszukał szefa związku, ponieważ Międzynarodowa Rada Piłkarska zgodziła się na rozpoczęcie eksperymentów we wszystkich krajach, które spełniały wymogi. Zresztą zadzwoniłem wtedy do sekretarza IFAB Lucasa Bruda, żeby zweryfikować informacje od kolegi asystenta Bońka. A ten powiedział mi wprost, że jestem pierwszą osobą, która pyta IFAB o możliwość wprowadzenia systemu VAR w Polsce.

To był moment przełomowy, jeśli o pańskie zabiegi nie tylko medialne?
Rafał ROSTKOWSKI: – Tak. Widząc, że prezes Boniek jest oszukiwany, albo co najmniej wprowadzany w błąd, w grudniu 2016 roku stwierdziłem, że zacznę mówić głośno o konieczności wprowadzenia VAR w Polsce. Temat dość szybko zrobił się nośny w mediach. Na tyle, że nawet szef PZPN przekonał się, że warto wypróbować w Polsce ten system. I na szczęście już od półtora roku sędziowie mogą w Lotto Ekstraklasie korzystać z powtórek wideo.

Jak ocenia pan efekty pracy VAR na polskich boiskach?
Rafał ROSTKOWSKI: – Prezes Boniek siłą różnych argumentów sprawił, że w Polsce o arbitrach w mediach mówi się dużo mniej niż w innych krajach i mniej niż kiedyś, ale to wcale nie znaczy, że jest lepiej. I nawet Szymonem Marciniakiem nie można zasłonić problemów około 9 tysięcy polskich arbitrów piłkarskich. Poprzedni szefowie Kolegium Sędziów nie pracowali w tak cieplarnianych warunkach i nie mieli takiego parasola, jaki dla pana Przesmyckiego ustanowił prezes Boniek. Natomiast nie ulega wątpliwości, że dzięki VAR liczba błędów wypaczających wyniki meczów została zmniejszona. Byłoby ich jeszcze mniej, gdyby sędziowie w Ekstraklasie nie byli przemęczeni. Głośno nikt o tym nie mówi, najbardziej zainteresowani również nie, bo teraz mogą więcej zarobić. Problem jest jednak ewidentny, a Przesmycki go nie rozwiązuje. Czyżby dlatego, że nie chce ograniczać zarobków swoich świadków we wspomnianych licznych procesach?

Zgodzi się pan jednak, że jeśli zestawimy nasze doświadczenia z VAR na przykład z niemieckimi, to nie będzie czego się wstydzić? Bo VAR w Lotto Ekstraklasie nie wygląda gorzej niż w Bundeslidze.
Rafał ROSTKOWSKI: – Zdania na ten temat są podzielone, ale korzystanie z tej technologii bez wątpienia można usprawnić. Przykład widzieliśmy w Pucharze Anglii. Brytyjczycy szykują się do wprowadzenia powtórek wideo w Premier League i bardzo wnikliwie zagłębili się w lekturę protokołu VAR  dostrzegając, że przerwy, podczas których obserwujemy przebieżkę arbitra do kabiny telewizyjnej, nie są potrzebne. Uznali, że to zwykła strata czasu, skoro protokół VAR pozwala na to, aby sędzia główny zmienił decyzje jedynie na podstawie informacji ustnej od asystenta VAR, który przecież ma dostęp do wszystkich powtórek.

Jeśli chodzi o stratę czasu – pełna zgoda. Czy jednak takie rozłożenie kompetencji nie będzie wpływać na obniżenie autorytetu arbitra głównego? Pierluigi Collina, obecny szef sędziów w FIFA, był wielką gwiazdą i showmanem na boisku, podobnie jak obecnie Marciniak.
Rafał ROSTKOWSKI: – W piłce nożnej wcale nie sędziowie są najważniejsi. Futbol to w pierwszej kolejności piłkarze, drużyny i kibice, a sędziowie…

…są dobrzy jedynie wtedy, gdy są niewidoczni?
Rafał ROSTKOWSKI: – Powiedzmy, że powinni być widoczni tylko wtedy, kiedy rzeczywiście wymaga tego sytuacja. A skoro już poruszamy kwestię autorytetu – to czy przed systemem VAR pracują sędziowie pozbawieni prestiżu? Przecież to naprawdę są arbitrzy z tej samej klasy, lub nawet lepsi, często międzynarodowi. Czy zatem nie mają dość charyzmy, aby podjąć nawet trudną decyzję bez konieczności wzywania sędziego głównego?

Paweł Gil na mundialu zrobił furorę jako asystent VAR. I uczestniczył w turnieju w Rosji znacznie dłużej niż Marciniak, skoro już o tym mówimy.
Rafał ROSTKOWSKI: – Fakty są takie, że Gil rzeczywiście odniósł największy sukces spośród polskich sędziów – i nie tylko sędziów – na mundialu w Rosji. Czy zatem człowiek, który przyczyniał się do zmian decyzji podczas finałów mistrzostw świata nie może być autorytetem nawet dla Marciniaka w Lotto Ekstraklasie? Otóż – może i powinien!

Zakładam, że Marciniak ma zaufanie, i to nawet duże, do Gila. Pytanie tylko, czy nasz system jest na tyle wydolny, żeby każdy, kto usiądzie na VAR był w stanie nie zepsuć pracy – i opinii – tego jednego z najlepszych sędziów głównych w Europie?
Rafał ROSTKOWSKI: – Skoro wszyscy przeszli niezbędne szkolenia i są regularnie uwzględniani w obsadzie, to nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Uważam, że powinniśmy wziąć przykład z Anglii, ponieważ u nich liga jest bodaj najszybsza, a już z całą pewnością generuje największe zyski. A Brytyjczycy bez zawahania stwierdzili, że zwyczajnie nie stać ich na pokazywanie mniej lub bardziej przystojnych facetów truchtem zmierzających do monitora. Czas antenowy lepiej przeznaczyć na reklamy, ewentualnie na wypowiedzi ekspertów lub zawodników.

Teoretycznie zatem sposób interpretacji protokołu VAR w rozgrywkach o Puchar Anglii powinien być skopiowany w Polsce najszybciej jak tylko to możliwe, czyli już wiosną, ale… Jakiego rozwiązania spodziewa się pan w praktyce?
Rafał ROSTKOWSKI: – Byłbym zaskoczony – oczywiście pozytywnie – gdyby PZPN tak szybko zdecydował się na wprowadzenie rozwiązań zastosowanych w Anglii. Skoro jednak ktoś mocno w związku grał na czas, abyśmy nie weszli jako pionierzy do programu VAR, to teraz wątpię, żeby ktoś chciał przyspieszyć. Chciałbym bardzo, aby do modyfikacji doszło już wiosną, i życzę wszystkim piłkarzom, trenerom, a przede wszystkim kibicom, aby system działał szybciej, lepiej i efektywniej już od pierwszego meczu najbliższej rundy. Zwłaszcza że rozłożenie kompetencji między arbitra głównego i asystentów VAR ogranicza także możliwość nieuczciwych nacisków na sędziów danego spotkania. Czyli mówiąc wprost – redukuje ryzyko korupcji.

Z formalnego punktu widzenia nie ma przeszkód, aby pan pracował w systemie VAR?
Rafał ROSTKOWSKI: – Skoro Marcin Boniek mógł być podczas jednego ze spotkań nawet głównym sędzią systemu VAR, to jak najbardziej. Mówię to oczywiście z pewnym przekąsem, bo przepisy są takie, że wszyscy arbitrzy, którzy podczas kariery pracowali na danym poziomie rozgrywkowym, mogą być na nim wykorzystywani do pomocy także w pracy przy VAR.

Dlaczego zatem, skoro nasi eksportowi sędziowie są przemęczeni, co także bywa źródłem pomyłek, nie jest pan asystentem wideo?
Rafał ROSTKOWSKI: – A to już nie do mnie pytanie. Tylko do przewodniczącego Przesmyckiego.

W jakich pozostajecie relacjach?
Rafał ROSTKOWSKI: – Nie mamy żadnej relacji. Odkąd pan Przesmycki przysłał mi maila, gdy byłem jeszcze zawodowym sędzią asystentem w ekstraklasie, że kończymy jakąkolwiek współpracę, wszelkie kontakty się urwały. Od tamtej pory nie rozmawiamy, i nie korespondujemy.

Blisko 20 lat w roli arbitra międzynarodowego i dobre międzynarodowe koneksje to za mało, aby ktoś w Kolegium Sędziów PZPN chciał wykorzystać człowieka z takim potencjałem?
Rafał ROSTKOWSKI: – Dla obecnego PZPN takie przygotowanie i doświadczenie nie jest ważne, bo takich sędziów jak ja – o podobnym obyciu międzynarodowym i stojących gdzieś z boku – jest więcej. Co najmniej kilkunastu ludzi, którzy mogliby być wykorzystywani przy systemie VAR, a jeszcze mocniej w procesie szkolenia sędziów w Polsce, znalazło się na marginesie. Kwalifikacje nie są teraz w cenie, dziś często bardziej liczy się kto to jest, a nie co potrafi.

Mam rozumieć, że zmierza pan do tego, że dziś pewnym problemem jest osoba szefa KS, pana Przesmyckiego?
Rafał ROSTKOWSKI: – Uważam, że ten pan jest dużym problemem. Zarówno dla PZPN, środowiska sędziowskiego, jak i całego polskiego futbolu.

W środowisku arbitrów, w którym formalnie pan już nie funkcjonuje, ale pozostaje w stałym kontakcie z kolegami, to przeważająca opinia? Czy jest pan odosobniony w tak krytycznej ocenie?
Rafał ROSTKOWSKI: – Odpowiem metaforycznie. Ze stu pierwszych książek, które przeczytałem w dzieciństwie, połowa była o sporcie lub sędziowaniu. Z czasem proporcje się zmieniały, ale o sędziowaniu nadal starałem się czytać wszystko, co ważne. Słuchając pana Przesmyckiego i patrząc na jego działalność w roli przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN, odnosiłem i odnoszę wrażenie, że dotychczas przeczytał tylko jedną książkę. Mianowicie „Przepisy gry”, która najwyraźniej bardzo mu się, niestety, nie spodobała. Pewnie dlatego samowolnie i bezprawnie postanowił dużo w piłce nożnej pozmieniać, choć przecież jedyną organizacją na świecie, która ma prawo ustalać i zmieniać przepisy gry, jest IFAB. Przez wiele lat było to zapisane w „Przepisach gry”, ale może Przesmycki nie zdążył doczytać, a może źle zrozumiał swoją rolę i dlatego nie był wierny zasadom.

Albo może uważał, że jest ponad prawem. Nawet jednak interpretacje przepisów dokonywane przez FIFA czy UEFA nie mogą być sprzeczne z przepisami IFAB. W historii światowej piłki nożnej trudno znaleźć inny taki przypadek, żeby sędziowie łamali przepisy pod wpływem szefa organizacji sędziowskiej. To kuriozalna sytuacja, przy czym warto zaznaczyć, że słowo: kuriozalna, jest najłagodniejszym z opisujących sytuację w sędziowaniu piłki nożnej w Polsce. A pozostaje jeszcze kluczowa kwestia organizacyjna: dlaczego to nie pan Przesmycki odpowiadał od początku za system VAR w Polsce, tylko Łukasz Wachowski, szef departamentu Rozgrywek PZPN?

No właśnie – z jakiego powodu?
Rafał ROSTKOWSKI: – Ano może dlatego, że kiedy wprowadzał sędziów bramkowych w naszym kraju, zrobił to tak nieudolnie, że już po 11 meczach trzeba było się z tego pomysłu wycofać? Jako jedyny kraj na świecie zrezygnowaliśmy z tego rozwiązania nie dlatego, że dodatkowych asystentów wyparł VAR, tylko z uwagi na kolosalną liczbę błędów. Ta idea wcale nie była zła, tylko wykonanie koszmarne. Pan Przesmycki nie interesuje się chyba w ogóle rozgrywkami międzynarodowymi, skoro przegapił, że podczas finałów Euro 2012, które odbywały się całkiem niedaleko od jego domu – w Polsce i na Ukrainie – asystentami bramkowymi Howarda Webba byli Martin Atkinson i Mark Clattenburg, a bramkowymi Nicoli Rizzolego byli Gianluca Rocchi i Paolo Tagliavento. A zatem sędziowie z najwyższego poziomu, znani z Ligi Mistrzów. Tymczasem Przesmycki wymyślił, że będzie wyznaczał nieprzygotowanych sędziów z niższych lig! Na dodatek bez szkoleń specjalistycznych!

Sądzi pan zatem, że dla dobra polskiej piłki obecny szef KS powinien ustąpić?
Rafał ROSTKOWSKI: – I to już dawno temu!