Z tym Gierkiem to była lipa…

Rozmowa ze Zbigniewem Mikołajowem, byłym napastnikiem Zagłębia Sosnowiec, który skończył 70 lat.


Pańska kariera związana była bardzo mocno z Zagłębiem Sosnowiec, które zdobyło 4 wicemistrzostwa i 2 Puchary Polski. Gdy w sezonie 1973/74 znalazł się pan na Kresowej, zespół zajmował jednak ostatnie miejsce w tabeli I ligi (obecnie Ekstraklasa – red.), bez widoków na ratunek. Ale zdarzył się „Cud nad Brynicą”…

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Przyszedłem do Zagłębia, kwalifikując się do zespołu z grupy 30 zawodników, chłopaków z klubów Zagłębia Dąbrowskiego. Zresztą jako jedyny z niej. Ja prosty grajek z Górnika Klimontów dostałem się do Zagłębia, co było spełnienie moich marzeń. Zawsze byłem jego kibicem, chodziłem na wszystkie spotkania, a moimi idolami byli Andrzej Jarosik (w 1970 roku z 18 bramkami był królem strzelców I ligi) oraz Roman Bazan (rozegrał w barwach Zagłębia 379 meczów i strzelił 23 gole). Później to byli moi koledzy z boiska.

Jak to się stało, że prosty chłopak z Klimontowa, górniczej dzielnicy Sosnowca, dostał się do pierwszej ligi, a stamtąd do reprezentacji Polski?

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – W wieku 17 lat zadebiutowałem w seniorskim zespole Górnika Klimontów w A-klasie. Nikt wtedy nie przypuszczał, że za 10 lat trafię do reprezentacji. Gdyby nie ciężkie kontuzje, to miałbym szansę na dłuższe granie w pierwszej lidze, a może nawet i w reprezentacji Polski.

Jacek Gmoch, który był trenerem-koordynatorem w Sosnowcu,jednak nie dał Panu szansy w pierwszym meczu rundy wiosennej w 1974 roku. Do Wałbrzycha na mecz z tamtejszym Zagłębiem pan nie pojechał.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Chłopaki wygrali w Wałbrzychu 1:0, więc już nie liczyłem specjalnie na granie. Ale po tym meczu przyszedł do mnie Jacek Gmoch, wziął na bok i mówi: „Zbyszek, od dzisiaj jesteś w pierwszej drużyny i grasz od pierwszej minuty”. Byłem bardzo zdziwiony, ale wszystko potoczyło się bardzo fajnie. Pierwszy mój mecz był z Odrą Opole i od razu strzeliłem bramkę. Potem w Warszawie z Legią znowu strzelam. Kolejne spotkanie z Polonią Bytom i również trafiam do siatki. To było niesamowite wejście do pierwszej ligi. Od tamtej pory zacząłem grać regularnie w Zagłębiu. A konkurencja w ataku była duża, był przecież Włodek Mazur, później Jurek Dworczyk. Chyba najlepszy czas miałem w trakcie drugiego pobytu w Zagłębiu w sezonie 1979/80. Zagrałem wówczas w każdym ligowym meczu i strzeliłem 12 bramek.

Może tego pan nie wie, ale przeszedł pan do klubowej historii, gdyż tylko panu i Ryszardowi Czerwcowi udało się strzelić bramkę w każdym z kolejnych trzech spotkań, gdy debiutowaliście w Zagłębiu.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Rysiek Czerwiec miał podobny wyczyn pod koniec lat 80-tych, gdy klub wrócił do pierwszej ligi. Powiedział mi o tym prezes Leszek Baczyński, co mnie bardzo ucieszyło. Fajnie być kimś, kogo kibice pamiętają przez lata…

Gierek był… ojcem chrzestnym?

Wróćmy jeszcze do sezonu 1973/74, po którym mocno plotkowano, że to Edward Gierek, ówczesny pierwszy sekretarz PZPR, załatwił wam utrzymanie.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Coś tam mówiło się na ten temat, ale my się tym nie przejmowaliśmy. A w internecie można przeczytać, że Gierek był takim naszym ukochanym ojcem chrzestnym. Ale to bzdura, zwyczajna lipa… Utrzymaliśmy Zagłębie w pierwszej lidze ciężką pracą, walką z każdym rywalem. Po rundzie jesiennej byliśmy na ostatnim miejscu, mieliśmy na koncie zaledwie 6 punktów, ale w przerwie zimowej nastąpiła mobilizacja, klub ściągnął sporą grupę doświadczonych zawodników, zdolną młodzież i karta się odwróciła.

Jak pan wspomina Jacka Gmocha, późniejszego szkoleniowca reprezentacji Polski, który w Sosnowcu tworzył podwaliny słynnego banku informacji. To głównie z tego powodu zasłynął w polskiej piłce…

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – To były dziwne czasy, bo w sezonie 1973/74 mieliśmy aż czterech szkoleniowców. Czasami nie było wiadomo, kogo z nich słuchać. Przed rozpoczęciem sezonu wiosennego w sparingach zdobyłem sporo bramek i bardzo liczyłem na debiut. Ale początkowo nie załapałem się nawet na ławkę rezerwowych. Później dostałem szansę, bo Gmoch mi zaufał. Świetnie potrafił motywować zawodników, lubił także pożartować. Zresztą do dzisiaj jest z niego wesołek. No i ten jego „bank” pełen informacji. Przydał się w Zagłębiu.

Z Zagłębiem pracował też inny znany szkoleniowiec, który póxniej także prowadził reprezentację narodową, Andrzej Strejlau.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Mówiliśmy na niego „narkoman”, bo kawę pił jak wodę. No i trudno było go zobaczyć bez papierosa. To bardzo pozytywna postać, trener oddany całkowicie piłce.

Gol, który pomógł Jarosikowi

Podobno to dzięki panu szansę na wyjazd zagraniczny dostał Andrzej Jarosik, ikona Zagłębia, piłkarz już trochę zapomniany, któremu starsi kibice ciągle wypominają Igrzyska Olimpijskie w Monachium, gdzie odmówił Kazimierzowi Górskiemu wejścia na boisko z ławki rezerwowych?

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Pamiętam taki mecz z Lechem Poznań. Graliśmy wtedy w Czeladzi, bo Stadion Ludowy był w remoncie. Działacze obiecali Jarosikowi, że jak wygramy, to może się pakować. Było 2:0, a ja strzeliłem jedną z bramek. No i niedługo później rzeczywiście Andrzej wyjechał do Francji. Grał tam jakiś czas, ale potem słuch o nim zaginął…

Zaliczył pan 3 mecze w reprezentacji Polski. Pozostał niedosyt, że mogło być ich więcej?

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Akurat trafiłem na taki czas, że w grali w niej znakomici napastnicy, by wymienić Grzesia Latę czy Andrzeja Szarmacha. Gdzie mnie do nich! A co do moich meczów w reprezentacji Polski, to pojechaliśmy na tournee do Maroka i Iraku słabszym składem, bez największych gwiazd. Powołanie było dla mnie nagrodą za dobre występy w lidze. Kadra furory tam nie zrobiła, bo przegraliśmy z Marokiem i Irakiem po 0:1 i pokonaliśmy drużynę ligową z Algierii 1:0, a ja zdobyłem jedyną bramkę. Nie obyło się tam bez przygód. Pamiętam, jak jechaliśmy autokarem z przepięknej Casablanki do Marakeszu. Po drodze mijaliśmy pustynię oraz czerwone góry i nagle autobus się zepsuł. Spędziliśmy w ogromnym upale kilka godzin, ale na szczęście blisko była oaza. Inaczej byśmy się ugotowali na tej pustyni…

Pańskiej karierze cały czas towarzyszyły poważne kontuzje.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Może i osiągnąłbym więcej, gdyby nie groźne kontuzje kolana. Pierwszego bolesnego urazu doznałem na turnieju w Holandii, gdzie pojechałem z juniorami Zagłębia, będąc jeszcze graczem Klimontowa. Tak się pechowo złożyło, że to nasz bramkarz staranował mnie i rozwalił mi kolano. Po operacji szybko doszedłem do siebie, ale kilka lat później po starciu w meczu ligowym miałem znowu ogromne problemy z łąkotką. W tamtych czasach medycyna nie była tak rozwinięta jak obecnie, dlatego zamiast pauzować kilka tygodni leczyłem uraz przez rok. Zresztą do dzisiaj czuję bóle w nodze. Długa przerwa po kontuzji zdecydowała, że odszedłem pierwszy raz z Zagłębia.

O swojej śmierci dowiedział się z gazety

O Zbigniewie Mikołajowie głośno było nie tylko z powodu bramek strzelanych dla Zagłębia, ale także dla AKS-u Niwka. Ten dzielnicowy klub Sosnowca, który był „satelitą” Zagłębia, ale występował nawet w II lidze (drugi poziom rozgrywek). Miał pan ponoć niezłe „kopyto”, strzelając w jednym sezonie dla Niwki, grającej wówczas w III lidze, aż 34 bramki. Niezły wyczyn…

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Świetnie mi się grało w Niwce, gdzie była rodzinna atmosfera, wszyscy znaliśmy się doskonale i ufaliśmy sobie. W trzeciej lidze regularnie byłem królem strzelców.

Ciśnie się na usta pytanie, dlaczego nie odszedł pan do innego I-ligowego klubu. Nie było ofert?

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – W Niwce wypatrzyli mnie działacze Piasta Gliwice. Dawali dobre pieniądze, ale policzyłem, że brakuje mi pięciu lat do emerytury górniczej i zostałem w AKS-ie. Mogłem też wyjechać do Płocka, ale nie chciałem mamy zostawiać samej, gdyż miała problemy ze zdrowiem. Poszedłem pracować do kopalni, w dziale wentylacji. Musiałem doskonale znać wszystkie przejścia pod ziemią. Zresztą tych pięć lat błyskawicznie minęło. Może i szkoda, że nie zmieniłem klubu, że nie spróbowałem szczęścia w innej części kraju. Ale było, minęło…

Koledzy żartują z pana, że będzie długo żył, gdyż został pan uśmiercony w „Przeglądzie Sportowym”. W swoim felietonie Janusz Zaorski, autor „Piłkarskiego pokera” napisał, że były piłkarz Zbigniew Mikołajów… zapił się na śmierć. Jak pan wówczas zareagował na ten nekrolog w gazecie?

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Ja o tym nic nie wiedziałem, ale zadzwonił do mnie Jurek Miedziński, kolega z boiska, później trener. „Zbyszek, kup „Przegląd Sportowy” to się wszystkiego dowiesz. Pobiegłem do kiosku i czytam, że zapiłem się na śmierć. Nie powiem, kopnęło mnie i to zdrowo. Nawet nie to, że mnie uśmiercono, ale że przez wódę! To jakaś totalna bzdura. Pewnie, że zdarzyło się wypić, ale gdzie mi tam do alkoholika! Mogłem Zaorskiego podać do sądu i na pewno wygrałbym sprawę. On się tłumaczył, że pomylił mnie z innym napastnikiem, Dariuszem Marciniakiem, który źle skończył. Ostatecznie reżyser przeprosił mnie w gazecie i sprawę uznałem za zamkniętą. Koledzy rzeczywiście śmiali się, że będę długo żył i oby mieli rację.

Kilka dni temu obchodził pan 70. urodziny. Zagłębie pamiętało o panu organizując spotkanie w klubowej kawiarni. Koszulka z numerem „70” z pewnością znajdzie się na honorowym miejscu w prywatnej kolekcji pamiątek.

Zbigniew MIKOŁAJÓW: – Na pewno. To miłe, że pamiętano o mnie. Prezes honorowy Leszek Baczyński i prezes klubu Arkadiusz Aleksander dbają o nas, byłych piłkarzy Zagłębia i to im się chwali. Teraz Zagłębie przenosi się na nowy stadion i życzę moim następcom powrotu do ekstraklasy. Na takim pięknym obiekcie koniecznie musi być ekstraklasa…


Sosnowiecki „Mikołaj” w liczbach

Zbigniew Mikołajów urodził się 11 lutego 1953 w Sosnowcu. Pseudonim „Mikołaj”. Wychowanek Górnika Klimontów (pierwszy trener Marian Podgórski). Debiut w I lidze w Zagłębiu 24 marca 1974 z Odrą Opole w Sosnowcu (3:1) i już w 3 minucie strzelony gol! W latach 1974-76 oraz 1979- 1981 rozegrał w I lidze 76 meczów i strzelił 17 bramek. W AKS Niwka występował w latach 1977–79 oraz 1982-89. Po zakończeniu kariery przez kilka lat szkolił młodzież w AKS-ie Niwka. Zaliczył 3 występy w kadrze narodowej za kadencji trenera Ryszarda Kuleszy oraz 2 mecze w kadrze B (2 gole z Węgrami) oraz 4 mecze w reprezentacji młodzieżowej.


Fot. ARC