Pindera: Z radiem przy uchu

Byłem w tym pięknym i nie do końca bezpiecznym kraju w 1995 roku, przy okazji rozgrywanych tam mistrzostw świata w kolarstwie. Po ich zakończeniu wybrałem się na kilka dni do Cartageny, na Karaiby. Tam też zupełnie przypadkowo trafiłem na transmisję towarzyskiego meczu piłkarskiego Argentyna – Kolumbia rozgrywanego w Buenos Aires.

Pamiętam jak dziś, i nigdy tego nie zapomnę, jak nasza polska trójka (popularny radiowy komentator Tomasz Zimoch, Janusz Kozioł, dziś doradca ds. sportu prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, i ja) weszliśmy do jakiejś dużej, przestronnej kawiarni, by obejrzeć to spotkanie. Ogromny telebim, brak miejsc przy stolikach i telewizyjnego komentarza. Szok, bo wszyscy mieli przy uchu małe radyjka. Wyszliśmy szukając innego miejsca z komentarzem w tle i znów to samo. W każdym nawet najmniejszym bistro ten sam obrazek. W warsztacie samochodowym podobnie, mały czarno-biały telewizor i mechanik z radyjkiem przy uchu.

W Cartagenie popularnym środkiem komunikacji są dorożki. W czasie meczu nikt nimi nie jeździł, bo każdy woźnica z radiem przy uchu słuchał radiowego komentarza i nie w głowie mu było wykonywanie swych służbowych obowiązków. Sam mecz był nudny i nawet nie pamiętam wyniku, chyba był bezbramkowy remis.

Kolumbijczycy mieli wtedy dobrą drużynę prowadzoną przez Hernana Dario Gomeza, byłego asystenta charyzmatycznego Francisco Maturany. Z nieobliczalnym Jose Rene Higuitą w bramce, z Carlosem Alberto Valderramą, Faustino Hernanem Asprillą czy Freddy Eusebio Rinconem. Argentyna jak zawsze mogła liczyć na swoich asów: Javiera Zanettiego, Gabriela Batistutę czy Diego Simeone.

Kolumbia kilka miesięcy wcześniej podczas Copa America w Urugwaju wygrała 1:0 z Ekwadorem, przegrała 0:3 z Brazylią, w ćwierćfinale pokonała po rzutach karnych Paragwaj, by ostatecznie, po przegranej 0:2 w półfinale z Urugwajem wygrać mecz o trzecie miejsce z USA 4:1.

Teraz Kolumbijczycy mają drużynę nie gorszą niż wtedy, cztery lata temu w Brazylii doszli przecież do ćwierćfinału. Ale mistrzostwa w Rosji rozpoczęli fatalnie, od porażki z Japonią. W niedzielę, gdy wyjdą na boisko w Kazaniu, by zagrać z Polską, cała Kolumbia zastygnie z niepokoju w oczekiwaniu na ostateczny wynik.

Nie wiem, czy tak jak ponad dwadzieścia lat temu ludzie będą oglądać tam mecz z radiem przy uchu i słuchać żywiołowego, radiowego komentarza w którym więcej emocji niż racjonalnej oceny tego co dzieje się na murawie. Jednego jestem pewien: jak przegrają i odpadną z turnieju cały kraj pogrąży się w żałobie. A jeśli awansują zacznie się trudne do wyobrażenia szaleństwo.

U nas będzie tylko trochę podobnie. Kochamy piłkę, potrafimy dyskutować o niej godzinami, ale temperatura tych dyskusji znacznie różni od tego co tam przeżyłem. Kto nigdy nie był w Ameryce Południowej, nie wie czym dla Latynosów jest piłka nożna. Miałem to szczęście, że bywałem na meczach w Peru, Argentynie, Kolumbii, Wenezueli, oglądałem mecze Brazylii na igrzyskach w Rio de Janeiro, włącznie z dramatycznym finałem, który canarinhos wygrali po rzutach karnych. I myślę, że choć trochę zrozumiałem jak ważny dla tych ludzi jest futbol.