Z trenerem Moskalem podamy sobie ręce

Maksymilian Rozwandowicz po blisko sześciu latach zagra dziś przeciwko byłemu klubowi.


Rozwandowicz trafił do Zagłębia przed rozpoczęciem bieżącego sezonu z ŁKS-u. Wcześniej za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z łódzkim klubem. Kazimierz Moskal, nowy-stary trener łódzkiego klubu, z którym Maksymilian Rozwandowicz współpracował już wcześniej w klubie z Al. Unii nie widział dla piłkarza miejsca w zespole. Zresztą nie tylko on, ale także działacze łódzkiego klubu z Januszem Dziedzicem, dyrektorem sportowym na czele.

– Takie jest życie. Ja też kiedyś myślałem, że całą karierę spędzę w Wiśle Kraków, a musiałem odejść do Lecha Poznań. Wierzyłem, że na stałe osiądę w Krakowie, ale jeden z trenerów powiedział mi, że nigdy nie wiadomo co życie przyniesie. Maks ma wiele zalet i spędził w ŁKS sporo czasu. Jednak nie widziałem go na tej pozycji, na której gra i otwarcie mu to powiedziałem – tak decyzję o rezygnacji z usług Rozwandowicz tłumaczył latem trener Moskal.

Pomocnik Zagłębia to wychowanek Włókniarza Pabianice. W Łódzkim Klubie Sportowym pojawił się na początku 2017 roku. Regularnie występował w III, II i I lidze, a także w ekstraklasie. Z drużyną wywalczył trzy awanse z rzędu, pełnił rolę kapitana. Co warte podkreślenia to jedyny zawodnik w historii ŁKS-u z bramkami w czterech najwyższych klasach rozgrywkowych w Polsce.

Dziś na boisku, które doskonale zna, będzie chciał pokazać swoją wartość i udowodnić co po niektórym, że mylili się co do jego osoby.

– Zawsze u sportowca jest złość gdy ktoś z Ciebie rezygnuje. Takie rzeczy w piłce nożnej się zdarzają. Okresu gry w ŁKS-ie nigdy nie zapomnę, to był bardzo fajny czas, udało się wówczas sporo osiągnąć, krok po kroku wspinaliśmy się w ligowej hierarchii. Był też spadek, ale przecież w sporcie porażki też są wpisane w bieg zdarzeń. Teraz jestem jednak w Sosnowcu i najważniejsze jest Zagłębie. Na pewno będę chciał się pokazać z jak najlepszej strony i postaram się udowodnić, że niektórzy zbyt wcześnie mnie skreślili i nie tyczy się to tylko trenera Moskala, z którym na pewno jednak podamy sobie ręce przed meczem – mówi z uśmiechem Rozwandowicz.

28-latek szybko wywalczył sobie miejsce w składzie sosnowiczan. Jak do tej pory opuścił tylko jeden mecz, niemal zawsze rozpoczynał mecz w wyjściowej „jedenastce”. Nie wpisał się jeszcze na listę strzelców, choć miał ku temu okazje. Najlepszą z nich zmarnował w meczu z Ruchem Chorzów. Przestrzelił wówczas rzut karny.

– Bramki jeszcze nie ma, za to jest przestrzelony rzut karny i czerwona kartka w meczu w Gdyni. To oczywiście tak pół żartem, pół serio. W piłce nożnej najważniejsze jest dobro zespołu, a nie indywidualne statystki, zresztą gram na takiej pozycji, że tych bramek za wiele nie strzelam. Prawda jest taka, że skuteczność to nasza największa bolączka w ostatnim czasie. Stwarzamy sobie naprawdę sporo sytuacji i to cieszy, ale muszą iść za tym bramki. Potrzeba w tym wszystkim trochę szczęścia. Z Chojniczanką dwie poprzeczki, w Chorzowie poprzeczka. Stać nas na wiele, zresztą widać, że sportowo wyglądamy na boisku nieźle. Jeszcze tylko te bramki. Jestem przekonany, że to w końcu ruszy, a co za tym idzie nasza pozycji w tabeli także będzie inna – dodaje Rozwandowicz.

Piłkarze z Sosnowca w podróż do Łodzi udali się już wczoraj po popołudniowym treningu. Trener Artur Skowronek ma do dyspozycji wszystkich piłkarzy poza kontuzjowanym Sebastianem Boneckim. Do składu wracają po pauzie za żółte kartki Dominik Jończy oraz Michał Masłowski.


Na zdjęciu: Maksymilian Rozwandowicz nie myśli o tym, co było kiedyś.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus