Za, a nawet przeciw

Jak uważa niemiecka agencja DPA, w kwestii zmiany terminu igrzysk nie chodzi wcale o sprawy finansowe, bo MKOl może sobie pozwolić na zmianę daty imprezy bez większego uszczerbku. Jest jednak wiele argumentów, które nakazują trzymać się ustalonego programu.

Jednym z nich jest opanowanie sytuacji epidemiologicznej w Chinach. To właśnie tam w połowie grudnia stwierdzono pierwsze przypadki koronawirusa i obecnie można mówić o wygasaniu epidemii. Zatem od pojawienia się wirusa minęły trzy miesiące i jeśli ten scenariusz sprawdzi się także w Europie, to czysto teoretycznie igrzyska mogłyby się odbyć na przełomie lipca i sierpnia.

Znalezienie odpowiedniego terminu dla igrzysk w przyszłym sezonie byłoby znacznie trudniejsze niż to było z piłkarskimi mistrzostwami Europy, które miały się odbyć w tym roku, ale turniej przesunięto na 2021. W kalendarzu na 2021 wpisanych jest dużo imprez mistrzowskich, które w roku olimpijskim się nie odbywają. Pogodzenie wszystkich byłoby dużym wyzwaniem logistycznym. Wiele światowych i europejskich federacji musiałoby iść na kompromis.

Igrzyska w bieżącym roku byłyby – jak twierdzi wielu – symbolem pokonania koronawirusa. Ich przesunięcie znaczyłoby poddanie się i bierne czekanie. Byłoby też kłopotliwe dla wielu krajowych związków i ministerstw, bowiem na podstawie wyników sportowych określane są budżety i finansowanie na kolejny rok. Gdy żadna impreza mistrzowska się nie odbędzie, kraje będą musiały znaleźć inne rozwiązania.

Wielu zawodników rok olimpijski traktuje jako pożegnanie ze sportem. Kolejne miesiące w treningowym rygorze mogą być dla nich dużym obciążeniem i wielu zakończy kariery bez ostatniego olimpijskiego startu, ale po miesiącach przygotowań i wyrzeczeń.

Co jednak mówi za tym, by igrzyska przełożyć na kolejny rok?

Przede wszystkim bezpieczeństwo zdrowotne oraz brak możliwości odpowiedniego przygotowania się. To dotyczy zwłaszcza sportów drużynowych. O wspólnych treningach trudno teraz mówić, zwłaszcza że wielu zawodników przechodzi kwarantannę.

Hale sportowe, pływalnie, a w Polsce także Centralne Ośrodki Sportu są zamknięte. Sportowcy zwyczajnie nie mają gdzie ćwiczyć i przekształcają swoje domy w miejsca do treningu. Trudno wówczas mówić o profesjonalnym przygotowaniu do najważniejszej imprezy czterolecia, nieraz jedynej w życiu.

Do Tokio ma zjechać 11 tys. sportowców, drugie tyle kibiców, osób towarzyszących, dziennikarzy. Przyjadą ze wszystkich zakątków świata. Jeśli pandemia nie zostanie opanowana, wówczas niebezpieczeństwo zarażenia się w Japonii wzrośnie wielokrotnie.

Wiele krajów zdecydowało się na zamknięcie granic. To znacznie utrudnia przeprowadzenie kontroli antydopingowych i sportowi oszuści mogą wykorzystać sytuację. To dla nich idealne rozwiązanie, choć jak zapewnia kierowana przez Witolda Bańkę Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) nikt, kto próbuje zażywać nielegalne środki, nie może czuć się bezkarnie i bezpiecznie.

Odwołano też niemal wszystkie kwalifikacje olimpijskie. Wiele dyscyplin nie określiło nawet, kiedy i gdzie miałoby to zostać nadrobione. W niektórych dyscyplinach sytuacja jest bardzo trudna, chociażby w piłce ręcznej mężczyzn – pewnych udziału jest zaledwie sześć z 12 drużyn.

Na zdjęciu: To może być… słomiany ogień.